1. Służyć Mu będziemy bez lęku

Zachariasz przy narodzinach swojego syna wielbił Boga i prorokował, że dzięki Jego zbawczej mocy „bez lęku służyć Mu będziemy w pobożności i sprawiedliwości” (Łk 1, 74-75). Proroctwo to spełnia się w nauczaniu Jezusa, który wiele razy i z wielkim naciskiem wzywał swoich uczniów do „służby bez lęku”. „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28) – zachęca Jezus uczniów, zapowiadając prześladowania z powodu Jego imienia. Apostołów zmagających się z przeciwnym wiatrem na jeziorze pośród nocy wzywa: Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się! (Mt 14, 27). Tuż przed swoją męką i śmiercią krzyżową, widząc zagubienie uczniów, napomina ich raz jeszcze: „Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka” (J 14, 27).

Chwalić Boga, czcić Go i służyć Mu (por. Ćd 23) możemy tylko wówczas, kiedy jesteśmy wolni wobec naszych lęków i nie dajemy się im sparaliżować, świadomi faktu, iż Ojciec nasz niebieski wie, czego potrzebujemy i nawet jeden włos z naszej głowy nie spada bez Jego wiedzy (por. Łk 21, 18). Źródłem naszych lęków jest zawsze mała wiara w moc miłości Boga i zbytnia troska o nasze życie. Stąd też Jezus wzywa nas: „Nie martwcie się zatem i nie mówcie: co będziemy jedli? co będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali? […]Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (Mt 6,31-32).

2. W miłości nie ma lęku

Nasze rozważania o lęku, podobnie jak wcześniejsze rozważania o uczuciach, nie są wykładem psychologii, ale jedynie garścią ascetycznych refleksji mających nam pomóc dostrzegać lękowe podłoże wielu naszych motywacji i oczyszczać się z nich. Trzeba nam zdać sobie sprawę, że nasze odruchowe nieraz zapewnianie w rodzaju „Ja się niczego nie boję” są często pewną obroną, aby nie dotykać w nas tego, co mogłoby obudzić „lękowe demony”. Nieraz też brakuje nam spójności między tymi motywacjami, które deklarujemy, a tymi, pod wpływem których rzeczywiście żyjemy i działamy.

Wzrost wewnętrzny człowieka mierzy się wzrostem w miłości. „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). Celem naszej modlitwy, rachunku sumienia, spowiedzi i całej pracy nad sobą winno być doskonalenie się w miłości Boga, bliźnich i siebie samych przez odważne stawianie czoła naszym lękom.

Każdy człowiek doświadcza w swoim życiu bardzo wielu lęków. Lęk w różnych postaciach i z różnym nasileniem idzie za człowiekiem jak cień od dnia narodzin aż do ostatniego dnia życia – do śmierci. Pierwszych lęków naszego życia (niemowlęcych obaw z powodu nieobecności matki czy braku pokarmu) nie pamiętamy, ale przez całe życie towarzyszy nam „wiernie jak pies” ostatni lęk każdego człowieka – lęk przed śmiercią.

Każdemu okresowi naszego życia towarzyszą określone lęki. Są one związane z rozwojem człowieka, z przeżywanymi przez niego trudnościami, problemami czy niebezpieczeństwami, z kruchością ludzkiego życia i świata, pośród którego żyjemy.

3. Czym jest lęk?

Lęk jest pewną reakcją uczuciową na jakieś zagrożenie, w którym się aktualnie znajdujemy. Im głębiej przeżywamy dane niebezpieczeństwo, tym większy lęk nam towarzyszy. Niebezpieczeństwo przeżywane w lękach może mieć charakter czysto subiektywny. Ujawniają się wówczas nasze wewnętrzne zachowania i postawy lękowe. Nasz lęk może wynikać nieraz także z rzeczywistego zagrożenia, w którym się znajdujemy.

Najczęściej jednak te dwa czynniki – subiektywny i obiektywny – są ze sobą złączone [W psychologii na określenie „subiektywnej” reakcji lękowej stosuje się pojęcie „lęku”, natomiast „obiektywną” reakcję lękową nazywa się „strachem”]. Poznanie samego siebie, poznanie swoich reakcji lękowych polega między innymi na umiejętności odróżniania lęku czysto subiektywnego, w którym zagrożenie jest tylko pozorne, od lęku wynikającego z rzeczywistego niebezpieczeństwa. Rozpoznanie i akceptacja pozornego zagrożenia w pewnych sytuacjach lękowych może być ogromną pomocą w przezwyciężaniu własnych lęków. Najgłębszą przyczyną lęku subiektywnego jest przede wszystkim wewnętrzne nastawienie człowieka, a nie rzeczywiste zagrożenie. W lękach subiektywnych zagrożenia postrzegane jako zewnętrzne mają de facto charakter pozorny.

Nasze rozważania dotyczą nie tyle „wielkich” chorobliwych lęków, które wymagają zwykle fachowej pomocy terapeutycznej, ale „małych”, pojawiających się tylko w pewnych sytuacjach, z którymi – jak nam się wydaje – można spokojnie żyć, ale które mimo wszystko pochłaniają wiele naszych sił i energii. Te pozornie tylko nieważne lęki czynią nas sztywnymi wobec ludzi, hamują naszą spontaniczność i radość życia, powodują częste napięcia psychiczne, zmęczenie, prowadzą do nadmiernej konsumpcji, bywają też niekiedy powodem seksualnego nieładu.

I choć z niektórymi lękami „jakoś” sobie radzimy, to inne z kolei dają nam się mocno we znaki. Im mniej jesteśmy świadomi naszych lęków i obaw, tym skuteczniej one kierują naszym życiem.

4. Nieświadoma obrona przed lękami

Jedną z dominujących, a zarazem bardzo przykrych cech lęku jest odczucie własnej bezradności. Człowiek, który się boi, nie widzi wyjścia z niebezpiecznej sytuacji, w jakiej się znalazł. Z bezradnością łączy się najczęściej świadomość własnej bezbronności. Gdybyśmy mieli rozwiązanie w sytuacjach niebezpiecznych, lęk ustępowałby natychmiast. Odczucie własnej bezradności i bezbronności szczególnie trudno znieść osobom pielęgnującym w sobie świadomość własnej siły i mocy oraz osobom z nadmiernymi ambicjami [por. K. Horney, „Neurotyczna osobowość naszych czasów”, Warszawa 1982, s. 44-55].

Rodzi się pytanie: Czego człowiek może się bać? Nie będzie chyba przesadą, jeżeli stwierdzimy, że można się bać w zasadzie wszystkiego. Jednak najbardziej człowiek zawsze boi się samego siebie, tego, co w nim jest nierozpoznane i nie- odkryte. Wiele lęków wywoływanych przez świat zewnętrzny bardzo często odzwierciedla jedynie lęki przed sobą samym i tym wszystkim, co jest w nas. Dobra znajomość siebie, świadomość własnych postaw wewnętrznych i reakcji daje nam wewnętrzną siłę i odwagę do stawiania czoła wszystkim zagrożeniom, zarówno tym, które powstają w nas samych, jak i tym, które płyną ze świata zewnętrznego.

Nie wszyscy jednak boją się wszystkiego. Lęk jest doświadczeniem bardzo zindywidualizowanym. To, czego się boimy i jak głęboki jest nasz lęk, zależy od wielu czynników: od historii życia, od środowiska rodzinnego, od struktury psychofizycznej, od naszych potrzeb, oczekiwań, pragnień, rozczarowań i życiowych zawodów, podtrzymywanych urazów itp. Dla prostej pracy nad sobą nie jest nam potrzebna głęboka psychoanaliza i doszukiwanie się najgłębszej genezy naszych lęków. Decydujące znaczenie ma natomiast poznanie istniejących aktualnie postaw lękowych: ich wielkość, nasilenie, oddziaływanie na nasze reagowanie, myślenie, decyzje, dokonywane wybory i nasze zachowanie.

Czego się boję? Co mnie wprowadza w stan poczucia zagrożenia i lęku? To bardzo trudne pytania. W pierwszej chwili może się nam wydawać, że niczego się nie boimy. „Wydaje się, że robimy wszystko, aby uciec od lęku czy od jego odczuwania. Wiele jest powodów tego, z których najpowszechniejszy to ten, że silny lęk jest jednym z najbardziej przykrych uczuć, jakich możemy doznawać” –  pisze Karen Horney.

Gdy ktoś usiłuje nam pokazać nasze nieświadome motywy lękowe, odruchowo zaczynamy z tym walczyć, czujemy się dotknięci, zagrożeni, niepewni. Rodzi się jakiś wewnętrzny sprzeciw, bunt i opór. Podobne uczucia rodzą się w nas także wówczas, gdy sami sobie próbujemy odsłaniać lękowe podłoże wielu naszych motywacji. Rodzący się w nas opór wewnętrzny, pod wpływem odsłanianych postaw lękowych, jest jak Cerber, wielogłowy pies z mitologii greckiej, który strzegł wejścia do Hadesu. Witał przyjaźnie zmarłych wchodzących do podziemia, ale z zajadłością rzucał się na wszystkich, którzy chcieli się z niego wydostać. Pragnąc wydostać się z „Hadesu” własnych lęków, musimy pokonać najpierw „Cerbera” – swój opór, pierwszy odruchowy bunt wewnętrzny, aby tego, co nas boli, nie dotykać.

W jaki sposób człowiek broni się przed lękami, jeżeli nie chce ich uznać w sobie i otwarcie stawiać im czoła?

Racjonalizacja

Pierwszym sposobem ucieczki przed uznaniem i świadomym przezwyciężaniem lęku jest racjonalizowanie go we własnej świadomości. Kierując się motywami lękowymi, człowiek może jednocześnie tłumaczyć sobie i innym, że zachowuje się w sposób uzasadniony i logiczny. Na potwierdzenie swojego lękowego działania można podawać dziesiątki różnych racji, z których jednak żadna nie będzie dotykała istoty problemu. I tak na przykład osoba mająca trudności w kontaktach z ludźmi, nieufna i nieśmiała, zamiast dostrzegać swoje lękowe postawy wobec bliźnich i próbować je pokonywać, może je racjonalizować swoimi opowiadaniami o wielkiej wrogości istniejącej między ludźmi, o niemożności zaufania im z powodu ich niedyskrecji itp. Jako dowód może przytaczać wiele przykładów z własnego życia lub też z życia innych. Przykłady te będą zwykle odzwierciedlać nagromadzone urazy i poczucie krzywdy w stosunku do bliźnich.

Zaprzeczanie

Zaprzeczanie istniejącym lękom to kolejna metoda bronienia się przed nimi. Z zaprzeczaniem tym może się łączyć pewne zewnętrzne opanowanie, a w niektórych momentach nawet brawura. Osoba zalękniona może mieć wówczas odczucie własnej odwagi i życiowej siły. Nierzadko młodzi ludzie, pełni różnych lęków, decydują się na uprawianie ekstremalnego sportu, wymagającego nieraz dużej odwagi, by w ten sposób zaprzeczyć własnej wrażliwości i kruchości, której się bardzo obawiają. Każdą przegraną przeżywają jednak bardzo boleśnie, ponieważ przypomina im ona o zasadniczym problemie, przed którym za wszelką cenę usiłują uciec. Rywalizacja sportowa czy inne zewnętrzne formy „sprawdzania siebie” mogą pomagać młodemu człowiekowi pokonywać lęk i nabierać większej pewności siebie, ale tylko wówczas, kiedy łączy się z nimi bardziej świadoma wewnętrzna praca nad sobą. Własnych obaw i lęków nie można pokonać, lekceważąc je i usiłując się zachować tak, jakby nie istniały.

Odurzanie

Kolejnym sposobem ucieczki od lęku jest odurzanie go. Psychologia podkreśla, iż u podłoża nadużycia alkoholu, narkomanii, nadużyć seksualnych czy braku umiaru w jedzeniu leży nierzadko potrzeba uspokojenia własnych lękowych przeżyć. Podobną rolę wobec lęku może spełniać chciwa pogoń za posiadaniem materialnym, liczne i powierzchowne kontakty towarzyskie, przepracowywanie się, bierne oglądanie telewizji itp. Wszelkiego typu lękowe „konsumowanie” ma na celu „zalanie wewnętrznego robaka”, który wprawia człowieka w ciągły stan napięcia i psychicznego zmęczenia. Wielu uważnych obserwatorów przemian cywilizacyjnych zauważa, że w parze ze wzrostem znerwicowania i napięcia psychicznego rośnie dziś zapotrzebowanie na konsumpcję. Odurzanie lęków nie prowadzi jednak do wyjścia z nich, ale jest jedynie nieświadomą formą pogrążania się w nich.

Unikanie sytuacji budzących lęk

Kolejny pozorny sposób uwalniania się od lęku polega na unikaniu wszystkich sytuacji, myśli czy przeżyć, które mogłyby go wywołać. Takie właśnie unikanie sytuacji wywołujących lęk może być świadomym wyborem człowieka. Częściej jednak bywa to mechanizm nieuświadomiony, który kieruje osobą wbrew jej zamierzonym intencjom.

Podane tutaj sposoby ucieczki przed lękiem najczęściej nie występują oddzielnie, ale w połączeniu z innymi. Na przykład ucieczka od sytuacji lękowych będzie nierzadko złączona z racjonalizacją lub też z zaprzeczaniem własnym lękom.

Stosowanie powyższych metod ucieczki od lęków nie zmniejsza samych wewnętrznych postaw lękowych, z których one wypływają. Trwałe stosowanie tych metod raczej utrwala je, co z kolei rodzi potrzebę częstszego korzystania ze stosowanych sposobów ucieczki. I w ten sposób powstaje błędne koło, które można zatrzymać jedynie, podejmując świadomą pracę nad swoimi lękami, by móc je kontrolować z pomocą ludzi i Boga.

5. Konsekwencje lęku

Stosowanie powyższych sposobów ucieczki od lęku daje człowiekowi pozorną wewnętrzną równowagę. Pozorną, ponieważ opartą na „chowaniu głowy w piasek”, a nie na odważnym i szczerym stawianiu lękom czoła. Jednak nawet za tę pozorną równowagę płaci się utratą wielu sił i energii. Sztuczne uśmierzanie lęku „kosztuje” człowieka drogo. Jakie są rzeczywiste skutki życia w maskowanych lękach?

Zmęczenie i wyczerpanie nerwowe

Po pierwsze, wszelkie nasze działanie, z którym wiąże się lęk, rodzi napięcie, zmęczenie i nerwowe wyczerpanie. „Wiele trudności przypisywanych powszechnie przepracowaniu wynika w rzeczywistości nie z samej pracy, ale z lęku związanego z tą pracą lub kontaktami ze współpracownikami” – pisze Karen Horney. Potocznie mówi się, że praca, której człowiek nie lubi, szybko męczy. De facto jednak męczy nie sama praca, ale konieczność pokonywania swoich wewnętrznych oporów wobec tej pracy. I tak na przykład kilkanaście minut egzaminu, którego student bardzo się obawia, może być źródłem wielkiego zmęczenia.

Zakłócenie w działaniu

Innym skutkiem lęku, który możemy obserwować u siebie i innych, są zakłócenia w działaniu połączone ze stanem lękowym. Na przykład osoba lękająca się publicznych wystąpień, nawet jeżeli bardzo dobrze się przygotuje, w czasie wygłaszania przemówienia może się często mylić, zacinać, robiąc wrażenie, że jest nieprzygotowana. Uczeń, który boi się czytać głośno przed klasą, będzie się często mylił, nawet jeżeli umie dobrze czytać. Lękliwy student, choć dobrze przygotował się do egzaminu, zdając go, może „ze strachu” wszystko zapomnieć. Kiedy dostanie negatywną ocenę i lęk przeminie, zwykle wszystko sobie przypomina.

Brak spontaniczności

Działanie pod wpływem lęku pozbawia nas spontaniczności, radości, satysfakcji i przyjemności twórczego życia, których moglibyśmy doświadczać, gdybyśmy umieli przezwyciężać w sobie lęki i żyć w wewnętrznej wolności. „Jada kolejką górską […], gdy powoduje niewielki lęk, może być nawet bardziej emocjonująca, podczas gdy łącząc się z silnym lękiem, będzie torturą” – pisze Karen Horney.

Niebezpieczeństwo zagubienia i kryzysu

U młodego człowieka powyższe formy obrony przed lękiem mogą mieć charakter przejściowy. Nie mają one wówczas większego wpływu na kształtowanie się postawy życiowej. Jeżeli jednak są one stosowane w sposób nieświadomy przez wiele lat i dana osoba nic nie robi, by swoje lęki przezwyciężać, ale ciągle „chowa głowę w piasek”, udając przed sobą i przed innymi, że „wszystko jest w porządku”, wówczas lęki te mogą stawać się pewnymi strukturami nerwicowymi. Nerwicowe struktury umożliwiają wprawdzie życie we względnej „stabilizacji”, ale – jak to już mówiliśmy – za bardzo wysoką cenę.

W sytuacjach trudnych osoby funkcjonujące w oparciu o nerwicowe struktury mogą nie wytrzymywać napięcia i ulegać załamaniu. Tym tłumaczy się nieraz „nagłe” stany depresji i innych załamań psychicznych przydarzające się osobom, które – jak sądzą one same i otoczenie – dobrze dotąd radziły sobie w życiu. Sytuacje te objawiają jedynie głębokie lęki, które zostały zepchnięte w lochy nieświadomości.

6. Czego ja się lękam?

Aby móc stawić czoła swoim lękom, trzeba najpierw bardzo jasno je sobie uświadomić. Byłoby rzeczą pożyteczną w czasie rekolekcji wejść w „historię” swoich lęków. Większość z nich doskonale pamiętamy. Możemy więc zadać sobie następujące pytania: Czego się w życiu bałem: w okresie dzieciństwa, w okresie dojrzewania, młodości i w wieku dojrzałym? Co budziło we mnie lęk? Jakie sytuacje, jacy ludzie, jakie doświadczenia?

Dostrzeżmy najpierw zewnętrzne sytuacje budzące lęk: doświadczenia rodzinne, relacje z rówieśnikami, doświadczenia związane ze szkołą, studiami, pracą. Jakie osoby budziły moje największe lęki? Dlaczego? Czego się bałem? Zauważmy też lęki „bez żadnej zewnętrznej przyczyny”: koszmarne sny, uczucia paniki, chwile bezradności. Świadomość własnego lęku może wywoływać swoistą spiralę lękową – lęk przed lękiem.

Kolejne ważne pytanie, które możemy sobie zadać: Jakie były moje reakcje na przeżywany lęk? Co robiłem w sytuacjach zagrożenia? Jak się w nich zachowywałem? Jaki wpływ miały moje lęki na moje zachowania i relacje z bliźnimi? Jakich osób najbardziej się obawiałem? Czy szukałem pomocy w moich lękach? Jeśli tak, u kogo? Przed kim wypowiadałem moje lęki? Czy pomoc ta przynosiła mi ulgę?

Odkrycie i uświadomienie sobie swoich obaw i lęków – szczególnie tych zamaskowanych – jest rzeczą niełatwą z powodu wewnętrznego oporu, o którym już mówiliśmy. Stąd też, by nasza praca nad lękami była skuteczna, zwykle potrzebujemy pomocy osoby kompetentnej. W sytuacji „zwyczajnych” lęków wystarcza pomoc doświadczonego kierownika duchowego. Otwartość i zaufanie pomogą nam wypowiedzieć przed nim wszystko, czego się boimy.

Werbalizacja naszych lęków przed bliźnimi pozwala nam także rozeznać i oddzielić rzeczywiste zagrożenie od zagrożenia pozornego, które ma swoje źródło w naszych postawach lękowych utrwalonych nieraz przez dłuższy czas. Uświadomienie sobie i wypowiedzenie naszych obaw i lęków, chociaż nie prowadzi do natychmiastowego ich zniknięcia, to jednak bardzo pomaga do otwartego stawiania im czoła i uwalniania się od ich tyrańskiej władzy nad nami.

Uciekając przed lękiem, nie tylko nie oddalamy się od przeżywanego zagrożenia, które staje przed nami – w rzeczywistości czy tylko w wyobraźni – ale wprost przeciwnie: przyciągamy jedynie to, czego się obawiamy.

„Strach – pisze Viktor E. Frankl – po prostu przyciąga to, czego się boimy. Stwierdzono kiedyś, że większość wypadków utonięcia odnieść można właściwie do tego, że tonący przeraził się możliwości utonięcia. To, czego ktoś się obawia, czego ze strachem oczekuje, to też mu się przytrafia. Kto mocno obawia się zarumienienia, ten już się czerwieni. Kto boi się oblania potem, temu właśnie ta obawa wyciska ze skóry zimny pot. My, psychiatrzy, znamy ten mechanizm lęku oczekiwania. Chodzi tu o krąg iście diabelski: jakieś samo w sobie niewinne zakłócenie zdrowia, które jako takie byłoby czymś przejściowym, rodzi obawy, obawy potęgują to zakłócenie, a spotęgowane umacniają pacjenta w jego obawach. Diabelski krąg zamyka się, wiążąc pacjenta, przynajmniej do chwili wkroczenia lekarza. Momentem najbardziej diabelskim w tym kręgu jest to, że lękliwe oczekiwanie zawsze prowadzi do intensywnej samoobserwacji. Pomyślmy tylko o jąkale: trwożnie obserwuje on własną wymowę i już ta samoobserwacja zakłóca mu mowę i zahamowuje go. Albo pomyślmy o kimś, kto na gwałt, kurczowo usiłuje zasnąć: napięcie, z jakim kieruje swoją uwagę na zaśnięcie, samo je uniemożliwia. Może nawet się zdarzyć, że ktoś taki nagle budzi się z osiągniętego już snu z myślą: zdaje mi się, że przed zaśnięciem chciałem jeszcze coś załatwić. Racja, chciałem przecież zasnąć!”.

7. Doświadczenie lęku kryterium autentyczności wiary

Rodzi się jednak pytanie: Skąd wziąć tyle wewnętrznej siły, aby oprzeć się tyranii budzących się w nas lęków, by w sytuacji zagrożenia świadomie i z wolnością kierować swoimi odruchami, decyzjami i czynami?

Problemu naszych lęków nie rozwiążemy, odwołując się tylko do ograniczonych i zawsze zawodnych ludzkich możliwości. Może już nawet doświadczaliśmy, że w lęku nie zawsze wystarczy „wziąć się w garść”. Nieraz chcielibyśmy to uczynić, ale odczucie zagrożenia okazuje się silniejsze. Problem lęku rozwiązuje się dopiero wówczas, kiedy z wielkim zaufaniem powierzymy nasze życie Temu, który ma władzę nam je dać i ma władzę je odebrać (por. J 10, 18). Na lęk trzeba nam patrzeć nie tylko z punktu widzenia psychologicznego, ale przede wszystkim pod kątem duchowym. Każdy lęk jest straszliwym kuszeniem szatana, który pragnie odizolować nas od Boga i bliźnich, zamknąć w nas samych i rzucić w rozpacz. Sedno zaś rozpaczy stanowi zwątpienie w Boga i Jego ojcowską miłość.

Doświadczenie zagrożenia i lęku jest dla człowieka kryterium autentyczności jego wiary; to właśnie chwile lęku objawiają najpełniej, na kim lub na czym nasze życie się opiera. Lęk demaskuje powierzchowność wielu naszych przekonań o         sobie, deklaracji składanych Bogu i ludziom. Lęk wystawia człowieka na próbę. Jak mówi Karl Rahner SJ, próbę „autentyczną i niebezpieczną”. Według Rahnera człowiek zwycięży w tej próbie „tylko w wypadku, gdy już w czasie walki uzyska dopływ nowych sił. Gdyby próbował walczyć jedynie z potencjałem, z którym wszedł w bój, musiałby na długą metę przegrać. […]Nie przeprowadziłby bowiem potyczki zwycięsko, gdyby ją chciał kontynuować w ciasnym zakątku, w którym został napadnięty; w zakątku małych upodobań, wygodnictwa, zamkniętego w sobie samolubstwa. Człowiek musi rosnąć w czasie pokusy, musi sam narzucić pokusie pole walki, a tym polem muszą być horyzonty wieczności”.

Podstawową „terapią” na wszystkie nasze lęki, te „zwyczajne”, „codzienne”, które towarzyszą każdemu człowiekowi, jak i te „większe”, które wymagają pomocy terapeutycznej, jest pełne otwarcie się na Boga i Jego miłość. Psalmista modli się: „Kto się w opiekę oddał Najwyższemu i w cieniu Wszechmocnego mieszka, nie ulęknie się strachu nocnego – nie będzie żył w lęku” (por. Ps 91, 1. 5).

Ostatecznie u źródeł wszystkich lęków leży nasza niewiara, próba budowania bezpieczeństwa na ludzkich tylko możliwościach, które są zawsze ograniczone i zawodne. Ujawnia się to zwłaszcza we wszystkich sytuacjach granicznych człowieka: w chorobie, niepowodzeniach życiowych, rozczarowaniu ludźmi, a zwłaszcza w zagrożeniu ostatecznym – w zagrożeniu śmiercią. Jezus uświadamia to Piotrowi, który krocząc po jeziorze, „na widok silnego wiatru uląkł się i […]zaczął tonąć […]. „Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?” (Mt 14, 30-31) – pyta Jezus Piotra. Pogrążanie się we własnym lęku wypływa zawsze z wpatrywania się w samo zagrożenie i w swoje ograniczone ludzkie siły, a nie w Jezusa, który wzywa nas do siebie – „Przyjdź!” (Mt 14, 29) – i sam daje moc kroczenia po wzburzonych falach.

Doświadczenie lęku stawia przed człowiekiem wyzwanie do przekraczania siebie samego, do wyjścia z tego wszystkiego, na czym było oparte jego dotychczasowe życie, by móc odnaleźć fundament, który nie runie nawet wówczas, gdy walić się będą ludzkie zabezpieczenia. Doświadczenie lęku wzywa do spojrzenia na swoje życie z ewangelicznym realizmem: „Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego żyda?” (Mt 6,27).

Sytuacje lękowe, które doprowadzają nas do zagubienia i rozpaczy, mogą jednocześnie stać się „trudnym darem” dla wzrostu wiary. Co zwycięży, o tym decyduje ludzkie serce, które albo coraz bardziej zamyka się w buncie przeciwko konieczności nieustannego umierania, albo też – zgadzając się na umieranie – otwiera się na „horyzont wieczności”, na obietnicę życia wiecznego.

I tak pragnienie życia w wolności wobec własnych lęków – bo nierealne jest pragnienie życia bez lęków – prowadzi nas do wiary w życie wieczne, w rzeczywistą obecność i działanie Boga w naszym życiu. Uleganie lękowi, ucieczka przed nim – niezależnie od tego, czy jest ona jawna, czy też dobrze zamaskowana – jest znakiem zamknięcia się w doczesności oraz znakiem naszej niewiary w Opatrzność Bożą. Jest znakiem szukania bezpieczeństwa tam, gdzie nie możemy go odnaleźć – w nas samych.

8. Jezus pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił

Wzywając swoich uczniów do odważnego stawiania czoła lękom, sam Jezus musiał się również z nimi zmagać, ponieważ był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu (por. Hbr 2, 17). Podobny był do nas również w naszym zmaganiu się z zagrożeniem i lękiem. Modlitwa Jezusa w Ogrójcu jest punktem kulminacyjnym Jego walki ze wszystkim, co w sposób naturalny uderzało w Jego ludzkie życie. Św. Łukasz pisze: „Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię” (Łk 22, 44). Gęste krople krwi to uzewnętrznienie straszliwej trwogi Jezusa, którą przeżywał przed okrutną męką i śmiercią krzyżową. I w tym właśnie doświadczeniu wewnętrznej trwogi aż do krwawego potu Jezus staje się bardzo „ludzki” i przez to bardzo nam bliski.

W trwodze Jezusa są obecne lęki wszystkich ludzi. On dźwigał nasze cierpienie i boleści (por. Iz 53, 4) – mówi Izajasz. Lęk jest wielkim cierpieniem i wielką boleścią człowieka, nie mniejszą niż cierpienie fizyczne. Parafrazując słowa Proroka, możemy powiedzieć: „On dźwigał wszystkie nasze lęki”.

Jezus nie stosuje żadnej z opisanych metod ucieczki przed lękiem: nie racjonalizuje swojego lęku, nie wstydzi się przyznać do trwogi, nie udaje nadludzkiego bohatera – twardego i nieczułego wobec cierpienia. Ta Jezusowa „słabość wobec lęku” była szokiem dla uczniów i powodem ich zwątpienia, które sam Mistrz zapowiedział: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy” (Mt 26, 31). Jezus nie odurza także swojego cierpienia i lęku. Akceptuje je świadomie i dobrowolnie. Dlatego przed ukrzyżowaniem nie przyjął odurzającego napoju – wina zmieszanego z żółcią (por. Mt 27, 34). Jezus nie ucieka też przed sytuacją, która ten lęk rodzi. Świadomy tego, co ma nastąpić, i przekonany, iż taka jest właśnie wola Ojca, wchodzi w cierpienie i śmierć oraz w trwogę z nimi związaną.

Zmagania Jezusa w Ogrójcu są dla nas wielkim wezwaniem, byśmy i my nasze lęki przeżywali świadomie, jak On, byśmy za Jego przykładem stawiali im czoła. Jezus, doświadczając trwogi, szuka pomocy. Najpierw szuka pomocy u swoich umiłowanych uczniów – Piotra, Jakuba i Jana. Prosi ich, aby byli razem z Nim w Jego doświadczeniu trwogi. Wyznaje im też pokornie stan swojej duszy: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci” (Mt 26, 38).

Kiedy przeżywamy różnorakie lęki, potrzebujemy pomocy. W naszych lękach trzeba nam szukać najpierw „ludzkiej” pomocy; winniśmy więc prosić o wsparcie kierownika duchowego, terapeutę lub inną osobę, przed którą możemy wypowiedzieć swój stan zalęknienia. Już samo wypowiedzenie się przed bliźnim może być dla nas wielką pomocą. Z całą pokorą i odwagą trzeba opisać przed człowiekiem, który nam pomaga, przeżywane zagrożenie, bezradność, bezbronność, zagubienie. W lęku potrzebna jest nam postawa pokory: uznanie przed sobą i przed innymi swojego stanu bezradności i bezbronności.

Często nasza chora ambicja nie pozwala nam przyznać się do naszych lęków przed sobą i przed innymi. Zakładamy wówczas maski pewności siebie, stosujemy przeróżne wybiegi, aby ukryć naszą trudną sytuację. Jezus, Bóg Człowiek, najdoskonalszy z ludzi, nie boi się przyznać, że potrzebuje pomocy swoich umiłowanych. A kiedy nie udzielili Mu jej, zwraca się do nich z bardzo „ludzkim wyrzutem”: „Nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną?” (Mt 26, 40).

Człowiek bliski, chociaż może nam niewątpliwie wiele pomóc w dobrym przeżyciu sytuacji lękowych, to jednak najczęściej nie może podać nam rzeczywistego rozwiązania problemu wywołującego lęk. Nie może tego uczynić szczególnie wówczas, kiedy lęki dotykają zasadniczych problemów ludzkiego istnienia: życia i śmierci. Problemy te przekraczają kompetencje każdego człowieka.

Jezus ma świadomość, że tylko Ojciec może uspokoić ostatecznie Jego synowskie serce. Prosi Apostołów, aby trwali z Nim w zanoszeniu błagania do Ojca. Ojciec wysłuchuje prośby Syna, ale zgodnie ze swoim odwiecznym Planem Zbawienia. To właśnie wówczas, kiedy anioł z nieba pocieszył Jezusa, przychodzi moment najtrudniejszego zmagania. Jezus otrzymuje umocnienie, aby Jego walka była wytrwała i skuteczna. Bóg nie uwalnia nas od trudu zmagań z tym wszystkim, co chce nas pogrążyć w smutku i rozpaczy, ale umacnia nas swoją łaską, byśmy walczyli wiernie i wytrwale, abyśmy brali nasz los w nasze ręce.

Jezus nie obiecywał swoim Apostołom łatwiejszego życia tylko z tego powodu, iż są Jego uczniami; nie obiecywał im życia bez cierpienia. Wręcz przeciwnie. On zaprasza uczniów, aby cierpieli dla Jego Imienia razem z Nim. Życie uczniów – jeżeli będą wierni Mistrzowi – będzie naznaczone zaparciem się siebie i niesieniem krzyża (por. Mt 16, 24). Obiecał im jednak, że będzie z nimi w ich zmaganiach aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Siłę do przyjęcia doświadczeń, które budzą lęk, ponieważ godzą w samo życie człowieka, może dać nam jedynie Bóg. Doświadczenie sensu śmierci może zrodzić się tylko w relacji z Bogiem, który jedynie sam może dać „życie po życiu”, życie wieczne po życiu ziemskim.

Naszych zasadniczych lęków i obaw, odnoszących się do życia i śmierci, choroby i zdrowia, nie możemy nigdy uspokoić sami. Spychanie ich, oddalanie, racjonalizowanie, uśmierzanie w sposób sztuczny nie jest żadnym rozwiązaniem. One bowiem pojawiają się z jeszcze większą siłą, w nowych formach.

Wiele Psalmów to modlitwy człowieka doświadczonego zagrożeniem i lękiem. Sam Jezus na krzyżu modlił się Psalmem 22, który jest właśnie modlitwą człowieka osaczonego wielkim niebezpieczeństwem.

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam w ciągu dnia, a nie odpowiadasz,
i nocą, a nie znajduję pokoju. […]]a zaś jestem robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludzkie i wzgardzony przez lud.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
rozwierają wargi, potrząsają głową:
„Zaufał Panu, niechże go wyzwoli […]Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości. […]Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
Mocy moja, spiesz mi na ratunek! […]Będę głosił imię Twoje swym braciom
i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia:
„Chwalcie Pana, wy, co się Go boicie,
sławcie Go, całe potomstwo Jakuba”
(Ps 22, 2-3. 7-9. 17-18. 20. 23-24).

Powyższy Psalm, obok Psalmu 91, niech będzie naszą modlitwą w chwilach zagrożenia i lęku, niezależnie od tego, czy zagrożenie to będzie realne, czy tylko powstałe w naszej wyobraźni. Bo choć w tych dwu sytuacjach przyczyny lęku są różne, to jednak cierpienie jest podobne. Modlitwa skargi i błagania niech się jednak przeradza – jak w ustach Psalmisty – w modlitwę uwielbienia i adoracji Boga, który nigdy „nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, […]i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego” (Ps 22, 25), jak Ojciec wysłuchał w Ogrójcu swojego Jednorodzonego Syna.

Fragment Adamie, gdzie jesteś? (Kraków, 2012), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]