Gdybym miał zrobić listę wszystkich ludzi, którzy mieli największy wpływ na moje życie, osobą, która znalazłaby się na początku tej listy, byłaby moja matka.

Gdy wracam wspomnieniami do swojego dzieciństwa, to przypomina mi się słońce wpadające przez kuchenne okna i dom pełen poczucia bezpieczeństwa, ponieważ była w nim Mama. Jestem bardzo szczęśliwy, że dane mi było podziękować jej za to, zanim umarła, chociaż jestem całkowicie pewien, że ona nie zdawała sobie sprawy z tego, jak głęboko sięgał jej wpływ na moje życie. Ktoś powiedział, że nie poszukujemy jakiejś wartości i nie przyswajamy jej sobie, dopóki nie zobaczymy jej w drugiej osobie. I tak było z moją matką i jej wiarą w Boga. Od początku pamiętam jej prostą, ale solidną wiarę. Pamiętam jej długie modlitwy, które szeptała żarliwie. Bóg był w centrum jej świata, był jej punktem oparcia i spokoju podczas wszystkich burz życiowych.

Kiedyś pod koniec swego życia, gdy już była bardzo powykręcana przez artretyzm, z trudem wyszła rano z sypialni, która znajdowała się na piętrze naszego domu rodzinnego, i z wielkim bólem zeszła po schodach na dół. Tam przypomniała sobie, że nie odmówiła jeszcze modlitw porannych. Gdy mi to potem opowiadała, zapytałem: „I co zrobiłaś?” Z zakłopotaniem odrzekła: „Wygramoliłam się z powrotem na górę, wyciągnęłam swój modlitewnik i odmówiłam moje modlitwy”. Jej mina zdawała się pytać: Czyż nie to zrobiłby każdy na moim miejscu?

Innym razem, gdy myśleliśmy, że Mama może niedługo umrzeć, usiadłem na brzegu jej łóżka i powiedziałem, że ksiądz jest pośrednikiem między Bogiem i ludźmi. Człapie tam i z powrotem po moście wzniesionym nad morzem ludzkich kłopotów, ciągle przynosząc Boga ludziom i ludzi do Boga.

Powiedziałem jej, że właśnie przeszedłem przez ten most i mam dla niej wiadomość od Boga. „Mamusiu, mówiłem, Bóg chce, abym ci wyznał, jaką jesteś wspaniałą i wierną osobą i matką. Pamiętam mnóstwo cudownych rzeczy, które dla nas zrobiłaś, pocerowanych skarpetek, plastrów nałożonych na nasze skaleczenia, tysiące kanapek, które nam przygotowywałaś do szkoły. Ale jest też tyle innych rzeczy, których ja nie pamiętam.

Jestem pewien, że odmawiałaś modlitwy podczas głębokiej nocy, których ja nie słyszałem, że wylewałaś łzy, których ja nigdy nie widziałem. Ale wiesz, Pan pamięta każdy jeden drobiazg, który czyniłaś w Jego imieniu”.

Miałem wrażenie, że tolerowała moją długą przemowę, ale nie sądzę, aby myślała tyle o sobie. Gdy skończyłem, podniosła się na łóżku i wzięła moją głowę w swoje ręce i delikatnie położyła ją na swym ramieniu – tak jak to robiła, gdy byliśmy małymi dziećmi. I powiedziała mi, że najbardziej była dumna w całym swoim życiu z tego, że Bóg zechciał, aby jej mały chłopiec został jego kapłanem.
Pod koniec życia moja matka powiedziała mi, że śmierć jej nie przeraża. Ale dodała: „czy wiesz, czego się boję, Johnie? – Bólu”. Po czym spojrzała na obraz Jezusa znajdujący się w nogach jej łóżka w taki sposób, w jaki tylko ona potrafiła patrzeć, i powiedziała z głęboką prostotą „Poprosiłam Go: «Gdy przyjdziesz po mnie, Jezu, czy mógłbyś wejść po cichu na palcach i pocałować mnie delikatnie, gdy będę spała?»”

Około dziesięć lat temu Mama wpadła w stan omdlenia. Doktor powiedział, że umrze spokojnie podczas snu. Popatrzyłem na znajomy obraz Jezusa i powiedziałem do Niego: „Wejdziesz tu po cichu na palcach i pocałujesz ją delikatnie, prawda? Nie możesz jej niczego odmówić”.

Moja mama dziś już nie żyje. Ale to, jacy jesteśmy w danym momencie naszego życia, tak bardzo jest zdeterminowane przez wspomnienia, które w sobie nosimy. I jeśli o mnie chodzi, to mam wiele niezwykle silnych i inspirujących wspomnień związanych z moją matką.

Fragment książki Oczami wiary (Kraków 1998), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]