Brak mi słów na to, co dokonało się w czasie TYCH rekolekcji, a czego owoce widzę i ja i moi bliscy. Nie chciałam pisać, bo wyrażenie tego wszystkiego jest jakoś niemożliwe… Czułam się jednak przynaglana nie zostawiać tylko dla siebie. Z wdzięczności. Więc tak: słoma. Właściwie nie zmieniło się nic „konkretnego”. Wiedziałam gdzie jest moje „teraz”; rozpoznawałam w nim wolę Bożą, ale… No właśnie to „ale”. Czegoś ciągle mi było brak, coś niepokoiło, a JA przecież tak bardzo chciałam znaleźć się cała na swoim miejscu! Słyszałam, że czas rekolekcji jest czasem działania Boga. Bardzo więc starałam się nie przeszkadzać Mu i umożliwić działanie. Jednak dopiero, kiedy JA się zmęczyłam, ON sam wszystko dokonał… :) Co takiego ON zrobił? Rekolekcja się skończyły. Taka sama JA wróciłam do tego samego „teraz”;, tych samych ludzi, obowiązków, miejsc… A jednak. Coś się zmieniło i to diametralnie! Najbardziej wymowne (bo widać) są oczy innych, jakieś zdziwienie: skąd spokój? A we mnie radość, tęsknota, pokój, bo gdzieś głęboko wszystko zostało dotknięte przez MIŁOŚĆ.
Czego dokonał mój Bóg we mnie w tym czasie? Jakimś cudem przesunął punkt ciężkości z JA na ON. Jakim cudem? Cudem MIŁOŚCI :) Dziękuję!!!
Kasia
[czytaj więcej]