Nie może być prawdziwego wzrastania w głębszej modlitwie i jedności z Bogiem bez milczenia na wszystkich poziomach naszej istoty – fizycznym, psychicznym i duchowym. Milczenie, zwłaszcza na poziomie duchowym, staje się wewnętrznym ubóstwem ducha, które Jezus błogosławił, mówiąc, że do ubogich w duchu należy królestwo niebieskie (zob. Mt 5, 3). Ubóstwo ducha to tyle, co życie na co dzień w stanie prawdy, który nazywamy pokorą. Duch objawia nam, gdy poniechamy wszelkiego swojego panowania nad Bogiem i nad pożądanym przez nas kształtem naszego życia, jak powinniśmy żyć w Bogu, który jest dla nas wszystkim. Osiągamy wówczas pełnię swojego prawdziwego „ja” w Jego miłości.

Karl Rahner pisze, co się dzieje, gdy zachowujemy milczenie:

„Jeżeli zachowujemy milczenie, jeżeli przebaczamy, jeżeli bez nagrody oddajemy się całym sercem i wyrzekamy się samych siebie, to sięgamy ku bezgraniczności, która przekracza wszelkie granice, jakie da się wyznaczyć, i która nie ma nazwy. Sięgamy ku świętej tajemnicy, która przenika nasze życie i stanowi jego podstawę. Mamy do czynienia z Bogiem”.

Bóg mówi swoje Słowo, które jest światłem, objawieniem, mową i znaczeniem, do tych, co dostrajają się do Niego, gdy w milczeniu wypowiada to Słowo. Mamy trwać w pełnym grozy oczekiwaniu na Boży niezasłużony dar Jego Słowa, które wypowiada, gdy oddajemy siebie Jego tajemniczemu darowi miłości. Zrozumieć ten podstawowy paradoks polegający na tym, że słuchamy Boga, który milczy, widzimy Go, nie widząc, oznacza zrozumieć swój ruch w stosunku do Boga jako przechodzenie od wiedzy do miłości.

Jeżeli ulegasz przemianie wewnętrznej i przyjmujesz otaczające Cię milczenie jako coś odległego, lecz obecnego, jeżeli przyjmujesz swoją pokorę i ubóstwo jako element swojej prawdziwej istoty, jeżeli przyjmujesz obecność Boga, która kocha Cię i uzdrawia, to znaczy, że żyjesz wiarą. To w sercu ogarniętym milczeniem uczysz się poznawać, że Bóg jest Bogiem, i uczysz się kochać Go jako swojego Ojca.

Milczenia a kontemplacja

Prawdziwa kontemplacja to w ostatecznym rozrachunku słuchanie w uległej miłości Słowa Bożego. Słowo to przemawia z głębi naszej istoty i w okolicznościach naszego codziennego życia. Nie może jednak być prawdziwego słuchania w miłości bez głębokiego milczenia. Milczenie jest w naszym współczesnym życiu jednym z artykułów pierwszej potrzeby. Nie możemy go jednak kupić. To prawda, że bogatych stać na to, by kupić sobie odosobnienie od tłumów na swoich prywatnych posiadłościach, z dala od hałasu i kurzu miejskiego. Milczenie jednak to coś więcej niż sam tylko brak hałasu.

Czy byłeś kiedyś w cichym lesie, gdzie słychać tylko lekki wietrzyk wiejący wśród sosen albo odzywający się od czasu do czasu głos ptaka? Jednak w Twoim wnętrzu mogło być wiele hałasu. Zmagałeś się psychicznie z jakimś problemem i nie miałeś w sobie wewnętrznego pokoju. Mogłeś też odczuwać wewnętrzny pokój pośród wielkiego hałasu zewnętrznego, na przykład jadąc metrem albo lecąc samolotem. Milczenie to było jak uspokajająca, twórcza siła, wypływająca z Twojego wnętrza. To tego rodzaju milczenia tak rozpaczliwie potrzebuje świat dzisiaj.

Poeta Henry Longfellow ujął to wewnętrzne milczenie jako wewnętrzną ciszę:

„Pracujmy więc ciężko dla wewnętrznej ciszy –
Dla wewnętrznej ciszy i wewnętrznego uzdrowienia;
Doskonałego milczenia, gdy usta i serce
Są cicho i nie ma już w nas własnych
Myśli niedoskonałych i próżnych opinii,
Lecz Jedyny w nas mówi, a my czekamy
w prostocie serca, by poznać
Jego wolę i w milczeniu ducha
Czynić Jego wolę i tylko ją czynić.”

Lęk przed samotnością

Aby zagłębić się we własne wnętrze, musimy zachować milczenie. Najtrudniej jest nam jednak o            dyscyplinę. Opieramy się jej na każdym kroku. Zrobimy niemal wszystko, by „pozostać” na powierzchni, panując nad swoim życiem za pomocą władz dyskursywnych. Mamy możliwość ukształtowania każdej sytuacji według własnej oceny, zgodnie z własnym upodobaniem. Możemy naprawdę stworzyć swój własny świat. Wiele razy błędnie nazywamy to swoją władzą „twórczą”!

W rzeczywistości może to być nasza władza gubienia siebie i odsuwania od siebie procesu, dzięki któremu stajemy się uzdrowioną, zintegrowaną osobą, zasługującą na to miano, a także osobą, którą Bóg zna jako nas właśnie, gdy z głębi naszej istoty wzywa nas po imieniu (zob. Iz 43, 1). Po mistrzowsku unikamy konfrontacji z rzeczywistą osobą, jaką jesteśmy. Możemy grać w różne gry, zakładać maski, rozpraszają nas słowa i wartości, jakimi żyją ludzie wokół nas. Możemy nawet zająć się „odmawianiem” modlitw albo w tak zwanej „modlitwie milczenia” możemy nie chcieć zachować prawdziwego milczenia, by spojrzeć na swoje wewnętrzne uczucia. Nie patrzymy zarazem na światło i ciemność, które zmagają się z sobą, by nas posiąść. Dopóki dajemy się wciągać w takie gry, boimy się milczeć i być sam na sam z Bogiem. Boimy się spojrzeć do swego wnętrza i uczciwie poprosić o uzdrowienie Transcendentnego Boga, widząc, dzięki autentycznej samowiedzy, co trzeba uświęcić i przemienić.

Carl Gustav Jung omawia trudności, jakie pociąga za sobą opamiętanie się, ponieważ boimy się życia bardziej świadomego.

„Jest to akt opamiętania się, chwila, kiedy zbiera się chaotycznie rozrzucone, nigdy nie połączone z sobą elementy, to moment rozprawy z sobą samym, rozprawy wszczętej gwoli pełnego uświadomienia. […] Ten moment zastanowienia się nad sobą samym jest jednak, dla nieświadomego przeważnie człowieka, czymś nader trudnym, budzącym sprzeciw. Już sama natura ludzka wzdraga się przed procesem uświadomienia […].

Nie można dać czegoś, czego się nie ma. Kto zatem jest w stanie złożyć siebie w ofierze, czyli odsunąć egoistyczne roszczenie, ten musi takie roszczenie mieć; innymi słowy: musi zdawać sobie sprawę z tego, że takie roszczenie w nim zakiełkowało – musi to sobie uświadomić. […] Ofiarowując, człowiek dowodzi, że posiada samego siebie, ponieważ „ofiarować” nie znaczy „dać sobie zabrać” – jest to świadome, związane z aktem woli odstąpienie, czym dowodzimy, że dysponujemy sobą, czyli własnym »ja«”.

(C. G. Jung, Symbol przemiany w mszy, przeł. R. Reszke, Sen, Warszawa 1992, s. 84-85, 78)

Milczenie Boga

Aby zrozumieć twórczą moc, jaka kryje się w milczeniu, musimy zrozumieć trochę milczenie samego Boga. Dzisiaj niektórzy teologowie, kierując się psychiatrią głębi, mówią nie tylko o świetle Boga, lecz także o ciemności w Nim. U podstaw mocy stwórczej, powoływania do istnienia czegoś z niczego albo z chaosu, musi leżeć konfrontacja z tym, co nieokreślone, z obszarem ciemności.

Pierwszy list św. Jana określa Boga jako światłość i powiada, że nie ma w Nim ciemności. Jednak św. Jan dalej w tym samym liście mówi nam, że Bóg jest miłością. Bóg jest miłością, a milczenie jest doskonałym porozumieniem Ojca i Syna przez Ducha Świętego. W każdej relacji miłości konieczny jest element kenozy, czyli ogołocenia. Słowo kenoza używane przez św. Pawła znaczy, że Bóg wychodzi naprzeciw swojemu Synowi, wylewając na Syna wszystko, czym jest. Jezus Chrystus ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi, […] stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej (Flp 2, 7-8).

Bóg nie potrzebuje różnorodności i rozmaitości, by wyrazić swoją odwieczną ciągłość w miłości. On kocha i wylewa Siebie całkowicie w swoim jednym Słowie i to jedno Słowo otrzymuje pełnię Ojca w milczeniu jednego Słowa. Św. Paweł pisze: W Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała (Kol 2, 9).

Bóg nie tylko mówi swoje Słowo w milczeniu od wieków bez jakiejkolwiek przerwy, lecz również słyszy to Słowo w doskonałym milczeniu jako echo swojego własnego odzwierciedlonego piękna miłości. Poprzez milczące tchnienie miłości, którym jest Duch Święty, łączący Boga Ojca z Jego Synem, Ojciec Niebieski słyszy swoje Słowo nieustannie do Niego powracające. Słowo to powraca w doskonałym, wiecznym „tak” całkowitej, oddającej się miłości, którą znowu jest Duch Święty.

Twórcze milczenie Boże w naturze

Poprzez jedno Słowo Boże, jak pisze św. Jan w Prologu do swojej Ewangelii, całe stworzenie zostało powołane do istnienia. Góry i oceany, ptaki i zwierzęta, kwiaty i ziarna wysypały się w wielkiej obfitości spod palców Stwórcy – a wszystko to stało się w milczeniu. Gdy udaje nam się wydostać ze swoich zabieganych, rozdrobnionych światów, które pociągają nas w tak wielu kierunkach, budząc frustracje i lęki, i wkroczyć w milczenie Boga, jakie odnajdujemy w całej pierwotnej naturze, wówczas otwieramy się na głębokie uzdrowienie. Gdy wkraczasz w pierwotne nieskończone  t e r a z  Bożego spokoju, wkraczasz w etap  b y c i a. Nie jest to stan bierności ani bezczynności. Nie poddaje się on pragmatycznym opisom. To tu życie i miłość zlewają się w tym samym doświadczeniu.

Jeżeli chcemy spotkać Boga na głębszym poziomie porozumiewania się niż poziom pojęciowy, musimy nauczyć się wkraczać w pełne spokoju milczenie Boga. Musimy nauczyć się korzystać z bogactwa samotności, jakie świat fizyczny ma nam do zaoferowania. To w takiej sytuacji Pascal zawołał: „Wieczne milczenie tych bezgranicznych przestrzeni budzi grozę w mej duszy”. W takich razach, gdy zaczynamy słyszeć miłość i piękno Boga, wylewające się w Jego milczeniu w całej naturze, możemy modlić się wraz z św. Augustynem:

„I niebo, i ziemia, i wszystko, co one zawierają, ze wszystkich stron wołają do mnie, abym Cię miłował. To orędzie stale rozbrzmiewa, zwrócone do wszystkich ludzi; nie mają więc żadnej wymówki”.
(Święty Austysn, Wyznania, przeł. Z. Kubiak, PAX, Warszawa 1978, s. 179)

Boże energie pulsują w całej naturze ożywionej – roślinach, drzewach, ptakach i zwierzętach, które wołają nieustannie do nas, hałaśliwych pielgrzymów na drogach życia: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28). Gdy zaczynamy milczeć, odkrywamy, że Bóg jest naszym Bogiem, jak powiada psalmista (Ps 48 (47), 15). Bóg działa skutecznie w całej naturze, a cel swój osiąga w milczeniu. Jak cichutko porusza się motyl, mówiąc nam o Bogu, który kocha nas w milczeniu. Jakże cicho rośnie przez wieki olbrzymia sekwoja, wyciągając głowę ku swemu Stwórcy w milczącej czci i uwielbieniu.

Gdy dostrzegam, że moje życie zaczyna wypełniać chaotyczny ruch i zgiełk, usuwam się na pewną farmę w Georgii, gdzie kiedyś spędziłem trzy miesiące na modlitwie i pisaniu. Wieczorem doznawałem ukojenia i uzdrowienia, siedząc nad brzegiem jeziora i patrząc, jak słońce zachodzi za spokojne wody. Noc przynosiła pokój i odpoczynek całej naturze, a także mojemu wewnętrznemu „ja”. Ja i cała natura stanowiliśmy jedno w Źródle naszego wspólnego Stwórcy. Wczesny ranek przynosił żywą nadzieję w płomiennych kolorach mieniących się na rozsypanych po niebie chmurach. Ptaki zdawały się wykrzykiwać światu, by się obudził, ożył i napełnił ufną radością.

Chwile takie mogą być nieczęste dla mieszkańców miasta, musimy jednak znaleźć sposób na to, by czasem udać się w jakieś odosobnione miejsce i trochę wypocząć, jak zachęcał swoich uczniów Jezus (zob. Mk 6, 31). Dopiero w spokoju i ciszy możemy najpierw uświadomić sobie obecność Boga, a potem szczerze pozwolić Mu, by do nas mówił.

Choć chwile ucieczki na łono pierwotnej natury mogą być rzadkie w naszym miejskim życiu, powinniśmy nauczyć się odmieniać swoje „serca” i odnajdować Boga, który tchnie w milczeniu swoją uzdrawiającą miłością.

Milczące serce

Wszyscy jesteśmy stworzeniami Bożymi, uczynionymi na Jego obraz i podobieństwo (zob. Rdz 1, 26). W głębi, w samym środku Twojej najskrytszej istoty znajduje się centralne miejsce, które Pismo św. nazywa „sercem” człowieka. To tu Jezus kazał nam modlić się do naszego Ojca Niebieskiego:

„Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 6).

Jacąues-Benigne Bossuet we wzruszającym kazaniu pokazuje, że największa godność człowieka polega na posiadaniu duszy, która jest tchnieniem Boga, westchnieniem Bożego serca. Bóg tchnął w człowieka Ducha Świętego, by ustanowić dla niego niepowtarzalną żywą relację duch-Duch. „Nasza dusza jest także tchnieniem, westchnieniem płynącym z serca Bożego i Bóg czerpie z niego wielką przyjemność poza Sobą samym”.

Milczenie Boga pogłębia się i nasila bardziej, gdy łączy się On z Tobą, niż gdy działa w innych stworzeniach. Dając Siebie Tobie bardziej bezpośrednio w głębi Twojej istoty, w Twoim sercu, Bóg czyni to w milczeniu narodzin swojego Słowa przez płomienne spojrzenie Ducha Miłości. Jakże jednak musimy walczyć ze sobą, by zachować milczenie wobec milczącej miłości Boga! Pociąga to za sobą naszą rezygnację z własnego panowania nad swoim życiem. Musimy umrzeć dla swojego fałszywego „ja” po to, by odnaleźć swoje prawdziwe „ja” w Drugim, który przebywa w nas i jest nam bliski.

Nikos Kazantzakis tak pisze o decyzji, by poddać się Bogu: „Bóg jest ogniem, a ty musisz po nim chodzić […] tańczyć na nim. W tej chwili ogień staje się chłodną wodą. Nim jednak dojdziesz do tego momentu, co za walka, mój Boże, co za męka!”

Jest to walka o to, by wkroczyć w ciemność wiary, a tam – przyjąć milczącą obecność przebywającej w nas Trójcy Świętej. Św. Augustyn napomina nas: „Wejdź w siebie, to we wnętrzu człowieka znajduje się Prawda”. Gdy mamy odwagę przestać się bronić i zagłębić się w wewnętrzną ciemność, zyskujemy nowe doświadczenie – poznanie bez poznania. Oswoiwszy się trochę z modlitwą w milczeniu, bez słów i masek, uczymy się rezygnować z panowania nad sobą. Głębiej, spokojniej oddychamy psychicznie. Wydaje nam się, że dostaliśmy nowe, wewnętrzne oczy, które z miłością wpatrują się w Niego. W tym milczącym spojrzeniu poznajemy samych siebie w jedynej miłości Boga do nas. O wiele spokojniej słuchamy Boga, który komunikuje się z nami bez słów, obrazów czy jakichkolwiek form.

Nasza modlitwa w takim milczeniu przez pogłębienie wiary, którą wlał w nas Duch Święty, niesie z sobą wielki pokój, ponieważ dotykamy Boga, który pozostaje w samym środku naszej istoty. Nasza modlitwa jest teraz nie tyle czymś, co robimy, co raczej osiąganiem stanu istnienia. Jest to enstasis, stanie wewnątrz, modlitwa serca, która rozwija się w głębokim, wewnętrznym milczeniu. Stoję wobec Boga, w Jego świętej obecności, kochając Go bez słów ani obrazów. Jednak całość mojej istoty pozostaje w spokojnym stanie pełnego miłości oddania.

Milczenie – ciągły proces wzrastania

Milczenie ma wiele postaci. Istnieje cisza fizyczna zewnętrzna w stosunku do nas samych. Istnieje cisza fizyczna w naszym ciele – bezruch kończyn, milczenie języka. Istnieje też wiele postaci milczenia psychicznego – emocji, wyobraźni, pamięci, umysłu i woli. Największe jednak milczenie to milczenie naszego ducha, który łączy się z Duchem Bożym. „Serce rozmawia z sercem” w milczeniu, które jest językiem miłości oddającej siebie samego.

Jest to stan najbardziej rozwiniętej świadomości, wywołany wskutek zwiększonego wlania wiary, nadziei i miłości przez Ducha Świętego. To jedynie Duch Święty zapewnia nas, że jesteśmy zjednoczeni z Bogiem i naprawdę wzrastamy w większej miłującej jedności z Nim. To również Duch Święty przynosi owoce i daje nam swoje dary w naszych stosunkach z innymi. Nasze życie, teraz głębiej zakorzenione w tym, co ostateczne, odzwierciedla dokładniej niż na którymkolwiek wcześniejszym etapie wartość naszego życia modlitewnego.

Milczenie takie w naszym duchu jest darem Bożego Ducha miłości. Przebywający w nas Duch Święty uczy nas modlić się w głębi serca. „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 5). To przecież Bóg daje nam swojego Ducha Świętego (zob. 1 Tes 4, 8). Nasze ciało przez Jezusa Chrystusa stało się świątynią Ducha Świętego (zob. 1 Kor 6, 19).

Zupełnie nie jesteśmy w stanie modlić się do Boga w milczeniu, tak jak powinniśmy. Milczenie takie jest ciągłym procesem, w którym pozbywamy się panowania nad sobą samym i pozwalamy Duchowi Świętemu modlić się razem z nami. „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26).

To Duch daje życie (J 6, 63). Odkupieńcze dzieło Chrystusa można ująć jako ciągły proces zachodzący w milczeniu naszych serc w głębokiej modlitwie. On wyzwala w nas Ducha, tak jak obiecał (zob. Łk 11, 13). Duch pozwala nam przekraczać ograniczenia w postaci słów i myśli o Bogu, byśmy przyjęli milczący język miłości. Jest to doświadczenie wykraczające poza wszystko, nad czym możemy zapanować albo co możemy zrobić swoimi ludzkimi siłami. Duch Jezusa posłany do naszych serc pozwala nam poznać Jego obecność i poddać się Jego miłości do Ojca i Syna (zob. J 14,17).

Wolność w duchu

Ten Duch przenika wszystko, nawet głębokości Ducha samego (1 Kor 2, 10). Uczy nas więc sam Boży Duch miłości, sprawiając, że stajemy się istotami „duchowymi”. Jeżeli w głębokiej modlitwie w milczeniu mamy dotknąć samej głębi Boga, może się to dokonać tylko przez Jego Ducha. „Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych. A głosimy to […] pouczeni przez Ducha, przedkładając duchowe sprawy tym, którzy są z Ducha” (1 Kor 2, 11-13).

Kontemplować znaczy wykraczać poza swoje własne działanie, by poruszała nas wewnętrzna moc Ducha Świętego. Znaczy być ogarniętym przez strumień miłości Trójcy, Ojca, Syna i Ducha Świętego. W milczącej modlitwie serca – darze Ducha modlącego się w nas – wykraczamy poza uczucia, emocje, a nawet myśli. Duch jest tak niezwykle skuteczny, że czujemy, iż wszelkie nasze działania dokonywane za pomocą wyobrażeń lub rozumu mogą być tylko zgiełkiem, który zakłóca milczący przekaz od Boga w samym sercu naszej istoty.

Jeżeli czynię zgiełk, wypowiadając słowa i tworząc obrazy Boga, to ograniczam Jego wolność mówienia swojego Słowa, tak jak chce i kiedy chce. Gdy jesteśmy pogrążeni w głębokim milczeniu i pokornym poddaniu się Bogu, Duch Święty wyzwala nas, by Bóg mógł dawać nam Siebie z całkowitą wolnością i radością.

Milczenie – język najskrytszego „ja”

Zagłębiając się w milczeniu w swoje najskrytsze „ja”, nawiązujemy łączność z Bogiem uzdrowicielem. Dopóki żyjemy powierzchownie, rozpraszając się w zgiełku pośród świata o wciąż wzrastającej różnorodności, której towarzyszy bezsens, nie poznamy zdrowia ciała, duszy i ducha, których Bóg dla nas pragnie.

Wewnętrzne zdrowie przychodzi przez wyciszenie naszej odruchowej podatności na rozproszenia. Tak jak Maryja, Matka Boża, która otworzyła się przy Zwiastowaniu całkowicie na Ducha Świętego, jak zapisał to św. Łukasz w pierwszym rozdziale swojej Ewangelii, my również pozwalamy, by Słowo Boże rodziło się w głębi naszej istoty. Nasze „serce”, sam rdzeń naszej istoty, staje się łonem, które w ciszy i ciemności otrzymuje Słowo Boże. Ojciec Niebieski urzeczywistnia swoje Słowo w nas jeszcze delikatniej, jeszcze bardziej stopniowo.

Zasadnicza nauka chrześcijańska jest taka, że Bóg przez łaskę, swoje nie stworzone energie, jest obecny w nas. Jakże niewielu z nas jednak pragnie żyć w milczeniu stanowiącym środowisko i język, w którym dokonuje się ta łączność z Bogiem.

Brak nam dyscypliny i cierpliwości, niezbędnych, by troszczyć się o obecność Bożą w swojej podróży w głąb samych siebie. Cała dziedzina ascetyki, czyli podporządkowania naszej ogarniętej namiętnościami natury delikatnym poruszeniom Ducha Świętego, zakłada wagę milczenia jako niezbędnego przygotowania, jeżeli nasz duch ma osiągnąć doskonałą zgodność z Duchem Bożym.

Modlitwa jest słuchaniem, poddawaniem się Słowu Bożemu, które stale wypowiada przebywający w nas Ojciec przez swego Ducha. A milczenie jest językiem tego porozumiewania się. To wewnętrzne milczenie można też określić mianem „opamiętania się”. Oznacza ono wydobycie się ze swojego powszedniego rozproszenia i osiągnięcie „martwego punktu” uwagi, po to by mógł do nas mówić Bóg, tak jak tego pragnie.

Człowiek głębokiej modlitwy uczy się żyć w tym milczącym opamiętaniu się, skupieniu się na Bogu jako wewnętrznym ośrodku swojej istoty. To, co jeszcze oddziela nas od większego zjednoczenia z Bogiem, możemy wyeliminować, jeśli pokonamy w sobie zgiełk swojego stanu ograniczonej świadomości. Panujemy nad swoim życiem, pozwalając, by Bóg został w nim naszym przewodnikiem, gdy milczymy w swojej osłabionej kondycji.

Gdy osiągniemy ten stan wewnętrznego milczenia i opamiętania się, Duch Boży obdarza nas swego rodzaju wiedzą o Bogu, której zwyczajna świadomość nigdy by nam nie dała. Zmagając się z przeciwnościami i szukając po omacku w ciemności, zaczynamy „słyszeć” w milczeniu, widzieć „miłując, dążąc, na ślepo dostrzegając nagą istotę tylko Samego Boga”, jak pisze anonimowy autor Obłoku niewiedzy.

Milczenie jest językiem głębszej, wlanej modlitwy, którą Duch Święty daje biednym dzieciom Bożym, głodnym i spragnionym Słowa Bożego. W ostatecznym rozrachunku jest to zdolność do życia w tajemnicy. Ci, którzy wkraczają w tę tajemnicę, osiągają rzeczywistą łączność z Bogiem, głęboką miłość, pełne uzdrowienie i dojrzałość. Nieliczni są jednak gotowi zapłacić cenę za głębokie wejście w tajemnicę i pozostanie w niej. To Jezus, a nie Mojżesz, budzi Cię ze snu i pyta, czy chcesz wyjść z Egiptu. Będziesz jednak musiał przekroczyć Morze Czerwone i przez długi czas żyć na pustyni. Czy chcesz?

Fragment książki Manna na pustyni (Kraków 2010), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]