Najważniejszy kwadrans Ignacego
Tytuł | Autor | Odsłony |
---|---|---|
Krótko o rachunku |
zebrał Marcin Pietrasina SJ | 0 |
Ignacjański rachunek sumienia |
Joseph Tetlow SJ | 0 |
Codziennie Inny |
0 |
|
Kwadrans miłującej uwagi |
Willi Lambert SJ | 0 |
Najkrótsze rekolekcje |
Willi Lambert SJ | 0 |
Codzienny rachunek sumienia |
Georges A. Aschenbrenner SJ | 0 |
Codzienny rachunek sumienia |
Józef Augustyn SJ | 0 |
Najważniejszy kwadrans Ignacego |
Willi Lambert SJ | 0 |
Krótko o rachunku
zebrał Marcin Pietrasina SJ
Proponowany przez św. Ignacego Loyolę codzienny rachunek sumienia nie jest tym samym, co rachunek sumienia przygotowujący do sakramentu spowiedzi – chociaż, przy pewnych modyfikacjach, można go i w taki sposób wykorzystać. Jego istotę dobrze wyraża jedno z określeń: kwadrans miłującej uwagi.
Codzienny rachunek sumienia jest rodzajem modlitwy, spotkania z Bogiem, podczas którego możemy z uwagą przyjrzeć się temu, jak przebiegł miniony dzień. Możemy spojrzeć na swoje życie oczami Boga – w świetle Ewangelii, ale bez osądzania siebie. Jest to kontakt z Bogiem, w którym pragniemy powierzyć Mu wszystko, co nas danego dnia spotkało.
Punktem wyjścia jest tutaj uświadomienie sobie fundamentalnej prawdy, że to Bóg jest dawcą – mojego życia, wzrostu i wszystkich otaczających mnie osób i rzeczy. Moją odpowiedź na wszystko to, co otrzymuję od Boga, daję w swojej codzienności. To w zwyczajnych, codziennych wydarzeniach odpowiadam Bogu pozytywnie lub negatywnie, jestem Mu wierny albo odstępuję od tej wierności.
W rachunku sumienia poszukujemy woli Bożej i przyglądamy się swojej odpowiedzi na tę wolę. Codzienny rachunek ma więc być osobistym spotkaniem z Bogiem, a nie spotkaniem głównie z własną świadomością. To z wnętrza mojej relacji z Bogiem mam razem z Nim przyglądać się wydarzeniom swojego życia. Mogę wtedy powoli rozpoznawać w swojej codzienności Jego obecność, Jego wierność, Jego dary, działanie Jego Świętego Ducha, a także sposób, w jaki należy Mu odpowiadać i dostosowywać się do Jego woli.
Owocem takiego wysiłku otwierania się na Boga jest coraz większa wrażliwość duchowa oraz dostrzeganie obecności Boga w moim codziennym życiu, w każdym wydarzeniu, doświadczeniu, relacji z drugim człowiekiem.
Warto również zaznaczyć, czym codzienny rachunek sumienia nie jest. Otóż, nie jest on przyglądaniem się wszystkiemu przez pryzmat własnego „ja”. Nie jest też zestawieniem wydarzeń, które oceniałbym jedynie w aspekcie moralnym – tu spełniłem jakieś kryteria, tam ich nie spełniłem. Nie jest zwykłym bilansem, który każdy mógłby sporządzić pod koniec dnia.
Nie chodzi też przede wszystkim o poszukiwanie tego, co zrobiłem złego – nie jest to drobiazgowe wyszukiwanie swoich błędów.
Chodzi tu bardziej o skoncentrowanie się na postawach i uczuciach, jakie wywołują we mnie określone sytuacje, niż na grzechach. Uczucia bowiem ukazują nam prawdę o nas samych i mogą prowadzić nas głębiej, do korzeni grzechu. Chodzi tu o badanie sumienia, a nie rejestr naszych grzechów.
Trzeba więc uważać, by nie popaść w moralizowanie, a zwłaszcza w zbyt łatwe ocenianie czy potępianie siebie, ze swojego punktu widzenia. Chodzi o to, by wsłuchiwać się w głos Boga, który do czegoś mnie wzywa, a od czegoś innego odciąga. Jeżeli zabraknie ducha modlitwy, otwarcia na spotkanie z Bogiem, to czymkolwiek byłoby takie ćwiczenie, na pewno nie jest rachunkiem sumienia, o którym mówi św. Ignacy.
Św. Ignacy wyróżnia pięć etapów rachunku sumienia, proponując poświęcić na nie około kwadransa.
Pierwszy etap to dziękczynienie: dziękuję Bogu za to, co mi dzisiaj uczynił i dał.
Drugi – to prośba o światło: proszę Boga o otwartość serca, o zdolność kształtowania siebie zgodnie z Jego darem złożonym we mnie, a zniekształconym przez grzech.
Trzeci – to wejrzenie w siebie: przyglądam się temu, co tworzyło mój dzień – wydarzeniom, działaniom, słowom, myślom.
Czwarty – to prośba o przebaczenie: oddaję Bogu moje uchybienia, zaniedbania, winy.
Wreszcie piąty etap to postanowienie poprawy: powierzam się Bogu i myślę, co konkretnie, z Jego pomocą, mogę w najbliższym czasie w sobie zmienić.
Na końcu wspomnę, że nie można traktować rachunku sumienia jak cudownego lekarstwa, które zastosowane ma przynieść natychmiastowe uzdrowienie. Przy takim podejściu szybko rodzi się myśl o braku skuteczności tej formy modlitwy – niecierpliwość, zniechęcenie i rezygnacja. Nie można zapominać, że rzucone w ziemię ziarno potrzebuje czasu na kiełkowanie i wzrost. Tymczasem we współczesnym sposobie życia pełnym pośpiechu, nerwowości, przeświadczenia, że wciąż brakuje nam czasu, coraz trudniej przychodzi nam wyciszenie i podjęcie świadomej refleksji nad swoim życiem.
* * * *
Powinieneś zauważyć poruszenia serca. Jeśli ich nie zauważasz, jesteś nieświadomy. Nie wystarcza jednak tylko zauważać, powinieneś poznać, czy prowadzą one do dobra, czy do zła, w przeciwnym przypadku jesteś nieodpowiedzialny. Nie wystarczy także jedynie dostrzegać i poznawać. Wszystko rozgrywa się w wolności zatrzymania tego, co dobre, i odrzucenie tego, co złe.
* * * *
W ogródku twego serca kiełkuje każde nasienie, czy to rzodkiewka, czy mlecz. Do Ciebie należy decyzja, czy będziesz podlewał mlecz, a wyrywał rzodkiewkę, czy czynił odwrotnie
Publikacja tekstu za zgodą autora. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Ignacjański rachunek sumienia
Joseph Tetlow SJ
Przykład „Rachunku sumienia” pochodzi z książki J. Tetlowa SJ „Choosing Christ in the World”. W języku polskim został opublikowany w książeczce Michaela Hartera SJ „Rozpaleni miłością. Modlitwy z jezuitami” (Wydawnictwo WAM, Kraków 2003)
Ignacego Loyola,
„Ćwiczenia duchowe”, nr 43 |
Joseph Tetlow SJ |
Punkt 1. Podziękować Bogu, Panu naszemu, za otrzymane dobrodziejstwa. | Na wstępie podziękuję Bogu za dobre rzeczy, które mnie spotkały w dniu dzisiejszym. Szczegółowo je rozważę, bez zwracania uwagi na ich kolejność. Na przykład, podziękuję Bogu za wschód słońca albo deszcz, za naprawienie krzesła, telefon od przyjaciela, za dobre samopoczucie przez cały dzień, za silę, aby wieczorem dokończyć pracę.
Robiąc to, mogę równie dobrze natrafić na uczynek, który zrobiłem, wydarzenie, uczucia czy pragnienia, w których znalazłem zadowolenie, ale nie mogę podziękować Bogu za nie, gdyż były one obraźliwe lub grzeszne. |
Punkt 2. Prosić o łaskę poznania grzechów i porzucenia ich. | Podziękowawszy Bogu za wszystkie dary otrzymane w tym dniu, poproszę o jeszcze jeden: aby widzieć wyraźnie, jak dzięki tym darom i przez nie wzrastam do jeszcze większej pełni życia z Bogiem. |
Punkt 3. Domagać się od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, a najpierw co do myśli, a potem co do słów, a wreszcie co do uczynków, wedle tego samego porządku, jak to było powiedziane przy rachunku szczegółowym. | Następnie zbadam uważnie, co moje czyny, zaniedbania, myśli, pragnienia mówią mi o mojej relacji z Bogiem, z samym sobą i z innymi w Bogu. Czasami jedno wydarzenie może oznaczać coś szczególnego. Na przykład: straciłem panowanie nad sobą; odczuwałem wielką radość z otrzymanej wiadomości: powstrzymywałem się od podjęcia decyzji,
o którą ktoś mnie poprosił; zbyt dużo czasu spędziłem nad niewiele znaczącym zajęciem. Spokojnie spytam siebie, co mój czyn i nastawienie oznaczały. Czy uosabiają one miłość Boga, lęk czy nieufność? Czy nie przypominają mi one o braniu na siebie zbyt wielu obowiązków i dlaczego zwykłem tak postępować? Czy nie oznacza to, iż nie akceptuję mojego życia lub okoliczności, w których żyję? Czasami jedna rzecz nie ma większego znaczenia wobec czegoś, co wydarzyło się w czasie całego dnia. Na przykład, przez cały dzień byłem zmartwiony i niespokojny; zawsze kiedy widziałem pewną osobę, chciałem zwrócić na siebie jej uwagę; wykonałem swoją pracę pośpiesznie i bez wkładania w nią wysiłku; wybuchałem gniewem z powodu błahostek. Spokojnie spytam siebie, co takie tendencje mówią o mojej wierze w Boga, o ufności i miłości wobec Niego. Innym razem klimat mojego życia może się ukazać w tak prosty sposób, jak pogoda. Na przykład, wzrasta moje niezadowolenie z pracy; pozbywam się starej urazy z powodu czegoś, co uczynił mój mąż lub żona; pogłębiam świadomość, iż Bóg patrzy na mnie z miłością; czuję się pewny siebie, prosząc Boga o coś, czego gorąco pragnę. Ponownie cierpliwie będę pytał siebie, co ten klimat mówi mi o mnie samym i o Bogu. |
Punkt 4. Prosić Boga, Pana naszego, o przebaczenie win. | Następnie to, co dotychczas odkryłem, przedstawię Bogu na modlitwie, mówiąc Mu wszystko, co chcę powiedzieć. Pozwolę Bogu, aby zadziwił mnie swą mądrością oraz pocieszył wiarą i nadzieją. Polecę Bogu najpilniejsze sprawy: dawną urazę, której nie jestem w stanie się pozbyć; uporczywy nawyk, z którym bardzo chcę się uporać; bezmyślne przeżywanie dnia bez dziękczynienia i uwielbienia mojego Stwórcy. Poproszę Boga, aby pouczył mnie i pomógł przyjąć to pouczenie. |
Punkt 5. Postanowić poprawę przy Jego łasce. Odmówić „Ojcze nasz”. | Na koniec postanowię trwać w dziękczynieniu, aby zwalczać takie nawyki, które oddzielają mnie od Boga. Zmienię mój sposób myślenia, pozbędę się gniewu, poprawię swoje postępowanie. Ofiaruję mojemu Bogu i Zbawicielowi tę znaczącą zmianę mego życia. Postanawiam także zaakceptować jakąkolwiek zmianę mojej osoby, jeśli tylko Bóg zgodziłby się spełnić mą najgorętszą prośbę. Bóg jest Panem moim i mego życia. W Nim będę pokładał nadzieję, nie w sobie. |
Codziennie Inny
w tłumaczeniu…
Kwadrans miłującej uwagi
Willi Lambert SJ
„Wieczorem staję przy otwartym oknie, zapalam papierosa i pozwalam zdarzeniom dnia unosić się jak dym. To dla mnie najważniejszy sposób modlitwy”. To, co mój jezuicki współbrat opisuje tymi słowami, uwidacznia nieco, co dla Ignacego było najprawdopodobniej najważniejszym i najbardziej znaczącym ćwiczeniem duchowym: rachunek sumienia.
W rachunku sumienia chodzi o to, aby być przed „Bogiem, Który Widzi” (por. Rdz 16, 13) z życiem i przeżyciami danego dnia. Słowo z Psalmu 139. może uświadomić, że bardziej chodzi o to, aby dać spojrzeniu Bożemu spocząć na sobie, niż o to, aby przejrzeć samego siebie: „Panie, przenikasz i znasz mnie… wszystkie moje drogi są Ci znane” (Ps 139, 3. 9).
Inne nazwy rachunku sumienia mogą rozjaśnić jeszcze bardziej jego sens:
Termin egzamin wskazuje na przebieg duchowej kontroli. U św. Pawła mamy na to klasyczną krótką formułę: „Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1 Tes 5, 21). Chodzi więc o to, aby we własnym życiu rozróżniać prawdziwe od fałszywego.
Określenie analiza lub „analiza dnia” jest wyrazem przekonania: każdy dzień jest wartościowy. Wiele z tego człowiek odczuwa i widzi natychmiast. Wiele ukazuje się dopiero przy kopaniu – tak jak wiele skarbów ziemi może być zyskanych dopiero po wykopaniu.
Sformułowanie modlitwa odpowiedzialności mówi: człowiek prowadzi swoje życie w dialogu. Zawsze, a przede wszystkim wtedy, kiedy chowa się w gąszczu jak Adami Ewa lub spuszcza oczy jak Kain, Bóg zaprasza go do rozmowy: „Adamie, gdzie jesteś?”, „Kainie, gdzie jest twój brat, Abel?”
Oznaczenie rachunku sumienia jako modlitwy kochającej uwagi daje następujący wyraz: chcę przed Bogiem zwrócić się z otwartym sercem ku rzeczywistości życia i uczyć się postrzegać ją jako „wielką uwagę Boga”. Chcę wychodzić naprzeciw życia a ludzi spotykać z kochającą uwagą w wierze, że Bóg obejmuje nas poprzez rzeczywistość.
Gdy się weźmie pod uwagę modlitwy psalmami Starego Testamentu, to rachunek sumienia oznacza przede wszystkim, aby swoje własne życie rozumieć i próbować przeżywać jako historię zbawienia i w ten sposób stać się „mądrym”: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy osiągnęli mądrość serca” (Ps 90, 12).
W Nowym Testamencie znajdujemy zaproszenie do rachunku sumienia przede wszystkim w słowach, które napominają, aby być „trzeźwymi i czuwającymi” (por. 1 P 5, 8), uczyć się rozpoznawać „znaki czasu” i „badać duchy” (por. 1 Kor 12, 10; 1 J 4, 1-6).
Właściwy sens rachunku sumienia to uczyć się żyć ze wzmożoną uwagą. Podstawowymi krokami ku temu są według Ignacego: obecność, dziękczynienie, rozeznawanie, pojednanie, przewidywanie. Możliwe jest, że w tle stoi zawsze pojedynczy krok, ale w dłuższej perspektywie potrzeba jednak wszystkich tych kroków.
– Ćwiczenie się w byciu obecnym: po pierwsze, chodzi o to, aby przyjść, przyjść do siebie, stać się obecnym, cichym, spokojnym. Kiedy wody duszy są zbyt niespokojne, dzień jedynie niewyraźnie się w nich odbija. Dla tego pierwszego kroku pomocnym może być, aby znaleźć sobie spokojne miejsce, kilka razy spokojnie odetchnąć i pozwolić przyjść temu, co nas najbardziej porusza, zaś później „puści”. Świadomość, że jest się przed Bogiem, może pogłębić uciszenie.
– Ćwiczenie się w dziękczynieniu: „Podziękowanie za dobrodziejstwa Boże”, mówi Ignacy. Podziękowanie za zdrowie, za spotkania w ciągu życia; za słońce i wiatr, za kwiat między kamiennymi płytami; za przychylność, za dobre słowa; za miejsce pracy, które nie jest oczywistością; za dobrą lekturę; za własne dzieci; za dobrą polityczną wiadomość, za całe dobro, które mogło się stać przeze mnie; podziękowanie za moje życie.
– Ćwiczenie w rozeznawaniu: jak pełne sensu życie możliwe jest w dziękczynieniu i przez coraz to nowe kroki pojednania, tak samo przez rozeznawanie. Rozeznawać znaczy, spoglądać po raz pierwszy i drugi na rzeczywistość.
W pierwszym spojrzeniu pozwalam wszystkiemu w sposób nieuporządkowany i bez cenzury pojawić się w mojej świadomości, co tylko zechce się ukazać: smutek, radość, gniew, niecierpliwość, spotkania, decyzje itd.
W drugim spojrzeniu należy rozeznawać, w jakim kierunku prowadzą mnie zdarzenia, doznania, własne uczynki: w kierunku Boga, to jest miłości, czy w kierunku złego, braku miłości.
W częstym ćwiczeniu rozeznawania może się potem rozwinąć coraz pewniejsze wyczucie działania dobrego ducha i tendencje niszczące w moim własnym życiu.
Dla rozeznawania często wystarczy pozwolenie sobie na doświadczenie w zwolnionym tempie: wolno słuchać, co zostało powiedziane, i widzieć, co się stało, i wyczuwać, czego doznaję. Przez wolne „smakowanie” i „żucie” kłamstwa, bezczelności, agresywnego wyrażenia, swobodnego słowa, radości, pokoju, ukazuje się w posmaku, czy pokój jest głęboko ugruntowany, czy fałszywy, czy wolność rzeczywiście wyzwala, czy jest tylko „płaszczykiem złości”, czy coś jest dobroczynne tylko na krótko, czy także na dłużej.
– Ćwiczenie się w pojednaniu: nierzadko w moim życiu istnieje coś, co nie „pozwala mi dojść do spokoju”: kłótnia, złe słowo, zaniedbanie, grubiańska bezwzględność, braki miłości, nieodpowiedzialne działanie. Wszystko to stwarza niepokój i wymaga pojednania: pojednania z Bogiem, pojednania z innymi ludźmi, pojednania ze mną samym.
Nawet zwykłe spostrzeganie niepojednanego może być krokiem ku wyswobodzeniu: „Prawda was wyzwoli!” (J 8, 32). Należy oddać wszystko niepojednane w ręce Boga, który w swojej miłości jest cały miłosierdziem i sprawiedliwością. To może i ma prawo stać się w perspektywie spojrzenia na ostatnią modlitwę Jezusa: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. […] Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 34. 46).
– Ćwiczenie w przewidywaniu: doskonalenie się w dziękczynieniu, w rozeznawaniu i pojednaniu jest pomocą i wymogiem dla przewidywania, dla drogi w przyszłość. Co zostało mi podarowane, jest mi dane, abym mógł żyć z jeszcze większej pełni; co rozpoznałem, jest światłem na moją dalszą drogę.
W tym sensie trzeba zawsze odważyć się na skok w zaufanie. Tylko tak możliwe jest życie i przyszłość. Czy droga dnia dzisiejszego daje mi kierunek na jutro? Czy czuję się wabiony, pociągnięty, prowadzony przez Ducha Bożego? W imię czego chciałbym prosić o siłę i wskazanie? Święty Paweł powiedział raz: „Miłość Chrystusa przynagla nas” (2 Kor 5, 14) i wyraził w ten sposób, że „z miłością na zapleczu” chce wychodzić ku przyszłości pełen zaufania.
Kto odkrywa możliwości tego podstawowego ćwiczenia duchowego Ignacego, odczuje, że jest ono rodzajem streszczenia życia duchowego: związanego z Bogiem życia w uwadze, w dziękczynieniu, w pojednaniu, w rozeznawaniu i w zaufaniu.
Fragment książki Słownik duchowości ignacjańskiej (Kraków 2001), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Najkrótsze rekolekcje
Willi Lambert SJ
Rachunek sumienia był dla Ignacego rodzajem krótkich rekolekcji każdego dnia: podziękowanie za istnienie, akt pojednania, gotowość, aby w naśladowaniu Jezusa dać się powołać rano – to podstawowy rytm rekolekcji, i to są także podstawowe kroki „modlitwy kochającej uwagi”. Z tej równoległości można sobie uzmysłowić, jak drogim dla Ignacego był ten codzienny czas modlitwy.
Przez to systematyczne ćwiczenie duchowe stworzył on coś na kształt „duchowej infrastruktury”. Wagę i znaczenie infrastruktury można dostrzec wówczas, kiedy na skutek katastrof zniszczone zostają ulice: środki pomocy mogą być w obfitości, ale niemożliwy już jest ich transport. Coś podobnego znajdujemy także w życiu duchowym: ma się dobre pomysły, mocne postanowienia itp., a później trzeba często stwierdzić, jak mało z tego wyszło. Przyzwyczajenie do codziennych krótkich „rekolekcji” stwarza przestrzeń instytucjonalnie zapewnioną, „ulicę”, na której mogą być „transportowane” życzenia i postanowienia. Każdego dnia przypominać się będzie, czego się właściwie szuka i chce. Może to być wielką pomocą na drodze. Ale jak powinno się sobie stworzyć tę przestrzeń, ten odcinek czasu? Kto nie od razu „wskoczy” w podstawową formę ignacjańskiego rachunku sumienia, temu mogą pomóc różne formy gry i formy wstępne.
– Można codziennie modlić się własnym psalmem dnia, który pozwala „wspiąć się” i przyjść ku Bogu według wzorca biblijnych psalmów – aktem strzelistym, odetchnięciem, skargą i podziękowaniem. Można „swobodnie kojarzyć” przed Bogiem przebieg dnia.
– Często pomocnym jest pisanie „życiowego” listu do człowieka, z którym można korespondować na istotnej płaszczyźnie.
– Nierzadko bywa, że za dobrego towarzysza ma się jedynie pamiętnik.
– Ważna scena z dnia pozwala się oglądać jako przezrocze lub, jak na fotografii, powoli rozwijać i powiększać; może to przynosić niespodziewane rezultaty.
– Kto trafi na ślad możności nauczenia się mowy sumienia ciała, doświadcza tego często jako „skoku wzrostu”; ból głowy, bezsenność czy „wściekłość w brzuchu” mogą niejedno powiedzieć także o własnej duchowej postawie.
– Dobrym początkiem może być praca nad własną mową, nad wyszlifowanymi, ale niepłodnymi wyrażeniami.
– Jeżeli ma się szczęście być w pobliżu człowieka, z którym dobrze się rozumiemy, to krótka rozmowa wieczorna o minionym dniu może mieć wiele z modlitwy kochającej uwagi.
– I wiele innych możliwości: Duch Boży nie narzuca fantazji żadnych ograniczeń. Należy wyczuć, co pomaga komuś na dłuższą metę.
Tak ważne, jak różne sposoby, są również pory. Ignacy dla rachunku sumienia zna ranek, południe, wieczór, i, jak mówi, „każdą godzinę”. Da się to wyrazić również inaczej:
– Istnieje „modlitwa nieustającej uwagi”, tj. świadomość obecności Boga – czasami Jego boleśnie odczuwanego oddalenia – która jest podstawowym poruszeniem, jak np. radość lub żałoba, prowadzącym i naznaczającym kogoś w jego wszystkich czynach i przyzwoleniach.
– Istnieje „modlitwa towarzyszącej uwagi”, tzn. postawa duchowa kochającej uwagi, trzeźwości, z jaką spotykamy ludzi, prowadzimy rozmowy i obchodzimy się z rzeczami. Często jest ona związana z „odkryciem powolności”, która nie jest jednak paraliżem, lecz spokojem tego, co żyje.
– Istnieje modlitwa „kochającego przewidywania”, przy której człowiek – może jeszcze w łóżku lub zaraz po wstaniu – na parę minut obejmuje spojrzeniem dzień, tak jak patrzy się przy wycieczce górskiej na mgłę, na punkty widokowe, wysokości i głębokości. Akurat ten sposób modlitewnego przewidywania może, według doświadczeń, być szczególnie pomocny. Nie jest on „trwożliwym zatroskaniem”, ale ludzkim sposobem, aby mieć udział w Boskiej Opatrzności.
– Można mówić także o „modlitwie zatrzymanej uwagi”. Myślimy tu o niewielkich przerwach w potoku zdarzeń między dwoma rozmowami, na drodze z jednego pokoju do drugiego, zanim po ukończeniu jednej pracy znowu się chwyta za słuchawkę telefoniczną. Takie krótkie zatrzymanie się działa jak amortyzator między wagonami kolejowymi i jak chrząstka między kręgami: pozwalają one odczuwać, jak dobroczynne i ważne są te międzyprzestrzenie. Kto żyje „bez przerwy” i nie posiada sztuki krótkiego zatrzymania się, ten wkrótce bardziej zatacza się i goni niż naprawdę idzie.
– W ustalonym czasie południowym i wieczornym uwaga w sposób naturalny będzie świadomym patrzeniem wstecz i w przód na drodze, którą się szło i która jest przed nami. Może to się zdarzyć w takiej postawie duchowej, aby to, co się widziało, jeszcze raz pozwolić sobie ukazać przez Ducha Bożego.
Francuzka Simone Weil (1909-1943) żyła całkowicie z tej postawy uwagi. Kilka jej słów może ukazać, jaką fundamentalną wartość jej przypisuje:
„Uwaga jest drzwiami do prawdy”.
„Uwaga jest najrzadszą i najczystszą formą wielkoduszności”.
„Każdorazowo, kiedy człowiek jest naprawdę uważny, coś złego w nim zostaje zniszczone”.
„Przez uwagę staje się zjednoczenie, spotkanie, miłość, wewnętrzna gotowość dla doświadczenia mistycznego”.
„Iglica uwagi dotyka Boga”.
„Uwaga jest wreszcie Byciem-w-Miłości”.
Fragment książki Słownik duchowości ignacjańskiej (Kraków 2001), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Codzienny rachunek sumienia
Georges A. Aschenbrenner SJ
Zwykle codzienny rachunek sumienia jest pierwszą praktyką, która znika z życia modlitwy człowieka wierzącego. Często nie określa się jasno przyczyn porzucenia praktyki codziennej analizy dnia wobec Boga. Często myśli się, że rachunek sumienia nie posiada praktycznej wartości w codziennym życiu przeciążonym zajęciami. Często też nie widząc natychmiastowych efektów ulega się łatwo zniechęceniu. Chcemy tutaj wykazać, że rachunek sumienia posiada istotną wartość w życiu chrześcijanina, oraz ukazać błędne pojmowanie jego zakresu.
Rachunek sumienia w życiu duchowym
Rozumienie wagi rachunku sumienia zależy od dostrzeżenia jego roli w sztuce rozeznawania duchowego, tzn. w umiejętności rozeznawania działania duchów na co dzień.
Dzisiaj dla wielu ludzi tylko życie spontaniczne ma swój sens. Uważają oni często, że bez spontaniczności nie ma życia. Myślą, że ograniczając tę spontaniczność, zubożają życie, nie pozwalają na jego rozwój. Patrząc w ten sposób, łatwo można dojść do wniosku, że rachunek sumienia obdziera życie z jego uroków, prowadząc do wymazania zeń wszelkiej spontaniczności. Ludzie, którzy tak sądzą, nie uznają głębi myśli Sokratesa, że życie pozbawione refleksji nad samym sobą nie zasługuje na to, by je przeżyć. Dla nich Duch Święty przebywa w człowieku spontanicznym, a to wszystko, co przeciwstawia się rozkwitowi nieuporządkowanej spontaniczności jest obce temu Duchowi. Rozumując w ten sposób zapominają, że istnieją dwa rodzaje spontaniczności, które pochodzą z różnych źródeł.
Istnieje spontaniczność dobra skierowana ku Bogu i ludziom, płynąca z autentycznego przeżywania chrześcijaństwa, w którym słucha się uważnie słów Pana i w dojrzały sposób wciela się je w życie oraz spontaniczność niezdrowa, oparta na instynktach, pochodzących z niedojrzałości człowieka, czy też z działania złego ducha, spontaniczność rozbijająca, utrudniająca słuchanie i odpowiadanie na wezwanie Pana. Każdy człowiek doświadcza tak jednej, jak i drugiej spontaniczności.
Człowiek jako istota myśląca, kierująca się nie tylko instynktami może rozeznawać i poprzez rozeznawanie poznać, skąd pochodzi jego spontaniczność, które duchy są jej przyczyną i świadomie, z pomocą łaski Bożej, zmierzać ku temu, by cała jego osoba była włączona w służbę Bogu i ludziom, by nic w nich nie zubożało pragnienia pełnienia w życiu woli Boga Ojca, pragnienia, które staje się powoli rzeczywistością przeżywaną na co dzień z Chrystusem. Aby to osiągnąć, musimy nauczyć się kształtować i podtrzymywać spontaniczność płynącą z Ducha Świętego. Centralną rolę w tej sztuce ma właśnie codzienny rachunek sumienia.
Kiedy rachunek sumienia łączy się z rozeznawaniem, nie jest on tylko rachowaniem się, nie ma on tylko wydźwięku moralnego, ale staje się szkołą otwierania całej osobowości na Boga i drugiego człowieka. Tak często, choć może już mówiono nam inaczej, nasz rachunek sumienia sprowadzał się do pewnej formy przygotowania się do spowiedzi. Jego głównym aspektem było zorientowanie się co do wartości naszych czynów, czy były one dobre czy złe. W nabywaniu umiejętności rozeznawania, zasadniczą treską nie jest moralna wartość naszych czynów, lecz dostrzeganie, jak Pan nas dotyka i wprowadza w nasze serca, często bez naszej wiedzy, różne poruszenia i jak je odczuwamy, czy umiemy je odczytać i przyjąć.
Owocem wytrwałej pracy, owocem codziennego rozeznawania będzie coraz większa wrażliwość naszej świadomości duchowej, naszego sumienia na działanie Boga. Będziemy poznawać nasze odpowiedzi na to działanie, będziemy poznawać naszą zgodę i nasze pomyłki, aby następnie, móc je jasno ocenić. W codziennym życiu staniemy się bardziej świadomi naszej drogi do Ojca (J 6, 44), dostrzeżemy, że jesteśmy kuszeni przez naturę skażoną grzechem, która nas odciąga od Ojca poprzez grę naszych skłonności i usposobień. Takie poznawanie siebie i takie poznawanie Boga żyjącego w nas jest ważniejsze w codziennym rachunku sumienia od samej odpowiedzi, jaką daliśmy przez nasze czyny.
Spójrzmy więc na codzienny rachunek sumienia mając na uwadze nasze wewnętrzne skłonności i usposobienia, by podjąć pełniejszą współpracę z działającym w nas Bogiem i powierzyć Mu nasze serca w autentycznej spontaniczności, która jest wywołana dotykiem Ojca i porywem Ducha.
Rachunek sumienia a droga powołania
Rachunek sumienia jest spotkaniem, w którym nasze codzienne życie jest przez nas odczytywane w Chrystusie i z Chrystusem. Jest to więc doświadczenie Boga w wierze. Rachunek sumienia nie jest sposobem na uzdrowienie siebie, nie jest metodą samodoskonalenia się. Rachunek sumienia uwrażliwia nas na bardzo osobiste poruszenia, którymi posługuje się Duch Święty, by nas zbliżyć do Chrystusa, by każdego z nas bardziej uczynić podobnym do Niego.
Oczywiście wzrost tej wrażliwości trwa i wymaga cierpliwości wobec siebie i zaufania do prowadzącego nas Ducha, abyśmy coraz bardziej żyli prawdą i miłością Chrystusa, dążąc do tożsamości z żyjącym w nas Chrystusem. Ta tożsamość w Nim zakorzeniona poprzez Ducha doprowadza nas do tożsamości naszej drogi życia, naszego powołania chrześcijańskiego, w którym żyjemy, pragnąc służyć Bogu i ludziom.
Bóg powołał mnie do życia, bo mnie umiłował. Żyję tu i teraz dzięki Miłości Boga. On pragnie, abym tu i teraz stawał się coraz bardziej podobny w swoim człowieczeństwie do Chrystusa ubogiego, czystego i posłusznego, który we mnie żyje, którego Duch mnie umacnia, gdy idę drogą swego życia, na którą On mnie wprowadził.
Rachunek sumienia nabiera prawdziwej wartości dopiero wtedy, gdy staje się doświadczeniem codziennej konfrontacji i miejscem odnawiania się na drodze naszego powołania, a przez to prowadzi do pogłębienia i rozwoju własnej tożsamości na wybranej drodze. Nasz codzienny rachunek sumienia w żadnym razie nie może pominąć powołania, do którego zostaliśmy wezwani. Wtedy nabiera ono jasności i staje się w naszej świadomości szczególną łaską Bożą daną nam dla pożytku duchowego drugich i nas samych.
Rachunek sumienia a modlitwa
Rachunek sumienia to czas modlitwy. Brak rachunku sumienia lub robienie go bez codziennego wysiłku i pracy całkowicie nas spłyca i czyni niewrażliwymi na delikatne, a zarazem silne działanie Chrystusa mieszkającego w naszych sercach. Natomiast pusta psychologiczna refleksja nad sobą lub niezdrowa introspekcja nie otwierają, co więcej rodzą realne niebezpieczeństwo zagrzebania się w sobie.
Rachunek sumienia staje się modlitwą i ma duchową skuteczność tylko wtedy, gdy jest kontynuacją modlitwy osobistej. Bez tego czynnika modlitwy rachunek sumienia upływa na jałowej refleksji nad sobą, a jego celem staje się doskonalenie osobiste, podsycające ambicje. W modlitwie Bóg Ojciec objawia nam swą Wolę i to w sposób, jaki On uważa za najlepszy. Uczy nas widzieć wszystko w Chrystusie. Mówi o tym św. Paweł: „Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan” (Kol 1, 27). Modlący się doświadcza tego odsłaniania się Tajemnicy Ojca w Chrystusie na różne sposoby, które często nie dają się zwerbalizować. Duch Jezusa Zmartwychwstałego czyni człowieka zdolnym do odczuwania i poznania Jego wezwania, abyśmy upodobnili się do Tego, który nam się objawia.
Jeśli modlitwa nie jest odpowiedzią na wezwanie Chrystusa, staje się czymś pustym. Otwarcie się pełne szacunku i uległości wobec Pana, bez moralizatorstwa i osądzania siebie, pełne „posłuszeństwa w wierze”, o którym wspomina św. Paweł (Rz 16, 26), jest postawą, o jaką chodzi w codziennym rachunku sumienia, aby móc wyczuć i zidentyfikować osobiste zaproszenie Pana, który nas pociąga ku sobie i wzywa, by nie ulegać subtelnym podszeptom i sugestiom, które są Mu przeciwne. Bez takiej postawy wobec Boga codzienna praktyka rachunku sumienia spłyca się, wysycha i zamiera.
Bez wsłuchiwania się w objawianie nam przez Ojca JEGO Dróg, tak różnych od naszych (Iz 55, 8-9), rachunek sumienia staje się jakąś bardzo formalną praktyką ubiegania się o osobistą doskonałość w znaczeniu tylko ludzkim i naturalnym, lub co gorsza okazją pójścia własnymi naznaczonymi egoizmem drogami. Bez modlitwy rachunek sumienia jest czymś ubogim, nieoddającym tego wspaniałego doświadczenia, poprzez które Pan zaprasza nas nieustannie do odpowiedzi, porządkując nasze życie.
Z drugiej strony prawdą jest, że modlitwa kontemplacyjna uprawiana bez systematycznego rachunku sumienia wyobcowuje nas z życia stając się czymś sztucznym. Czas formalnej modlitwy może stać się bowiem w czyjejś codzienności okresem arcyświętym, nietykalnym, lecz zupełnie wyizolowanym z reszty życia, które może być oddzielone od modlitwy. Prawdziwa modlitwa winna prowadzić do odnajdywania Boga we wszystkich rzeczach na płaszczyźnie realnego życia.
Codzienny rachunek sumienia pozwala pełniej i bardziej realnie widzieć w naszym życiu Boga, Jego prowadzenie nas i odczytywać Jego plany względem nas w szarzyźnie dnia codziennego, tak abyśmy mogli odnajdywać Boga we wszystkim i wszędzie, nie tylko w czasie wydzielonym specjalnie na modlitwę.
Rozeznawanie sercem
Kiedy zapoznawano nas z rachunkiem sumienia w początkach naszego wychowania religijnego, proponowano nam konkretną modlitwę trwającą ok. 15 minut. Najpierw wydał się nam zapewne czymś stylizowanym i sztucznym, budziły się w nas nadzieje radykalnej poprawy naszych zachowań i reakcji a następnie ogarniało zniechęcenie i przygnębienie spowodowane faktem, że nic w naszym życiu nie zmienia się, że wciąż upadamy, że dobre postanowienia niczego nie załatwiają.
Wrażenie to wynikało raczej z naszych wyobrażeń o owocach rachunku sumienia. Byliśmy bowiem początkującymi wędrowcami na drodze Bożej i nie umieliśmy rozeznawać w wydarzeniach dnia codziennego obecności Boga, który nas zbawia. Chcieliśmy być lepszymi najczęściej w tych sytuacjach, które powodowały potem poczucie winy. W rzeczywistości oznaczało to, że bardzo chcieliśmy sami siebie uleczyć ze swoich słabości. Dla kogoś początkującego, komu jeszcze brakuje osobowej integracji, takie doświadczenie jest bardzo ważne. Choć wydawać się może zarazem bardzo formalne. Nie powinno nas to zbić z tropu. Doświadczenie to jest nieuniknione zarówno dla nowicjusza jak i weterana, który od dawna praktykuje rachunek sumienia.
Jednak gruntowne zrozumienie rachunku sumienia jest możliwe tylko wtedy, gdy uchwyci się cel, jaki się ma przed sobą. Ostatecznie bowiem codzienny rachunek sumienia zmierza do rozwoju serca, by uczynić je zdolnym do rozeznawania nie tylko podczas jednego czy dwóch kwadransów w ciągu dnia, lecz nieustannie. Takie rozeznawanie jest jednym z najważniejszych darów Pana. Świadomość ważności tego daru posiadał Salomon prosząc o „serce pełne rozsądku do… rozróżniania dobra od zła” (1 Krl 3, 9-12). Musimy nieustannie prosić o ten dar, musimy także tworzyć w naszych sercach warunki do jego rozwoju. Codzienny rachunek sumienia odgrywa tutaj zasadniczą rolę.
Pięć etapów, które nam proponuje św. Ignacy w Ćwiczeniach Duchownych (CD n. 43) należy rozumieć jako środek kształtowania chrześcijańskiego sumienia i znajdowania Pana na co dzień. Ważne jest, abyśmy jako chrześcijanie należący do Boga umieli żyć, tak jak żył Pan nasz Jezus Chrystus, aby etapy rachunku sumienia były ściśle łączącymi się aspektami naszego otwierania się na świat i Boga, aby pomagały w poznawaniu siebie.
Nie ma dokładnie określonego czasu na poszczególne pięć części rachunku sumienia. Chodzi przede wszystkim o odczytanie naszego duchowego stanu i o szukanie odpowiedzi, by dać ją Panu. Jednego dnia jakiś punkt będzie zajmował więcej czasu, innego dnia – inny punkt.
Św. Ignacy przy końcu swego życia nie przestawał badać wszystkich swych poruszeń i skłonności serca, tzn. nie przestawał badać zgodności każdej rzeczy ze swym prawdziwym „ja” skoncentrowanym na Chrystusie. Było to owocem intensywnego ćwiczenia się w rachunku sumienia – modlitwie, praktykowanym każdego dnia.
Każdy, kto pragnie stawać się coraz bardziej chrześcijaninem, każdy, kto pragnie swojego rozwoju wewnętrznego powinien stale być świadomym ogromnego znaczenia jednego lub dwóch kwadransów przeznaczonych co dzień na rachunek sumienia. To znaczy winien uświadomić sobie znaczenie nieustannego rozeznania serca i potrzeby dostosowania rachunku sumienia do tego etapu rozwoju, na którym obecnie jest i do sytuacji, w których żyje. Tak często subtelna racjonalizacja zaprasza nas do porzucenia codziennego rachunku sumienia pod pretekstem, iż umiemy już nieustannie rozeznawać sercem. Racjonalizacja ta przeszkadza nam w prawdziwym i ciągłym wyczuwaniu działania w nas Ducha św. i we wzroście w wierze.
Rachunek sumienia według św. Ignacego Loyoli
Spójrzmy teraz na formę rachunku sumienia, jaką ukazuje św. Ignacy (CD n. 43), pragnąc uchwycić mądrość tam zawartą, która polega na rozeznawaniu duchowym spraw życia codziennego.
Świadome dziękczynienie
Jako pierwszy punkt rachunku sumienia św. Ignacy proponuje dziękczynienie za otrzymane dobrodziejstwa. Jest to echo zachęty św. Pawła: „w każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem nas” (1 Tes 5, 18). Chrześcijanin wzrastając w wierze, dostrzega coraz wyraźniej, jak bardzo jest obdarowywany, jak wszystko, co go otacza jest odbiciem blasku i chwały Niewidzialnego. Dostrzega też swoje duchowe ubóstwo, swoją błogosławioną zależność od Najwyższej Mądrości. Dziękczynienie, którym rozpoczynamy rachunek sumienia otwiera nasze oczy i serce na dary, które z woli Bożej stały się naszym udziałem.
Chrześcijanin pośród tego świata jest naprawdę człowiekiem ubogim, który nie posiada z siebie nawet swojego istnienia, a który jednak w każdej chwili i we wszystkich rzeczach jest obdarowywany. Wielokrotnie „troszcząc się o wiele” (Łk 10, 41) próbujemy zaprzeczyć naszemu realnemu ubóstwu i zapominamy o Tym, dzięki któremu wszystko posiadamy, dzięki któremu żyjemy. W ten sposób tracimy dary, którymi mieliśmy być obdarowani i pragniemy czegoś, co nie jest naszym dobrem, czegoś na co – jak sądzimy – zasłużyliśmy. Osiągając w ten sposób pozorne sukcesy i porażki, powoli dostrzegamy, że nie są one prawdziwym szczęściem i ulegamy nieraz frustracji.
Jedynie człowiek autentycznie ubogi może docenić wartość nawet najmniejszego daru i przeżyć go w prawdziwej wdzięczności. Im głębiej żyjemy naszą wiarą, tym bardziej czujemy się ubodzy i obdarowywani, a całe nasze życie staje się coraz serdeczniejszym radosnym dziękczynieniem. To dziękczynienie winno stawać się zasadniczą przesłanką naszej duchowej świadomości. Serca nasze karmione wiarą w Boga winny trwać w prawdziwej wdzięczności za dary, którymi nas obdarzył w ciągu dnia. Być może, w danej chwili nie uświadamialiśmy sobie daru, jaki otrzymaliśmy, lecz teraz, w chwili modlitewnej refleksji widzimy w całkiem innym świetle to, co się wydarzyło. W ten sposób uczymy się rozpoznawać coraz to nowe dary, których Bóg nam udziela.
Nasza wdzięczność winna dotyczyć darów konkretnych i osobistych. Bądźmy w tym prawdziwi. Dziękujmy za przeżytą rzeczywistość, za swoje pragnienia, postawy, czyny, takie jakie one są. Nie próbujmy szukać chwil szczególnie przyjemnych lub nieprzyjemnych, nie próbujmy w tym momencie orzekać, co było darem Bożym. Jest wiele rzeczy w tym życiu, które przyjmujemy jako same z siebie oczywiste. Bóg stopniowo doprowadza nas do głębokiego zrozumienia ich prawdziwego sensu, do zrozumienia, że wszystko jest Jego darem i słuszną jest rzeczą chwalić Go i Jemu dziękować. Stając przed Bogiem Ojcem w postawie wdzięczności i uwielbienia zbliżamy się do rzeczywistości Królestwa Bożego, zaczynamy widzieć rzeczy takimi, jakimi są i stajemy się coraz bardziej zjednoczeni z Tym, który jest naszym życiem.
Prośba o światło
W rachunku sumienia nie chodzi tylko o to, by mając za sobą pewną część dnia powrócić do przebytej drogi i zanalizować ją. Rachunek sumienia nie jest psychologiczną retrospekcją minionego dnia. Nie chodzi tylko o analizę przebytej drogi, o ocenę moralną naszych czynów, o stwierdzenie, że jesteśmy dobrzy lub źli. Chodzi raczej o to, by nasze spojrzenie na życie i postępowanie zanurzyć w Bogu i przepoić je Duchem Jezusa, by dać prawdziwą odpowiedź na wezwanie Pana.
Chrześcijanin musi czuwać nad tym, by nie zanurzyć się całkowicie w otaczającym go świecie wraz z jego naturalnymi siłami. Obecnie istnieje szczególne niebezpieczeństwo fascynacji osiągnięciami człowieka w dziedzinie nauki i techniki. Wydaje się czasem, że w świecie dzisiejszym nie ma miejsca na tajemnice. Jednakże nauka i technika nie dają odpowiedzi na pytanie o sens ludzkiego życia, nie zapewniają szczęścia i wewnętrznego pokoju, a zdobywanie coraz to nowych dóbr materialnych nie przynosi oczekiwanej satysfakcji.
Chrześcijanin żyjący pośród świata może odkrywać Bożą miłość poprzez wszystko, co istnieje. Potrzebne jest spojrzenie na Boga, na świat i na siebie, spojrzenie otwartych oczu i czystego serca. Bez oświecającej łaski Boga ten rodzaj spojrzenia jest niemożliwy, dlatego należy prosić o Boże światło. Sami z siebie nie jesteśmy w stanie dojść do tego światła i spojrzenia, którego źródłem jest Pan.
Oby Duch Święty pomógł nam zobaczyć pełniej samych siebie, tak jak On nas widzi.
Konkretny przegląd naszych czynów
W trzecim punkcie rachunku sumienia św. Ignacy zaleca uświadomienie sobie i przypomnienie minionego dnia. Proponuje, aby „przechodząc godzina po godzinie” poznać kolejno swoje myśli, uczucia, słowa i czyny. Celem podstawowym jest tu spojrzenie w świetle wiary na to, co miało miejsce od ostatniego rachunku sumienia. Dlatego zasadnicze pytania tego punktu mogą brzmieć następująco:
- Co się w nas wydarzyło?
- Jakie uczucia pojawiły się w nas?
- Jaką pracę Bóg w nas wykonał?
- Czego Bóg od nas oczekiwał?
Tymczasem często punkt ten staje się miejscem pośpiesznego osądzania siebie i swoich zachowań według schematu: dobro – zło. W ten sposób czynimy akurat to, czego nie powinniśmy. Mamy bowiem rozważać, ale na drugim planie. Dziś, kiedy tak bardzo liczy się aktywizm i działanie, kiedy cicha i cierpliwa wiara jest odrzucana, tym bardziej wezwani jesteśmy do najpełniejszego życia wiarą w Jezusa Chrystusa. W tej części codziennego rachunku sumienia mamy coraz uważniej spoglądać na nasze uczucia, postawy, na różne napięcia. Mamy spoglądać na nie bez przerażenia, mamy traktować je poważnie, trwając w świadomości, że właśnie tutaj, w centrum naszej uczuciowości, czasem pokrytej mrokiem, często spontanicznej, Bóg przebywa z nami w sposób najbardziej osobisty i intymny. Abyśmy mogli rozpoznać wołanie Boga w sercu naszego jestestwa, konieczne jest poznawanie motywów naszego działania, rozeznawanie od jakiego ducha pochodziły nasze przeżycia.
Powiedzieliśmy wyżej, że rachunek sumienia jest jednym z zasadniczych sposobów rozumienia tego, co dokonuje się w nas samych. Potrzebne jest tu prawdziwe zbliżenie się do naszego życia, zbliżenie które najpierw jest nasłuchiwaniem, następnie zaś – czynną odpowiedzią.
Zasadniczą postawą człowieka wierzącego jest postawa słuchania słów Pana. Słowa te dają się słyszeć na wiele sposobów, w różnych formach. Człowiek wierzący stara się przede wszystkim odczytać i poznać wolę Boga, by dać Bogu odpowiedź „posłuszeństwem w wierze”. Jest to postawa wrażliwej bierności człowieka ubogiego, który jest zależny i chce być zależny od swego Stwórcy. Postawa ta łączy się ze stopniowym przyjmowaniem wewnętrznego pokoju, który usposabia nas do uważnego słuchania Słowa Bożego w każdej chwili naszego życia i rodzi twórcze pragnienie odpowiadania czynami na wezwanie Boga. Oto dlaczego z wielką uwagą skupiamy się na odczytywaniu naszych wewnętrznych poruszeń, przez które Bóg do nas przemawiał w ciągu ostatnich godzin.
Być może, w ciągu dnia nie rozpoznaliśmy Bożego wezwania, lecz teraz, w chwili spokojnej refleksji łatwiej jest nam odczytać JEGO Drogę ku nam. Najważniejsze są bowiem Słowa Pana, a nie nasze czyny, dlatego zechciejmy Go słuchać. Pytajmy, w jaki sposób Bóg przychodził do nas w dniu dzisiejszym, czego od nas oczekiwał i jaka była nasza odpowiedź. Pytanie to jest bardzo istotne, ponieważ wzrastając w wierze możemy powoli oczyszczać nasze motywacje przechodząc z zapatrzenia się we własną doskonałość ku działaniu Ducha Bożego (Rz 8, 14), aby coraz pełniej realizować zaproszenie Boga do budowania Królestwa Bożego tu na ziemi.
W tym ogólnym przeglądzie nie chodzi o to, abyśmy prześledzili wszystkie minuty, jakie upłynęły od ostatniego rachunku. Powinniśmy raczej zwracać baczną uwagę na te konkretne wydarzenia, które szczególnie nas poruszyły, które w jakiś sposób zaowocowały w nas. Zauważmy, jakie uczucia budziły się w nas w tym czasie i starajmy się w świetle Bożej łaski przyjąć siebie w tych wydarzeniach. Starajmy się dostrzec Boga, który stale nam towarzyszy, który ogarnia nas swoją miłością.
To odczytywanie znaczenia wydarzeń św. Ignacy nazywa szczegółowym rachunkiem sumienia. Ta część rachunku sumienia może częściej niż inne, była opacznie rozumiana. Próbowano skoncentrować się na dokonaniu podziału życia wewnętrznego, tworząc niepotrzebne wykazy cnót i wad, by następnie zająć się kolejno wykorzenianiem jakiejś wady lub doskonaleniem cnoty. Często takiemu działaniu towarzyszyło nerwowe poszukiwanie osobistej doskonałości i pragnienia, aby nareszcie stanąć przed Panem Bogiem jako sprawiedliwy, a nie jako grzesznik. Poświęcano pewien czas jakiejś wadzie lub cnocie, następnie przechodzono do innej, która figurowała na liście. Tymczasem wady i cnoty są powiązane ze sobą. Nie dają się tak po prostu wyizolować i nie poddają się łatwym zmianom. Takie szufladkowanie zamyka nasze serca na odczytywanie obecności Boga w nas, ponieważ wydaje się nam, że nie jest nam On tak konieczny, sami wiemy lepiej, co mamy czynić i nie słuchamy już Jego głosu.
Celem szczegółowego rachunku sumienia nie może być poszukiwanie osobistej doskonałości. Głównym jego zadaniem jest konkretne i pełne szacunku spotkanie z Panem naszych serc. Dopiero wtedy, gdy rozbudzimy naszą wrażliwość na miłość Bożą, gdy zaczniemy poznawać i przyjmować siebie, wtedy możemy pragnąć, aby pewne rzeczy z Bożą pomocą zostały w nas zmienione. Potykamy się i robimy błędy w wielu dziedzinach, ale Pan nie wymaga od nas, abyśmy robili plany pracy nad sobą, opierając się na naszym myśleniu i naszych wizjach, i za jednym zamachem zmieniali wszystko w naszym życiu.
Zazwyczaj jest w naszym sercu jakiś zakątek, od którego należy rozpocząć proces nawrócenia do nowego życia, jakieś szczególne miejsce, w którym Bóg nas dotyka, oczekując naszej szczerości i zawierzenia. Jakże często chcemy zapomnieć o tym miejscu nie słuchając Boga. Odkładamy na później dotarcie na miejsca spotkania, ponieważ wydaje nam się, że to Bóg nas nie rozumie, że Jego słowo niesłusznie nas oskarża. Próbujemy usprawiedliwiać się i odwracamy się od Jego łaski, przeczuwając, być może, że właśnie zmiana postawy w tym punkcie nie będzie łatwym sukcesem, ale cierpliwym stawaniem przed Panem wciąż z tą samą słabością. Tymczasem właśnie w tym zakątku naszego serca możemy spotkać Boga i siebie samych w sposób szczególny.
Początkujący niech najpierw poświęcą nieco czasu na badanie w szczegółowym rachunku sumienia swoich uczuć, które mogą pokazać, czego w tej chwili oczekuje od nich Pan. W przeciwnym wypadku istnieje ryzyko, że zaczną dążyć do doskonałości według jakiegoś wzoru czysto zewnętrznego.
Szczegółowy rachunek sumienia jest bardzo osobistym, szczerym, czasem niezmiernie delikatnym doświadczeniem Bożego nawoływania do nawrócenia w głębokich pokładach naszych serc. Przedmiot nawrócenia może pozostawać niezmiennym w ciągu długiego okresu. Jest niezmiernie ważne, abyśmy spostrzegali to osobiste wezwanie, z jakim Bóg zwraca się do nas. Wezwanie to trzeba zinterpretować i na nie odpowiedzieć, jeśli tylko szczerze pragniemy postąpić na drodze świętości. Kiedy przyjmiemy szczegółowy rachunek sumienia jako doświadczenie osobistej miłości Boga względem nas, wtedy staniemy przed Nim z większą pokorą i gotowością przyjmując siebie, świat i ludzi takimi, jakimi są. św. Ignacy radzi też w rachunku sumienia zwracać uwagę na moment rozpoczęcia i zakończenia dnia, aby lepiej poznać to wszystko co jest prawdziwą treścią naszego życia.
Kapitalne znaczenie dla trzeciego punktu ogólnego rachunku sumienia ma wzrastająca (w wierze) świadomość naszej ludzkiej, grzesznej natury. Jest to przede wszystkim prawda wiary, nie zaś moralizatorskie twierdzenie odwołujące się do pewnych faktów naszego życia. Głębokie i spokojne przyjęcie naszej grzeszności zależy bardzo od naszego wzrostu w wierze. Owocem takiej postawy winno być dziękczynienie, za to, że Bóg mimo mego grzechu miłuje mnie i zbawia.
Skrucha i żal za grzechy
Serce chrześcijanina to serce rozśpiewane pieśnią radosnego dziękczynienia. Jednakże to wesołe „alleluja” może być bardzo powierzchowne, bez wyrazu i głębi, jeśli nie zostało okupione prawdziwym trudem. Jest to przecież śpiew grzesznika, który nie powinien zapominać, że jest wystawiony na łup swoich grzesznych skłonności, chociaż rozpoczął już nowe życie, którego rękojmią jest zwycięstwo Jezusa Chrystusa. W konsekwencji nasz wzrost duchowy nie może się dokonać bez ciągłego doświadczenia wszczepienia w Pana.
Takie wszczepienie dokonuje się również poprzez duchowe strapienie, które nas ogarnia, kiedy zauważamy, że brakowało nam szczerości, odwagi i zdecydowania w odpowiadaniu na to wołanie Boga, które odczytaliśmy w szczegółowym rachunku sumienia. Ten żal i strapienie nie płynie ze wstydu, czy braku zdecydowania wobec naszych słabości, lecz jest doświadczeniem płynącym z wiary w miarę jak odkrywamy ogromne pragnienie Boga, byśmy Go kochali z całego serca, ze wszystkich sił, każdą cząstką naszego bytu, w każdej chwili naszego życia.
Pamiętając o cierpliwym oczekiwaniu Boga Ojca na powrót syna marnotrawnego i o prawdziwej radości spotkania, możemy pojąć lepiej, jak ważny jest czas codziennego rachunku sumienia, przeżywamy w postawie skruchy i prawdziwego żalu za niewierności, które powodowały oddalenie się naszego życia od Bożej drogi.
Postanowienia pełne nadziei
Ostatni punkt codziennego rachunku sumienia wynika w sposób bardzo naturalny z poprzednich. Spoglądając ze skruchą na wydarzenia dnia dzisiejszego, pragniemy poznać, ku czemu mamy zwrócić swoje serce w dniu następnym, patrzymy ku przyszłości, która jest nam zadana. Na tę przyszłość pragniemy spojrzeć odnowionym sercem, pełnym nadziei i ufności. Źródłem tej nadziei nie są nasze pragnienia, nasze możliwości, nasze własne siły, lecz głęboka wiara w działanie w nas Bożego Ducha, Ducha miłości i pokoju. Źródłem tej nadziei jest ufność w moc Chrystusa, w to, że mamy udział w zwycięstwie Jezusa Chrystusa, który na nowo zjednoczył nas z Ojcem. Z taką głęboką nadzieją będziemy spoglądać w przyszłość odnowionym wzrokiem, aby odczytać pełniej Jego Słowo, skierowane konkretnie do nas, abyśmy je przyjęli i wypełnili.
Im bardziej zawierzymy Bogu i pozwolimy, by kierował naszym życiem, tym bardziej doświadczymy pokładanej w Nim prawdziwej, często trudnej, nadziei. Nadzieja ta będzie w nas pomimo naszych błędów i słabości. Doświadczenia życia będą nas czasem przerastały, będą coraz bardziej ogołacały z nieprawdziwych wyobrażeń, w końcu jednak okażą się radosne i błogosławione.
Modląc się o lepsze poznanie delikatnego działania Boga starajmy się usłyszeć i przyjąć zaproszenie Pana do przemiany tego miejsca w naszym wnętrzu, które On nam wyznacza. Podejmowane postanowienia winny dotykać tego właśnie miejsca. Mogą one być różne, mogą być takie same. Ważne jest, aby lepiej prowadziły do nawrócenia. Każde postanowienie przedstawmy ufnie Panu Bogu, prosząc, abyśmy poznali, czy jest ono zgodne z Jego planem.
Zobaczmy też kryteria naszych codziennych wyborów. Często jedynym kryterium staje się stopień trudności realizacji danego postanowienia. Myślimy, że to czego oczekuje Pan Bóg, musi być bardzo trudne, musi nas przerastać i przerażać. Na takie patrzenie jakże często wpływa fałszywy obraz Pana Boga, ludzka pycha i nie oczyszczone jeszcze poczucie własnej wielkości.
Strzeżmy się też postanowień podejmowanych niejako na wyrost, zbyt ambitnie kształtowanych przez nasze wyobrażenia, że Pan Bóg wszystko w nas zdziała, co tylko zechcemy.
Równocześnie badajmy, czy od podjęcia postanowienia nie odpychają nas nasze przyzwyczajenia, lęk przed porażką, brak zaufania w moc Bożej łaski. Kryteria te łatwiej odczytamy badając nasze uczucia względem podejmowanego postanowienia i związanego z nim obrazu przyszłości. Uczucia te należy dobrze poznać nie bagatelizując ich w nadziei, że same z czasem znikną. Poznając nasze uczucia względem przyszłości, przybliżamy w pewien sposób samą przyszłość, która staje się jaśniejsza i bliższa.
Postanowienia te nie mogą być wciąż zmieniane. Nie możemy również oczekiwać łatwych i szybko dostrzegalnych zmian w nas samych. Bardzo ważna jest wierność nawet w pozornie małej sprawie. Może to być pierwszy krok ku większym przemianom. Jakże często tym pierwszym krokiem jest wierność w spotkaniu z Panem Bogiem w codziennym rachunku sumienia.
Należy jednak zwrócić uwagę na to, czy podejmowane postanowienia nie są wciąż takie same, czy już do nich zbytnio nie przyzwyczailiśmy się. Gdybyśmy zauważali taką tendencję, byłby to pewny znak, że nie weszliśmy w pełni w cztery poprzednie punkty rachunku sumienia.
Końcową część codziennego rachunku sumienia można określić słowami św. Pawła: „zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną” (Flp 3, 13).
Rachunek sumienia a rozeznanie
Zakończmy te rozważania ogólnymi spostrzeżeniami dotyczącymi wartości codziennego rachunku sumienia i jego szczególnego znaczenia w życiu chrześcijanina.
Codzienny rachunek sumienia podejmowany jako rozeznawanie obecności Boga działającego w nas staje się czymś więcej niż krótkim, powtarzanym raz czy dwa razy dziennie ćwiczeniem o znaczeniu drugorzędnym w stosunku do innych form modlitwy i innych sposobów przeżywania Boga w naszym życiu. Staje się on raczej ćwiczeniem, które pozwala odczytywać i odnawiać naszą tożsamość w wierze.
Św. Ignacy, chociaż czasem dopuszcza możliwość skrócenia codziennej medytacji, nigdy nie pozwala na opuszczenie rachunku sumienia. Wydaje się, że dla niego rachunek sumienia był świętym czasem szczególnego spotkania z Bogiem, koniecznym dla przyjęcia i przeżycia każdego dnia. Poprzez to codzienne rozeznawanie uczymy się, za przykładem św. Ignacego, „szukać i znajdować Boga we wszystkich rzeczach”. Codzienny rachunek sumienia staje się głównym doświadczeniem modlitwy. Powinniśmy zatem bardziej żałować opuszczenia rachunku sumienia niż codziennej modlitwy kontemplacyjnej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Takie podkreślanie ważności rachunku sumienia może początkowo budzić nasze zdziwienie, ale spojrzawszy głębiej na sens i znaczenie codziennego rachunku sumienia lepiej zrozumiemy myśl Świętego.
W życiu św. Ignacego odnajdywanie Boga we wszystkim było sprawą zasadniczą. U kresu swoich dni mówił: „Pielgrzym mógł odnajdywać Boga, kiedy tylko pragnął, o którejkolwiek godzinie” (Opowieść pielgrzyma n. 99). Był to Ignacy, który już osiągnął swoją duchową dojrzałość, który pozwolił Bogu na takie zawładnięcie sobą, że wszystko, całe życie było przesiąknięte Bogiem, było mówieniem Mu „tak” płynącym z głębi jego istoty (CD n. 316).
Tożsamość św. Ignacego była w tym okresie w pełni osadzona i ugruntowana w Jezusie Chrystusie na wzór św. Pawła, który mówi: „Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego,… nie mając mojej sprawiedliwości pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa” (Flp 3, 8-9).
Obserwując strapienie i pocieszenie duchowe Św. Ignacy potrafił zauważyć także podstępy złego ducha i odróżnić je od działania Bożego (CD 314 nn). Umiał znajdować Boga we wszystkich rzeczach rozeznając pieczołowicie każde wewnętrzne doświadczenie. Owo rozeznawanie duchów stało się codziennym, bardzo praktycznym sposobem życia, sztuką miłowania Boga z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich sił. Każda chwila życia upływała na odnajdywaniu Boga.
Dla św. Ignacego owo odnajdywanie Boga w każdym poruszeniu, w każdym uczuciu czy sytuacji stało się pod koniec życia niemal natychmiastowe, gdyż Bóg tak bardzo ogarnął jego serce, że był dążeniem całej jego istoty. To, co było niemal natychmiastowe u dojrzałego już Świętego, może u kogoś początkującego wymagać wielu godzin czy dni intensywnej modlitwy w zależności od wagi badanego poruszenia, od wewnętrznej wolności i oczyszczenia. Drogą do rozwoju naszych możliwości właściwego odczytywania słowa Bożego skierowanego do nas będzie codzienny rachunek sumienia, codzienne spotkanie z miłującym nas Bogiem, który przychodzi do nas w naszej codzienności, który chce, abyśmy oczyma wiary zobaczyli Jego obecność w naszym życiu.
Fragment książki Co zabrać ze sobą? Po Fundamencie Ćwiczeń duchownych (Kraków 2012), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Codzienny rachunek sumienia
Józef Augustyn SJ
Bardzo ważnym ćwiczeniem duchowym, którego św. Ignacy pragnie nas nauczyć w czasie rekolekcji, jest codzienny rachunek sumienia. „Wiemy, że sam go wiernie odprawiał i nie uznawał dyspensy od tego ćwiczenia duchowego. Jego zasługą jest ujęcie rachunku sumienia w jasno określoną metodę i dzięki Ćwiczeniom rozpowszechnienie tej praktyki w Kościele, choć nie on jest jej wynalazcą. Ignacy tkwił w bardzo starej tradycji kontrolowania i oczyszczania sumienia. […] Ojcowie Kościoła zachęcają często do rachunku sumienia, który budzi stałą czujność i skruchę w obliczu Boga i Jego woli” – pisze Mieczysław Bednarz SJ, znany rekolekcjonista.
Rachunek sumienia będziemy odprawiać na zakończenie każdego dnia. Z jego pomocą będziemy uczyć się otwartego stawania przed Bogiem oraz ufnego powierzania Mu całego dnia. Modlitwę rachunku sumienia praktykowaną w czasie rekolekcji możemy później praktykować w życiu codziennym. Dzięki szczerej modlitwie wieczornego rachunku sumienia możemy podtrzymać nurt modlitwy także wówczas, kiedy Jesteśmy w ciągu dnia bardzo zapracowani i nie mamy zbyt wiele czasu na dłuższą modlitwę osobistą. Oto krótki opis codziennego rachunku sumienia, który św. Ignacy Loyola podaje w Ćwiczeniach.
„Sposób odprawiania rachunku sumienia ogólnego zawiera w sobie pięć punktów.
Punkt 1. Dziękować Bogu, Panu naszemu, za otrzymane dobrodziejstwa.
Punkt 2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz.
Punkt 3. Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to, przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków. […]
Punkt 4. Prosić Boga, Pana naszego, o przebaczenie win.
Punkt 5. Postanowić poprawę przy Jego łasce” (Ćd 43).
Poszczególne punkty ignacjańskiego rachunku sumienia staną się kanwą naszych obecnych rozważań.
- Dziękować Bogu za otrzymane dobrodziejstwa
W języku biblijnym „dziękować” znaczy sprawiać komuś wielką przyjemność, być dla niego źródłem radości. Samo dziękczynienie wypływa z doświadczenia głębokiej radości i przyjemności życia. Brak dziękczynienia jest wynikiem braku radości z życia. Nie dziękuje za życie ten, komu się nie chce żyć. W pierwszym punkcie rachunku sumienia, który proponuje nam św. Ignacy, pytamy najpierw, czy odkryliśmy prawdziwą radość życia. Czym jest dla nas życie: udręką, umęczeniem, pasmem cierpień czy też raczej doświadczeniem pokoju, sensu, ładu, pogody ducha? Jaki nastrój ogarnia nas rano, kiedy budzimy się ze snu: znużenia, zniechęcenia, ospałości czy też przeciwnie: zapału, radości i chęci do życia?
Kiedy nie odkrywamy radości z życia i nie dziękujemy za nie, nie jesteśmy w stanie odkryć jego najgłębszego sensu i celu. Brak dziękczynienia to nie tylko znak jakiegoś przypadkowego wewnętrznego zagubienia, ale bardziej przejaw duchowego nieuporządkowania, za które jesteśmy odpowiedzialni. Niewdzięczność zostaje włączona przez św. Pawła do katalogu wielkich ludzkich wad: Wiedz o tym – pisze w Drugim Liście do Tymoteusza – że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni (2 Tm 3, 1-2).
Dziękczynienie należy do istoty wiary. Winno być ono punktem wyjścia nie tylko w rachunku sumienia, ale w każdej modlitwie. Dziękczynienie wypływa z wewnętrznego przekonania, że wszystko pochodzi od Boga oraz że Bóg jest źródłem wszelkiego dobra. Św. Paweł zachęca często do modlitwy dziękczynnej: A w sercach waszych niech panuje pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni. […] A cokolwiek mówicie lub czynicie, wszystko [niech będzie] w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego (Kol 3, 15. 17); Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Ef 5, 20); Z radością dziękujcie Ojcu, który was uzdolnił do uczestnictwa w dziale świętych w światłości (Kol 1, 11-12); W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie (1 Tes 5, 18).
W każdym położeniu, zawsze i we wszystkim możemy odkrywać radość z życia i dzielić ją z Bogiem w modlitwie dziękczynienia, ponieważ On jest obecny w każdym czasie i w każdym miejscu. On działa w całej historii naszego życia. Dziękczynienie winno być postawą, która towarzyszy nam każdego dnia we wszystkich naszych doświadczeniach.
Na zakończenie dnia w rachunku sumienia każdy z nas winien pytać: Jakie dobro było moim udziałem w dniu dzisiejszym? Co było szczególną łaską, radością dnia, za którą chciałbym Bogu podziękować? Jakie dobre natchnienia i pragnienia towarzyszyły mi dzisiaj? Zatrzymam się przy osobach, które zrobiły dla mnie dużo dobrego. Podziękuję z serca Bogu i im. Jakie dobro stało się dzisiaj udziałem bliźnich dzięki mojej pracy, otwartości, życzliwości, uprzejmości, ofiarności?
- Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich przecz
Poznanie siebie jest jednym z najtrudniejszych ludzkich doświadczeń. Tylko człowiek nieświadomy siebie może trwać w przekonaniu, iż zna samego siebie lub też łatwo mógłby siebie poznać. Niechęć do poznawania swego wnętrza wypływa najczęściej z nieufności wobec Boga oraz lęku o siebie. Duchowość chrześcijańska zakłada dogłębne poznanie siebie i swoich grzechów. Prawdziwe nawrócenie, które staje się początkiem życia chrześcijańskiego, rozpoczyna się od poznania wewnętrznego nieuporządkowania. Ono bowiem uniemożliwia nam prawdziwe szukanie Boga i pełnienie Jego woli. Człowiek, który nie chciałby poznać siebie i swojego nieuporządkowania oraz poczuć się odpowiedzialny za siebie, nie będzie w stanie prowadzić głębszego życia duchowego. „Chcąc spotkać Boga w modlitwie, muszę najpierw spotkać siebie. Muszę się zastanowić, kim właściwie jestem, co kryje się na dnie mojej duszy” – zauważa benedyktyński mnich i pisarz Anselm Grün.
Co zawiera w sobie prośba o poznanie swoich grzechów? Po pierwsze – pragnienie dostrzeżenia związku pomiędzy popełnionym grzechem a cierpieniem, które on niesie. Prosząc o poznanie naszych grzechów, pragniemy odkryć rzeczywisty związek pomiędzy własnym grzechem a krzywdą wyrządzoną sobie i bliźnim. Wiele bowiem ludzkich udręk nie jest krzyżem, który Bóg zsyła na nas, ale gorzkim owocem grzechu, wobec którego Bóg staje „bezradny”, ponieważ szanuje grzeszne wybory człowieka. Zaślepienie grzechem polega głównie na tym, iż nie umiemy dostrzec ścisłego związku pomiędzy naszymi grzechami a cierpieniem swoim i bliźnich, które z nich wynika.
Wszystkie grzechy ranią bowiem nie tylko nas, ale i naszych bliźnich. Każdy grzech, także ten popełniony w „samotności serca”, wymierzony jest przeciwko bliźniemu. Każdy grzech zamyka człowieka w sobie, czyni go nieprzejrzystym, egocentrycznym, niepokornym, zamkniętym na przyjmowanie i dawanie miłości. Taka postawa zawsze rani bliźnich. Człowiek zamknięty w swoim grzechu pozostaje niezdolny do prawdziwej ofiary i poświęcenia dla bliźnich, nawet jeśli pragnie ich naprawdę kochać. Dopiero poprzez zmaganie z własnym grzechem staje się zdolny do prawdziwej miłości Boga i bliźniego.
Człowiek grzeszy jednak nie tylko przeciw sobie i bliźniemu, ale także przeciwko Bogu. Grzech godzi w Boga, ponieważ rani Jego miłość do człowieka. Poznać swój grzech, to zrozumieć także to, że o własnych siłach nie możemy wyzwolić się z niego i uniknąć jego niszczycielskich skutków. Tylko z pomocą łaski przebaczenia możemy zapanować nad tragicznymi skutkami naszych grzechów.
Pełne poznanie grzechu dokonuje się w procesie, który wymaga czasu. Przychodzi ono stopniowo, w miarę naszego wzrostu w wolności oraz w coraz większym zaufaniu do Boga. Poznanie grzechu, podobnie jak poznanie Pana Boga, jest nie tylko owocem naszej pracy, ale także owocem otrzymanej łaski, stąd też św. Ignacy zachęca: „Prosić o łaskę poznania grzechów”. Otrzymywana łaska idzie zawsze w parze z pracą i wysiłkiem człowieka.
Robiąc rachunek sumienia, usiłuję dostrzec związek pomiędzy moimi konkretnymi cierpieniami a moimi nieuporządkowanymi postawami wewnętrznymi, którym dzisiaj ulegałem: zamknięciu w sobie, egoizmowi, nadwrażliwości, wygórowanym ambicjom, zniechęceniu, lękliwości, zmysłowości. Czy przeczuwam, że dzięki konsekwentnej walce z nieuporządkowanymi postawami i uczuciami mogę uniknąć wielu niepotrzebnych cierpień i udręk? Które z moich grzechów sprawiają mi najwięcej cierpienia i bólu? Czy nie ranię bliźnich moim niewłaściwym słowem, czynem, postawą? Czy mam świadomość, że mój grzech „rozlewa” się na innych i rani Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa?
- Żądać od duszy swojej zdania sprawy
„Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to, przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków”.
W trzecim punkcie codziennego rachunku sumienia, jaki proponuje nam św. Ignacy Loyola, uderza najpierw słowo „żądać”. Brzmi ono bardzo kategorycznie i robi wrażenie, jakby nie dopuszczało żadnego sprzeciwu. Słowo to podkreśla wielkie wymagania miłości. Nie mają one jednak charakteru roszczeń prawnych. To „żądanie” w sensie duchowym, czyli wielkie pragnienie. W każdej prawdziwej miłości istnieje niezwykła determinacja. W miłości nie stosuje się półśrodków. W prawdziwej miłości kochające się osoby spontanicznie oddają się sobie całkowicie. W miłości pragnie się pełnej wzajemności osoby kochanej. Skąpstwo, chłodne wyrachowanie, obliczanie korzyści odsłaniają lęk przed pełnym oddaniem się w miłości oraz przed jej przyjmowaniem. Niezdolność do oddania się w miłości zawsze łączy się z lękiem przed przyjmowaniem miłości. Nie umie dawać miłości ten, kto nie umie jej przyjmować.
Odkrywając wielką „tęsknotę” Boga za miłością człowieka, spontanicznie pytamy siebie, jakie jest nasze „żądanie”, pragnienie miłości Boga. „Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku”. „Żądanie”, wielkie pragnienie obejmuje „wszystkie godziny” i „wszystkie pory dnia”. Wynika to z istoty miłości. Głębokiej relacji miłosnej – narzeczeńskiej, małżeńskiej – nie da się pogodzić choćby z jednym tylko dniem niewierności, który „na krótki czas” pozbawił miłości osobę kochaną. Jedna zdrada staje się zaprzeczeniem całej jednoznaczności, jaką zakłada miłość. Z miłości nie da się wyłączyć „jakiegoś czasu”, nawet godziny, ponieważ miłość nie jest jedną z wielu „funkcji” spełnianych przez człowieka, ale „sposobem istnienia”. Miłość wpisana została w samą istotę człowieczeństwa. Wydzielenie jakiegokolwiek czasu z miłości oznaczałoby przekreślenie całej relacji miłości.
Bóg, istniejąc poza czasem, kocha człowieka miłością „odwieczną”, dlatego Jego miłość jest nieodwołalna, bezwarunkowa, absolutna. Czas jest „problemem” człowieka. Właśnie dlatego, iż nasza miłość jest umieszczona w przestrzeni czasowej, staje się warunkowa, odwoływalna i ograniczona. Niewierność to stała ludzka pokusa. Człowiek może sprzeniewierzyć się miłości.
Dawanie Bogu odpowiedzi na Jego miłość „w każdym czasie” nie posiada charakteru „nieustannego pamiętania”, mającego charakter psychologiczny. Takie nieustanne „świadome pamiętanie” byłoby źródłem nieustannego zmęczenia. Chodzi tu o głębszą pamięć duchową, którą rozumowo trudno uchwycić i opisać.
„Żądać […] zdania sprawy […] najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków” – mówi św. Ignacy. Myślenie człowieka, jego uczuciowe przeżywanie, podejmowane decyzje, wypowiadane przez niego słowa, spełniane czyny i wszystkie inne zachowania są ze sobą ściśle powiązane. Nie można ich rozeznawać w izolacji. Istnieje jednak ścisła hierarchia rozeznania: „najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków”. Nie zrozumiemy naszych słów i czynów, nie rozumiejąc najpierw naszych „myśli”, czyli naszych najgłębszych pragnień, odczuć, wewnętrznych motywacji. Nasze myśli, uczucia, pragnienia, słowem wszystko to, co dzieje się w naszym wnętrzu, ma decydujący wpływ na wszystkie podejmowane wybory, wypowiadane słowa, wykonywane czyny. To kształtuje cały nasz sposób zachowania i działania, wszystko to, czym jesteśmy i jak żyjemy.
Istotą codziennego rachunku sumienia jest wprowadzenie ładu i harmonii najpierw na poszczególnych płaszczyznach naszego wnętrza, a następnie wewnętrzne scalanie ich między sobą. W ten sposób, odzyskując swoją tożsamość, stajemy się jednocześnie podobni do Boga. I tak odkrywamy odciśnięty w swej osobowości obraz Boży, który jest dla nas nie tylko darem, ale także trudnym zadaniem. Jesteśmy bowiem odpowiedzialni przed sobą i przed Bogiem za swoje człowieczeństwo, czyli za podobieństwo do Stwórcy.
Przypomnę więc sobie wszystkie pragnienia i natchnienia, których doświadczałem dzisiaj. Jakich spraw mojego życia one dotyczyły? Przypatrzę się im z uwagą. Czy zastanawiałem się, jakie jest źródło moich pragnień i natchnień? Czy rozeznawałem, dokąd one mnie prowadzą: do dobrych słów i dobrych czynów czy też do złych słów i złych czynów?
Czy dostrzegam w sobie złe pragnienia, które rodzą się z mojego wewnętrznego nieuporządkowania i skłonności do grzechu? Które z moich słabości i wad najczęściej przejawiają się w moich nieuporządkowanych pragnieniach? Czy jestem świadom, że pewne moje pragnienia, które choć pozornie wydają się „dobre”, mogą mnie ostatecznie prowadzić do zła?
Przypomnę sobie moje ważniejsze decyzje, postanowienia, plany powzięte dzisiaj. Czym się kierowałem podejmując je? Czy wcześniej zastanawiałem się nad nimi? Czy sądzę, że były to dla mnie dobre postanowienia, decyzje i wybory? Czy były one dobre dla osób, z którymi żyję na co dzień? Co chcę powiedzieć o nich Panu Bogu?
- Prosić Boga o przebaczenie win
Aby prośba skierowana do Boga i ludzi o przebaczenie nam naszych win była autentyczna, musi być poprzedzona ofiarowaniem naszego przebaczenia innym. W sposób paradoksalny możemy powiedzieć, iż Bóg pierwszy potrzebuje naszego „przebaczenia” za to, że rzucił nas w tak „dramatyczną” rzeczywistość życia ziemskiego „bez naszej zgody”. Możemy przyjąć nasze kruche życie z radością i pogodą ducha tylko wówczas, jeżeli zaufamy miłości Boga wbrew wszystkim słabościom, którym podlegamy.
Po grzechu pierwszego człowieka – Adama – Stwórca nie uchyla się od „odpowiedzialności” za swoje dzieło stworzenia. Bierze na siebie nasze nadużycie wolności. Chociaż człowiek zawinił, to jednak Pan Bóg w swej Boskiej pokorze jako pierwszy prosi zbuntowanego człowieka, aby zaufał Jego miłości wbrew konsekwencjom grzechu, jakie sam ściągnął na siebie. Aby wzbudzić w człowieku zaufanie, Bóg Człowiek staje przed nim bezbronny i wystawia się na ryzyko odrzucenia i zranienia. W ten sposób czyni wiarygodną swoją prośbę o zaufanie Jego Boskiej miłości. Bóg wie najlepiej, co znaczy prosić. Dał nam bowiem przykład prośby, zanim nakazał nam prosić o przebaczenie. Jezus ukrzyżowany jest wielkim błaganiem Boga skierowanym do człowieka, aby ten zaufał Jego bezwarunkowej odwiecznej miłości.
I odpuść nam nasze ruiny, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom (por. Mt 6, 12). Nasze przebaczenie bliźnim to dla Boga wzór tego przebaczenia, jakiego On pragnie nam udzielić. Jest to niezwykłe, że Bóg „naśladuje” człowieka. Przebacza tak, jak człowiek przebacza. Jeżeli przebaczenie bliźnim nie ma być mało znaczącym gestem, musi być poprzedzone dostrzeżeniem własnych zranień doznanych od ludzi. Nierzadko są to bardzo głębokie rany, choć może „zapomniane” czy raczej zepchnięte w lochy nieświadomości. Jeżeli chcemy przebaczyć naszym winowajcom rzeczy dawne, musimy powrócić do „dawnych ran”. Przebaczenie dlatego jest takie trudne, ponieważ łączy się z dotykaniem tego, co boli.
Odczuwając doznane rany i przebaczając je bliźnim, odkrywamy głębię własnych zranień, które wpływają na sferę myśli, pragnień, odczuć i na całe nasze postępowanie. Zranienia, których nie chcemy wziąć na siebie, stają się źródłem naszego nieuporządkowania i wewnętrznego chaosu. To one ranią i krzywdzą innych.
Najpierw trzeba nam prosić o przebaczenie Boga. W prośbie o przebaczenie wyrażamy głębokie pragnienie, aby sam Bóg wziął na siebie zło, które wyrządziliśmy sobie, bliźnim i Jemu; by nie odpłacał nam złem za zło, cierpieniem za cierpienie, krzywdą za krzywdę, upokorzeniem za upokorzenie. Możemy prosić Boga i bliźnich o przebaczenie nam naszych grzechów, ponieważ wierzymy, iż Jezus ostatecznie przekroczył zasadę Starego Testamentu: W jaki sposób ktoś okaleczył bliźniego, w taki sposób będzie okaleczony (Kpł 24, 20).
W prośbie o przebaczenie nam naszych win, skierowanej do naszych bliźnich, uznajemy wyrządzone im zło, deklarujemy chęć poniesienia za nie odpowiedzialności w takim wymiarze, w jakim to jest możliwe, oraz prosimy, aby darując nam nasze winy, nie odpłacali nam złem, które im wyrządziliśmy.
Trudne jest nie tylko ofiarowanie przebaczenia, ale także prośba o przebaczenie. Ból sprawiają nam nie tylko rany, których sami doznaliśmy, ale również te, które zadaliśmy innym.
Jest wiele takich ran zadanych bliźnim, które wolelibyśmy raczej sami znosić, niż żyć ze świadomością, że ktoś cierpi z naszego powodu.
Przebaczenie leczy ludzkie rany, ponieważ usuwa z relacji to, co krzywdzi, a wprowadza w to miejsce zrozumienie, zaufanie, akceptację i oddanie. Ludzie, którzy przebaczyli sobie bardzo wiele, kochają się pełniej i głębiej. Wyrządzone krzywdy stają się nieraz dla nich „szczęśliwą winą”, dzięki której będą mogli bardziej otworzyć się na siebie. Otrzymać przebaczenie, to być przyjętym w ofiarnej miłości, a przebaczyć, to przyjąć drugiego w takim samym duchu.
Doświadczenie przebaczenia Bożego i ludzkiego ma prowadzić do wewnętrznego pojednania z własnym życiem, czyli do przebaczenia sobie samemu własnych błędów. Przebaczyć sobie, to zaakceptować swoje życie jako dar Boga niezależnie od popełnionych grzechów. Słabość, ograniczenie, ubóstwo nie mogą być miejscem odrzucenia siebie, ale wręcz przeciwnie – miejscem pracy dla własnego dobra oraz miejscem ofiarnego miłowania siebie i bliźnich.
Nie można przebaczyć sobie nawzajem, nie dotykając wzajemnych ran. Przebaczenie bez dotykania zranień byłoby pozorne. Głębia przebaczenia wypływa z głębi „doświadczonych ran”. Lekceważymy rany, które zadajemy bliźnim, ponieważ najpierw lekceważymy rany, które sami otrzymaliśmy od innych. Jeżeli nie odczujemy uderzenia ciosu bliźniego, nie będziemy zdolni odczuć ciosów zadawanych przez nas innym. Ludzie, z którymi żyjemy na co dzień, w mniejszym czy większym stopniu potrzebują naszego przebaczenia, a my potrzebujemy ich przebaczenia.
Przez kogo czułem się dziś skrzywdzony, źle potraktowany, upokorzony, zlekceważony? Czy mam wewnętrzne pragnienie przebaczenia i pojednania się z tymi osobami? Kogo ja z kolei mogłem urazić, skrzywdzić, źle potraktować? Kto mógł poczuć się zraniony przeze mnie? Czy prosiłem o przebaczenie? Czy szukałem dziś zgody, jedności, wzajemnej życzliwości z osobami, z którymi żyję i pracuję pod jednym dachem?
- Postanowić poprawę przy Jego łasce
Całą modlitwę codziennego rachunku sumienia kończymy postanowieniem poprawy, które jest owocem prawdziwego żalu za grzechy. Św. Ignacy Loyola zwraca nam jednak uwagę, by „postanawiać poprawę przy Jego łasce”. W postanowieniu poprawy nie chodzi więc tylko o decyzję woli. Chodzi przede wszystkim o powierzenie z zaufaniem Panu Bogu naszej przyszłości. Mocna decyzja woli oraz powierzenie przyszłości Bogu stanowią istotę postanowienia poprawy.
W mocnej decyzji woli na pewno nie chodzi tylko o odczucie emocjonalne, które każe nam wierzyć, że „już nigdy tego grzechu nie popełnię”. Takie emocjonalne odczucie może płynąć nie tyle z posiadania silnej woli, co z wielkiej nieakceptacji swojej słabości. Wielka niezgoda na siebie łączy się zwykle z brakiem realizmu. Nie umiemy ocenić wówczas własnych ludzkich sił. Jesteśmy skłonni na przemian przeceniać i nie doceniać siebie. Mocna decyzja woli odnosi się najpierw nie do samego grzechu, ale do „unikania” okoliczności, które wprowadzają człowieka w stan namiętności, a w konsekwencji w grzech. Postanowienie poprawy domaga się więc uważnego rozeznania „okoliczności” prowadzących do upadku. Walka z grzechem winna być przeniesiona do tego momentu, w którym rozbudza się w nas namiętność. Dialog z namiętnością jest już w jakimś sensie przegraną człowieka.
W codziennym rachunku sumienia pytamy: Czy szczerze przyznaję się do moich grzechów? Czy nie próbuję ich usprawiedliwiać i wybielać? Czy rzeczywiście mówię do Boga prosto i otwarcie: Przeciw Tobie zgrzeszyłem (Ps 51, 6)? Czy pragnę zerwać z moim grzechem? Czy proszę Boga o łaskę przebaczenia i pragnienie szczerej poprawy? Czy jestem konsekwentny w unikaniu okoliczności prowadzących mnie do grzechu? Czy doświadczam miłosierdzia Bożego jako „jedynej deski ratunku” w mojej sytuacji grzesznika? Co chcę powiedzieć Bogu o moim postanowieniu poprawy, walce z grzechem oraz o zaufaniu Jego miłości?
Szczery żal za grzechy oraz postanowienie poprawy stają się źródłem naszej wewnętrznej wolności. Najpierw wolności wobec przeszłości. Przeszłość nie ciąży już wówczas nad nami i nie determinuje naszego zachowania. Następnie wolności wobec przyszłości, której – dzięki mocy Boga – przestajemy się lękać, ponieważ powierzyliśmy ją Panu. Do Boga należy całe nasze życie: przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość.
Fragment książki Uzdrowienie z poczucia krzywdy (Kraków 2012), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Najważniejszy kwadrans Ignacego
Willi Lambert SJ
Sens, metoda i tło „ogólnego rachunku sumienia” wg Ignacego
„Najważniejszy kwadrans Ignacego” – użyłem tego ogólnego i nieco zagadkowego wyrażenia nie po to, by wzmóc zainteresowanie czytelnika, lecz aby ukazać jak wiele ma on określeń. Ignacy mówi o „examen generale” i „examen particulare”, pobożność chrześcijańska o „rachunku sumienia”, WŻCh o „ocenie”, inni o „modlitwie odpowiedzialności”, czy też o „rozważaniu życia”. Równie dobrze można by też mówić o modlitwie codziennych decyzji, o modlitwie życia, o modlitwie miłującej uwagi – albo właśnie o najważniejszym kwadransie Ignacego. Kiedy Ignacy z uzasadnionych przyczyn skracał inne ćwiczenia, lub nawet pozwalał z nich rezygnować, to obstawał przy „examen”. A gdy zapytano go kiedyś, jak by zareagował na rozwiązanie Towarzystwa Jezusowego, odpowiedział, że po kwadransie byłby znów całkowicie spokojny i odzyskałby równowagą ducha! Zamierzał tak wykorzystać czas „examen”, by potem móc w spokoju ducha przyjąć zniszczenie dzieła swego życia.
Uczyć się szukać Boga we wszystkich rzeczach
- Próba zrozumienia „examen generale” w świetle różnych określeń
Pierwszym naszym krokiem ku zrozumieniu „examen generale” będzie zwrócenie uwagi na jego różne nazwy, z których każda mówi o nim coś istotnego.
Examen w rzymskim języku prawniczym oznacza równowagą ramion wagi, na których waży sią sztaby kruszcu. Jeśli tej równowagi brak, ważony kruszec trzeba oczyścić, by osiągnął swoją pełną wartość. W Examen chodzi więc o równowagą: o wewnętrzną równoważność ze szlachetnym kruszcem woli Bożej.
Examen oznacza także przewód sądowy, w którym oskarżony dowodzi swej niewinności, a więc wykazuje, że jest w zgodzie z tym co właściwe, z prawem.
Ojcowie Kościoła używali tego słowa pisząc o męczennikach i kandydatach do chrztu – a więc stosując je w opisach sytuacji, w których człowiek jest sprawdzany, oczyszczany, a jego życie porównywane z wolą Bożą.
Później słowo „examen” stosowane było do mnicha, który poświęcił się Bogu. Oznaczało w danym wypadku sprawdzian, w którym ktoś wobec całego świata ofiarował to, co w nim najgłębsze, najwewnętrzniejsze – zarówno nienaruszoną wiarę i czystość serca, jak i grzechy.
Wspólne wszystkim tym określeniom jest to, że examen jest procesem, w którym ujawnia się, co jest dobre, a co złe, to, co szlachetne odróżnia się od tego, co nieszlachetne.
Przedstawmy „examen generale” Ignacego (por. CD 43), tzn. „ogólny rachunek sumienia w celu oczyszczenia się i lepszego odbywania spowiedzi” (CD 32), jego własnymi słowami:
Punkt 1. Dziękować Bogu, Panu naszemu za otrzymane dobrodziejstwa.
Punkt 2. Prosić o łaskę poznania grzechów i odrzucenia ich precz.
Punkt 3. Żądać od duszy swojej zdania sprawy od godziny wstania aż do chwili obecnego rachunku. Czynić to przechodząc godzinę po godzinie lub jedną porę dnia po drugiej, a najpierw co do myśli, potem co do słów, a wreszcie co do uczynków, wedle tego samego porządku, jak to było powiedziane przy rachunku szczegółowym (examen particulare).
Punkt 4. Prosić Boga, Pana naszego, o przebaczenie win.
Punkt 5. Postanowić poprawę przy Jego łasce. Odmówić „Ojcze nasz”.
Celem examen particulare („rachunek szczegółowy”, por. CD 24 nn.) jest uwolnienie się od negatywnych postaw, które się u siebie dostrzegło. Pytaniem: „Co konkretnie mogę uczynić, jeśli chcą uwolnić sią od tej postawy?” zajmiemy sią kiedy indziej.
WŻCh mówiąc o „ocenie” wyraża tym samym przekonanie, że życie, każdy dzień, każde przeżycie kryje w sobie wartość, którą można wprawdzie przeoczyć, ale można też przeczuć, wydobyć i ocenić. Chodzi więc o to, by ocenić dzień: odrzucić to, co bezwartościowe i z wdzięcznością przyjąć wszystkie wartości.
Termin „modlitwa odpowiedzialności” oznacza, iż examen nie jest jedynie samosprawdzaniem, nie jest monologiem, w którym analizujemy przebieg dnia, lecz dialogiem, na który składa się i milczenie, i słuchanie, i rozmowa. Examen jest odpowiedzią człowieka na pytanie, które stawia miłujący, szukający nas uważnie Bóg: „Adamie, gdzie jesteś?” Określenie miejsca, w jakim znajduje się człowiek przed obliczem Boga, dokonuje się w obszarze odpowiedzialności.
Określenie „rozważanie życia” mówi, że „przedmiotem” examen, o ile można tak powiedzieć, jest życie, całe moje życie, to, jak dalece wychodzę w nim naprzeciw człowiekowi i Bogu.
Examen rozumiany jako „modlitwa miłującej uwagi” mówi nam: tajemnica życia otwiera się jedynie przed tym, kto przeżywa je z miłością i uwagą. Spojrzenie na uwagę Boga uzdalnia do uważnej miłości.
- Próba zrozumienia „examen” w świetle pewnej historii
Spróbujemy teraz przybliżyć sobie znaczenie terminu „najważniejszy kwadrans Ignacego” posługując sią pewną historią. Przedstawiona w niej sytuacja nie jest mimo sformalizowania bardzo daleka od życia i może nam pomóc w zinterpretowaniu naszego terminu.
- Historia: Rocznica ślubu
W pierwszą rocznicą ślubu przyniósł jej jeszcze róże. W drugą był już w podróży służbowej. W trzecią – nie myślał o tym. W czwartą czekała jeszcze na to, że obudzi ją pocałunkiem. W piątą przejęła inicjatywą i upiekła ciasto. W siódmą było między nimi tyle obcości, że wydawało sią, że lepiej będzie o tym nie myśleć. W dziesiątą sam o tym pomyślał. Wie: tak dalej być nie może. Bierze wolny dzień w środku tygodnia i mówi do niej: „Słuchaj, znajdźmy dziś trochą czasu dla siebie”. Robi to, na co i ona, i on czekali już bardzo długo.
Wieczorem siedzą razem przy butelce wina. Potem biorą album ze zdjęciami i kartkują go tam i z powrotem. Zdjęcia z czasów, kiedy się poznali, z czasów naiwnego, nieobciążonego niczym i niewypróbowanego szczęścia. Wyjazd nad morze. Zajazd na wsi, w którym powiedzieli sobie „tak”. A potem szpital, w którym odwiedzał ją po pracy. Mama i tata z wózkiem. Wycieczka z przyjaciółmi. Wspomnienia pięknych, wspólnych przeżyć. Wzrasta atmosfera szczęścia, wdzięczności. Nie tyle wino, ile wspomnienie tak wielu sytuacji, w których im sią powiodło, w których byli dla siebie dobrzy, sprawiają, że są jakby podchmieleni radością. „Dziękuję!” – mówią to sobie słowami i bez słów.
„Dziękuję” jest szczere, ale to jeszcze nie wszystko, co mają sobie do powiedzenia. Wiedzą o tym dobrze. Nie chcą ukrywać przed sobą prawdy. I pojawiają sią nie tylko obrazy z dni dobrych, obrazy harmonijnego współżycia, pojawia sią nie tylko blask, ale i wiele cienia: wymyślania, że on wraca tak późno z pracy do domu. Ciągły przytyk, że jego mama lepiej panierowała sznycle i lepiej prasowała kołnierzyki. Wściekłe słowa, kiedy ona chciała raz wyjść wieczorem, a on chciał odpocząć po pracy. Intymny związek ze starą znajomą w połączeniu z karnawałem; zazdrość, podejrzenia… Niezbyt wiele zdjąć zachowało sią z tego okresu. Był zbyt mroczny. Wiele pozostało „na negatywie”. Wiele spraw pozostało w ukryciu. Życie w ciemni. To, co tam widać, nie jest ani jasne, ani promienne. Lecz oboje pragną dalej iść razem wspólną drogą. Wiedzą, że muszą właśnie teraz, w końcu, prawie że za późno, tak wiele z siebie wy rzucić – to wszystko, co pozostało między nimi niewypowiedziane, przytłumione, co tkwiło w ich związku niczym cierń. W atmosferze zaufania rodzi sią dar wzajemnej prawdomówności. Uświadamiają sobie, jak wiele życia i szczęścia ukryli przed sobą, żyjąc obok siebie zamiast ze sobą. Doświadczają, jak wielkim jest szczęściem móc ofiarować sobie dar pojednania, przebaczenia. Nowe i głębsze podziękowanie.
Mogą sobie znów swobodnie spojrzeć w oczy. Spojrzenia – chwile zawstydzenia i nadziei.
I jeszcze spojrzenie w przyszłość, na wspólne jutro: „Słuchaj, oby tak dalej! Nie ulegajmy kryzysowi. Wykuwajmy dalej nasze wspólne szczęście. – Tak, zobaczą, czy nie udałoby mi sią przejść w zakładzie do pracy na miejscu, żebym nie musiał tyle jeździć. Dobrze, parą groszy na miesiąc mniej, ale będziemy mieli czas dla siebie i dzieci”. Zostawi też ciągłe porównania z mamą i teściową. A ona nie będzie mu już wypominać, że mimo dobrej matury zrobił raczej mierną karierę zawodową. Mówią to sobie otwarcie. Mają nadzieję, że się uda. Zastanawiają się wspólnie, co mogą zrobić, żeby się powiodło, żeby mogli iść ze sobą przez życie. Otrzymali nowy impuls, nowe siły na następne dni i na lata, które są jeszcze przed nimi. Są prawie weseli, że przeszli przez tą doliną, ponieważ dzięki temu poczuli, czym jest szczyt. Tego wieczoru w środku nocy zajaśniał dzień.
- Ocena przydatności historii dla zrozumienia „examen”
Opowiedziałem tę historię i opowie-działem ją właśnie w ten sposób, ponieważ w jakimś stopniu obrazuje to, co Ignacy rozumie przez ogólny rachunek sumienia.
Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaką może nam ukazać ta historia, to fakt, iż w „examen” chodzi o spotkanie, o związek, a nie o wyliczanie czy przeliczanie dobrych i złych uczynków. Dary, których sią udziela lub też które się ukrywa, są ni mniej ni więcej tylko środkami wyrazu istnienia tego związku lub jego braku. Jakikolwiek związek, może rzeczywiście zaistnieć tylko tam, gdzie ludzie są wobec siebie całkowicie obecni, tzn. pragnący, czujący, myślący, pamiętający.
Spotkanie i związek bazują, przynajmniej częściowo, na swoistej uwadze, która towarzyszy życiu. Miłość jest zjawiskiem uwagi. Atmosfera miłującej uwagi jest tchnieniem, które daje życie każdej modlitwie, każdemu ćwiczeniu duchowemu.
Obok zawsze teraźniejszej, półświadomej, towarzyszącej nam stale uwagi, której wystarczy mrugnięcie, spojrzenie kątem oka, istnieje uwaga wyraźna – uwaga, której trzeba poświęcić dodatkowy czas, kiedy to człowiek patrzy prosto w oczy, otwarcie, miłująco, rozumiejąco, a niekiedy spuszcza wzrok ze wstydem i ze świadomością winy.
W tej atmosferze miłującej uwagi powstaje jakby spontanicznie wypowiadane pragnienie lub milcząca potrzeba ujrzenia wszelkiego dobra, które jeden wyświadczył drugiemu, z jednoczesną świadomością, że własne oczy często nie dostrzegają drugiego. Stąd prośba, by móc widzieć to, co jest.
Patrzeć na rzeczywistość taką, jaka jest! A więc nie rejestrować jej tylko powierzchownie, lecz odkrywać i oceniać od wewnątrz, od strony jej rzeczywistego znaczenia, sensu. Kosztować wartość życia i rozumieć jego język. Rozumieć znaki czasu. Chwytać bogactwo rzeczywistości w jej pełni i we wszystkich jej wymiarach: wszystko, co odbierają zmysły, co jest wartością dla serca lub ducha: szczęśliwe spotkanie, rozmowy, spojrzenia, które otworzyły nowe horyzonty czy też były podobne do gwiazd, które rozjaśniają ciemną noc. Patrzeć ze zdumieniem, jak własne życie wzrasta, rozwija się niczym roślina. Obserwować otwartymi oczyma czyjąś obecność przy własnych narodzinach. Doświadczać, że życie jest darem. Wyczuwać, że Bóg żyje we wszystkich rzeczach.
Kto patrzy w ten sposób, nie może być zwykłym gapiem, obojętnym widzem – musi wychwalać i dziękować, musi mówić i wyznawać, czym jest dla niego to, na co patrzy, ponieważ otrzymał jakiś nowy dar, mowę i zdolność do oddania w słowach tego, co widzi; musi z wdzięcznością przyjąć ten dar, potem oddając chwałę musi wyznać, jak dobry jest Ten, który daje życie, który sam jest życiem.
Prośba, by móc widzieć otrzymywane dobrodziejstwa, uważne spojrzenie na te dary i dziękczynienie za dar życia to trzy podstawowe poruszenia miłującej uwagi.
Równocześnie miłująca, a więc prawdziwa uwaga, kryje w sobie trzy inne poruszenia: pragnienie, by móc widzieć otwartymi oczyma, co sprzeciwia się miłości, ochocze spojrzenie na to oraz zawstydzone i błagalne zdanie się na miłosierdzie Boga.
Czasem, być może dopiero na skutek silnego odczucia ciężaru życia, wzmaga się w człowieku potrzeba realności. Duch ludzki żyje prawdziwym pokarmem, tzn. żyje dzięki temu, że widzi rzeczywistość taką, jaka jest. Dążenie do realizmu prowadzi poszukującego do tego, iż pragnie w zwierciadle swego sumienia zobaczyć także to, co negatywne. Nie zaciska oczu z obawy, że mogą wpaść w nie jakieś paprochy zła; patrzy oczyma szeroko rozwartymi ze strachu wobec zła, które się z dnia na dzień wydarza; jako skutek grzechu małe złośliwości, brak miłości, nieuwaga, wściekłe słowa, kłamstwa, oszustwa, obłudy, niepewności, błędy, słabości, wielkie zakłamanie egzystencji, nienawiść, śmierć.
Tego rodzaju wewnętrzne odczucie może sprawić, że oczy napełnią się łzami bólu spowodowanego stłamszeniem życia, może też pomóc człowiekowi przerażonemu własnym brakiem wrażliwości prosić o przemianę kamiennego serca, o „skruszenie”, o zawstydzenie, o uwrażliwienie. Takie pragnienie zawstydzenia i prośba o nie są częścią drogi ku przebaczeniu. Wrażliwe serce prosi o to, by do spotkania została przyłożona nie miara jego własnej słabości, lecz skala Bożej, przebaczającej miłości.
Oczywiście, spojrzenie dobrych, kochających oczu Boga sprawia, że dostrzeżenie własnych negatywów owocuje logicznie – w sensie logiki miłości – pragnieniem, postanowieniem prowadzenia nowego życia, odpowiadającego otrzymanemu przebaczeniu. „Postanowić poprawę przy Jego łasce” – mówi Ignacy.
U źródła tego skierowanego na przyszłość, na nowe życie, spojrzenia leży pragnienie znalezienia możliwości przemiany. Ten, komu przebaczono, wie, jak słabe jest jego poznanie, jak słaba jest jego wola, jak słaby jest w swoim działaniu. Dlatego prosi o jasne spojrzenie, które dostrzega, co powinien czynić; prosi o nowe, odpowiadające miłości gesty, słowa, postawy. Pragnie znaleźć „strategią miłości”, reguły gry dla nowego życia. Stara sią pozwolić woli Bożej, aby dokonała przemiany jego własnego chcenia.
To przygotowanie do chrześcijańskiej utopii można zakończyć aktem wdzięczności i nadziei, że to Pan jest tym, który będzie podtrzymywał dynamikę miłości. Kto przyłącza się do posłuszeństwa Syna, może z pewnością dziękować za to, że „już otrzymał” (Mk 11, 24) to, o co prosi w swym postanowieniu. Owoce ducha rosną na drzewie nadziei.
- Schemat
Schematyczne przedstawienie historii o rocznicy ślubu oraz jej oceny ujęte w punkty musiałoby wyglądać następująco:
- Prośba do Boga o umiejętność dostrzeżenia i przyjęcia Jego dobrodziejstw;
Spojrzenie na dobrodziejstwa;
Podziękowanie za dostrzeżone dobrodziejstwa; - Prośba do Boga o dostrzeżenie swoich grzechów i uwolnienie od nich;
Spojrzenie na grzechy;
Podziękowanie za przebaczające uwolnienie przez Boga; zawstydzenie; - Prośba do Boga o znalezienie nowej drogi chrześcijańskiego życia;
Spojrzenie na możliwości przemiany własnej wolności, która jest
warunkiem nowego postępowania;
Podziękowanie w modlitwie nadziei, która jest pewna Bożej pomocy.
III. Jak i kiedy można odprawiać „ogólny sposób” rachunku sumienia?
- Różne metody modlitwy miłującej uwagi
Ignacy radzi zakończyć examen modlitwą „Ojcze nasz”. Spoglądając na ten „examen generale par excellence” możemy łatwo uwolnić się od niepokoju, jaki mógł wywołać powyższy schemat. W examen chodzi „tylko” o świadome poświęcenie pewnego czasu trzeźwej i miłującej uwadze. To sprawi, że podobnie jak w życiu rodzinnym, będzie się w nas kształtował osobisty styl modlitwy odpowiadający postaci naszego życia i naszej wiary, równie urozmaicony i równie zwyczajny jak samo nasze życie. Chodzi o to, by podchodzić do własnego życia jak do dzieła sztuki, które powstaje w procesie ścierania się spontaniczności i przyzwyczajenia; przypadku i ćwiczenia, w procesie kształtowania się ustawicznej, podświadomej i wyraźnej uwagi.
Czy w ramach modlitwy miłującej uwagi odmawiamy wolno w rytmie oddechu „Ojcze nasz”; czy tworzymy osobisty psalm; czy też pozwalamy, aby w jakiejś spokojnej chwili dzień przewinął się jak film przed naszymi oczami; czy zamieniamy jakąś pojedynczą sytuacją w przeźrocze, które wykorzystuje my do „medytacji nad obrazem”; czy próbujemy wyciszyć sią, ponieważ czuje my, że hałas i pośpiech wszystko w nas zagłuszają; czy rzucamy światło codziennej Ewangelii na wzloty i upadki dnia; czy pozwalamy, aby jakieś zdarzenie raz jeszcze rozebrzmiało, by dzień nie zakończył sią gwałtownym hamowaniem, lecz uspokojeniem tempa życia i spoczynkiem; czy przyglądamy sią, jak duchowa atmosfera porannej medytacji przesyciła z lekka, lecz wyczuwalnie atmosferą całego dnia; czy jak statek „spuszczamy parą” w nadziei, że wzbije sią w górą niczym kadzidło; czy przypominamy sobie, że „trzeba tylko jednego”; czy przyglądamy sią postaci patrona dnia i staramy sią zarazić od niego chorobą miłości; czy układamy list dziękczynny; czy kreślimy kontury dnia we własnym wierszu czy „złotej myśli”; czy zapisujemy kolejną stroną w naszym dzienniku; czy modlimy sią ulubionymi słowami; czy próbujemy świadomie przyjąć jakąś trudną sytuacją; czy analizujemy raz jeszcze jakieś ważne spostrzeżenie, światło, które zostało nam dane; czy po prostu czekamy w milczeniu; czy wykorzystujemy do wewnętrznej konfrontacji wiadomość z gazety czy listu, która nas poruszyła; czy staramy się być obecni bez słów w pełnej wyrazu postawie ciała; czy przygotowujemy się do spowiedzi lub rozmowy duchownej; czy przypominamy sobie, co było najważniejsze w czasie ostatnich rekolekcji i czego w zgiełku codzienności w żadnym wypadku nie chcielibyśmy zapomnieć; czy rozważamy swój studencki indeks i pytamy sią samych siebie, czy zdaliśmy egzaminy z człowieczeństwa i chrześcijaństwa; czy szkicujemy na popołudnie „chrześcijańską” strategią spotkań z ludźmi; czy udajemy sią do kogoś i po wściekłej kłótni próbujemy wszystkiego od nowa… – wszystko to może stać sią metodą modlitwy miłującej uwagi, modlitwy odpowiedzialności, oceny, rozważania życia, examen.
- Czas ogólnego rachunku sumienia
Z tego, cośmy dotychczas powiedzieli, wynika jasno, że rachunek sumienia towarzyszy człowiekowi półświadomie przez cały dzień. Niemal spontanicznie wypływa z głębi strumienia świadomości na powierzchnią refleksji, bowiem jednostki życia i jednostki czasu tworzą naturalną strukturą dnia: przed lub po rozmowie, przed lub po filmie, koncercie itd.
Ignacy pragnie, aby świadome ćwiczenie oczyszczało i wspierało ćwiczenie półświadome:
– rano: krótka refleksja przy wstawaniu, goleniu itd.,
– w południe: po posiłku 10-15 minut refleksji nad tym, co za nami i nad tym, co przed nami,
– wieczorem: krótka chwila przed pójściem spać.
Jeżeli będziemy zainteresowani owocem tego duchowego ćwiczenia, postaramy sią znaleźć metodą prób i błędów sposób i czas modlitwy, które są dla nas najlepsze. Spójrzmy więc, jaki rytm jest dla nas najbardziej korzystny, patrzmy, czy nie zakłóca go nierówny rytm naszego własnego serca… Czyż nie powinniśmy być wdzięczni za możliwość odczuwania prącej do przodu siły tego duchowego sposobu poruszania się: siły ćwiczenia, które według Ignacego ma być środkiem, stopniem na drodze znajdywania Boga we wszystkich rzeczach, we wszystkich wydarzeniach.
Tło – teologia „24-godzinnej modlitwy”
Filozofowie żyli w Tybindze nie tylko w czasach Hegla, Schellinga i Hölderlina, żyją tam i w czasach najnowszych. Świadectwo jednego z takich właśnie nowszych filozofów, wybitnego filozofa życia, można przeczytać nie tylko na kartce papieru, ale i wyryte w betonie: „Każdy dzień ma 24 godziny, ale – różnej długości! I to jest właśnie niebezpieczne!” Podpisano: „Pampelmus”.
Wyryta w betonie mądrość życiowa pana Pampelmusa mówi o tym, jak błędne jest myślenie: „Każdy dzień jest taki sam! Ma swoje 24 godziny i łatwo można dać sobie z nim radę!” Tak, byłoby to proste, gdyby dzień był tylko fizykalną jednostką miary. Ale dzień jest także jednostką psychologiczną, ludzką! Dlatego dzień, każdy dzień, jest i szeroki i długi, i wąski i cienki, śliski, zręczny, stromy i płytki, powierzchowny i głęboki, wyboisty, rozchwiany, kończący się w ślepej uliczce lub mający swój dalszy ciąg. – Każdy dzień ma 24 godziny, ale różnej długości i głębokości. I to jest w nim najbardziej interesujące i żywotne.
W ostatnim rozdziale właśnie to obserwowaliśmy oczami Ignacego. Mówiliśmy o modlitwie miłującej uwagi, modlitwie odpowiedzialności, oceny, ogólnego rachunku sumienia, „examen generale”, jak mówi Ignacy; a wszystko to oznacza być świadomym, że każdy dzień jest pełen życia, niepewności, szans, wartości i rzeczy bezwartościowych, nadziei i płycizn – pełen modlitwy.
W tym rozdziale chciałbym krótko nakreślić ramy teologiczne problemu, chciałbym pokusić sią o szybkie zagruntowanie płótna, na którym ma być narysowany obraz ogólnej i szczegółowej metody rachunku sumienia. Nie mając przed oczyma tego tła, mówilibyśmy o „psychotechnice”, a nie o miłującej uwadze, nie o życiu z wiary.
- Teologia
Modlitwa miłującej uwagi rozumiana w sensie teologicznym to przekładanie teologii stworzenia, grzechu, odkupienia, zesłania Ducha Św. i nadziei eschatologicznej na język chrześcijańskiej codzienności. Główne motywy teologiczne w dogmatyce można odkrywać we własnej melodii życia. Podstawowe tematy z podręczników trzeba odnajdywać w księdze życia. Inaczej mówiąc: w modlitwie miłującej uwagi chodzi o to, aby ograniczać dogmatyczne super-ego – a któryż grzesznik go nie posiada – z korzyścią dla żywej wiary. Chodzi następnie o to, aby żywiołowe, antydogmatyczne sub-ego wzrastało ku Ja miłości.
- Stary Testament
Stary Testament bardzo dobitnie świadczy o tym, że wierni Żydzi i starotestamentalni pisarze znali na swój sposób modlitwę miłującej uwagi. Czymże innym jest Stary Testament, jak nie próbą oceny historii własnego narodu ze wszystkimi jego wzlotami i upadkami, jego wielkością i małością; jak nie próbą zrozumienia, że historia ta jest darem Jahwe, czasem, który Bóg poświęca swojemu ukochanemu narodowi?! Czymże innym jest Stary Testament, jak nie wspólną modlitwą odpowiedzialności, jak nie próbą usłyszenia Jahwe w historii i dania Mu czynnej odpowiedzi?!
To samo, tyle że zabarwione bardziej osobiście, wyrażają we wspaniały sposób liczne Psalmy. Modlący się wnosi do rozmowy ze swoim bliskim, a zarazem dalekim Bogiem potrzeby i radości swojego życia i swojego narodu, dziękuje, płacze, krzyczy, przeklina, korzy się i cieszy. Pisać samemu psalm swego życia, modlić się nim – oto ocena w najlepszym sensie tego słowa.
- Nowy Testament
Spoglądając na modlitwę miłującej uwagi w świetle Nowego Testamentu, widzimy, iż jest tam mowa o modlitwie trzeźwości. Pomyślmy o licznych porównaniach, w których pierwsi chrześcijanie i my wraz z nimi jesteśmy wzywani, byśmy byli gotowi wśród nocy nadzień Pana, byśmy nabrali oliwy do lamp, byśmy nie dali się zaskoczyć we śnie lub przez sen.
Ta czujność oznacza jednocześnie bycie wrażliwym na znaki czasu. Sam Jezus wzywa swoich słuchaczy, by rozpoznawali znaki czasu, by odczytywali i rozumieli język, którym przemawiają wydarzenia życia, rzeczy dziejące się wokół nich:
„Mówił także do tłumów: Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: »Deszcz idzie«. I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: »Będzie upał«. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne?” (Łk 12, 54 5-7).
Jezus wymaga od nas, byśmy potrafili wyjaśniać znaczenie nie tylko pogody meteorologicznej, ale także pogody czasu i własnego serca.
Rozważając modlitwą miłującej uwagi w świetle postaci Pawła, możemy mówić o postępującym „przechrystusowieniu” całego życia. Odkąd cały człowiek został od korzeni stworzony na nowo, odkąd zaszczepiono go niczym nową latorośl, trzeba to nowe życie pielęgnować i pozwolić mu wzrastać. Trzeba je podlewać i chronić, aby osiągnęło swoją dojrzałą postać, aby przyniosło w mowie, myśli i czynach owoce Ducha: miłość, dobroć, przyjaźń, otwartość, cierpliwość.
- Duchowość ignacjańska
Gdy w końcu rozważamy rachunek sumienia na tle pobożności ignacjańskiej, możemy powiedzieć, że examen jest rodzajem codziennych „Ćwiczeń”, kontynuacją po-szczególnych dni rekolekcji za pomocą innych, codziennych środków.
Psycholog Albert Görres pisze o tym bardzo trafnie w swoim artykule „Rachunek sumienia wg metody św. Ignacego Loyoli”, który ukazał się w „Geist und Leben” w 1956 roku:
„Ćwiczenia stopniowo rozwijają »logique du coeur« (logikę serca) Ewangelii, egzystencjalną logikę poruszanej przez ducha wolności, która staje się czymś wewnętrznym wobec swojego ukierunkowania nadanego jej przez naturę i łaskę. Treści rozwijane w poszczególnych etapach « Ćwiczeń« muszą jednak być przekazane codzienności w pewnej kwintesencji doświadczenia. … Na przykładzie pierwszych z pięciu punktów rachunku sumienia można pokazać, że nie jest on niczym innym, jak przystosowaną do codzienności kwintesencją »Ćwiczeń«, medytacyjną summą mającą objąć jednym spojrzeniem ich główne wątki”(1)
Ignacy rozpoczyna „Ćwiczenia Duchowe” zdaniem: „Ćwiczenia Duchowne służące do przezwyciężenia samego siebie i do uporządkowania swego życia – bez kierowania sią jakimkolwiek przywiązaniem, które byłoby nieuporządkowane” (CD 21). Pomocą do tego ma być właśnie ćwiczenie ogólnego i szczegółowego rachunku sumienia.
Modlitwa miłującej uwagi omawiana w świetle „Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości” nie jest niczym innym jak wsłuchaniem sią serca w to, w czym można znajdywać Boga: w słowach Pisma Św., w spotkaniach, w wewnętrznych poruszeniach, w bólu, w ucisku, w strapieniu, w stresie, w grzechu, we wszystkich rzeczach.
tłum. T. Grodecki SJ
Willi Lambert SJ, Die wichtigste Viertelstunde des Ignatius. Sinn, Methode und Hintergrund der „allgemeinen Gewissensprüfung” nach Ignatius, Korrespondenz zur Spiritualität der Exerzitien 38, 4/5 1978.
Willi Lambert SJ, Najważniejszy kwadrans Ignacego, Kraków 1992. Tekst zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.