Dlaczego jestem jezuitą?
Na postawione mi pytanie odpowiem prosto, choć zabrzmi to trochę dewocyjnie.
Nie dlatego nim jestem, że Zakon posiada niemały wpływ w Kościele, ani też – że dzisiaj jeszcze prowadzi wiele uniwersytetów, wydaje uczonych różnorakich specjalności, daje się zauważyć w środkach masowego przekazu itd. Nawet nie dlatego, że wyraźniej niż dotąd stanął w wielu krajach po stronie ubogich i uciśnionych. Dlatego natomiast, że również obecnie – ponad wszelką pracą duszpasterską, kościelną czy kościelno-polityczną – żyje w wielu członkach Zakonu wola – po ludzku nieopłacalnej, spełnianej w milczeniu – służby, wola modlitwy, zdania się na niepojętego Boga i ufnego przyjęcia śmierci, wola spotkania Jezusa ukrzyżowanego. Nie jest ważne, jakie znaczenie dziejowe czy kościelne posiada wspólnota ożywiona takim Duchem i czy Duch ten znajduje się również w innych społecznościach. Ważne jest tylko to, że Duch ten istnieje. Wspominam tutaj braci, których sam znałem: Alfreda Delpa, który skutymi rękami podpisał swoją ostateczną przynależność do Zakonu; innego, który w indyjskiej wiosce, gdzie nie pokaże się żaden z tubylczych intelektualistów, pomaga tamtejszym nędzarzom w kopaniu studni; innego, który godzinami wysłuchuje w konfesjonale trudności i udręki niegroźnego mieszczucha; innego, który w Barcelonie pozwolił pobić się przez policję atakującą jego studentów, nie szukając przy tym satysfakcji ani chwały przynależnej rewolucjonistom; innego, który każdego dnia staje w szpitalu u łoża śmierci i któremu to co jednorazowe zmienia się w codzienne przyzwyczajenie; innego, który, „sprzedaje” w więzieniach posłannictwo Ewangelii, ciągle na nowo, z rzadka spotykając się z wdzięcznością i bardziej jest ceniony za papierosy niż za słowo Dobrej Nowiny; innego, który z trudem i bez statystycznych osiągnięć usiłuje wzbudzić iskierkę wiary, nadziei i miłości u kilkorga ludzi.
Znalazłem w Towarzystwie wspólnotę posiadającą długą historię. Dzieje te znaczone są wprawdzie również zahamowaniami i balastem, lecz niosą one przede wszystkim wiele wypróbowanej mądrości oraz bogactwo doświadczenia, którego nie zastąpi teoretyczne tylko rozumowanie. Oczywiście, przeżywam w moim Zakonie wszystkie te próby, jakich nie jest pozbawiony żaden człowiek: rozczarowanie samym sobą, przepaść pomiędzy tym, co planowałem, a tym, co osiągnąłem.
Nigdy nie mógłbym przebyć drogi mego życia jako jezuita, gdybym nie znalazł wewnętrznego ognia wiary w Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Jemu ma służyć moje życie, Jego życie ma ono kontynuować, świadcząc o Jego sile. Dokonuje się to we wspólnocie z innymi, którzy posiadają tę samą wiarę i to samo przekonanie. O tyle tylko stawałem się w tej grupie bogatszy, o ile próbowałem więcej dawać, aniżeli brać. Wtedy doświadczyłem, że w mojej społeczności żyje Duch Chrystusa.
Również dzisiaj w moim Zakonie pali się – pomimo nagromadzonego popiołu – umiłowanie tajemnicy Chrystusa i Jego losu. W ten sposób służy On Kościołowi, a zdając się na doświadczenie historii może przyjąć życie pociechy i niepowodzenia, prestiż i brak uznania jako udział w losie i przeznaczeniu Tego, którego Imię Zakon nosi.
Karl Rahner SJ