Jestem przekonany, że tajemnica trwałego pokoju i szczęścia leży we wdzięczności zawsze i za wszystko. Wdzięczność za rzeczy dobre, za sukcesy jest czymś naturalnym. Niedziela Palmowa jest łatwa, ale Wielki Piątek jest często bardzo trudny.
Jak można być wdzięcznym za tragedię lub niepowodzenie? Z latami dochodzę do przekonania, że Bóg naprawdę wyprowadza dobro ze zdecydowanie złych rzeczy. Bóg przemienia tragedię w piękno.
Zawsze miałem wiele współczucia dla proroka Jeremiasza. Gdy Bóg powołał go, aby został prorokiem, Jeremiasz próbował się uchylić. „Jestem za młody. Jestem nieśmiały… a poza tym mam defekt mowy”. Stał się znany jako „prorok ociągający się”.
Podczas swego prorokowania zacisnął pięści i wyrzucił z siebie: „nie zrobiłeś ze mnie proroka, lecz głupca. Już nie zamierzam prorokować dla Ciebie więcej. Och, prawdopodobnie znowu wyjdę będę znowu Twoim kozłem ofiarnym, ale ja naprawdę nie chcę!”
Jako seminarzysta napisałem kiedyś pracę semestralną w formie listu do Jeremiasza. Zapewniałem go, że chociaż wtedy, gdy żył, wszystko mogło wyglądać ponuro, ale od tamtego czasu stał się on inspiracją dla nas – milionów ludzi żyjących po jego śmierci. Zapewniałem go, że Bóg potrafi wyprowadzić swój rodzaj sukcesu z naszych ewidentnych niepowodzeń. Ociągający się prorok prawdopodobnie spędził część swego życia wiecznego na dziękowaniu Bogu za to powołanie i te niepowodzenia.
Jak ktoś to ujął: „Nie wiem, co niesie w swoich rękach przyszłość, ale dobrze wiem, kto ma w swoich rękach przyszłość”.
Pamiętam wdowę po policjancie zastrzelonym podczas służby w Chicago. Zostawił ją z dziewięciorgiem dzieci – najmłodsze miało sześć miesięcy. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy jednego wieczoru podczas spotkania grupy modlitewnej powiedziała: „Śmierć mojego męża była dla mnie prawdziwą łaską”.
Wiedziałem o jej łzach, poczuciu straty, które w niej tkwiło latami. Wiedziałem o listach, które pisała do niego po jego śmierci, próbując utrzymać jakiś rodzaj dialogu. Ale łaska? Jak można być wdzięcznym za tragedię?
Zapytałem ją później, czy mogłaby mi to wytłumaczyć. Powiedziała mi, że wówczas gdy zginął jej mąż, była nazbyt uzależniona od niego, i to we wszystkim. Jej własna osobowość i wzrost osobisty były w pewnym sensie tłumione i zagubione w jego sile i determinacji.
Po jego śmierci powiedziała: „Musiałam stać się samodzielna. Musiałam użyć wszystkich sił, których nigdy dotąd nie wydobyłam z siebie. Musiałam zakasać rękawy i pracować, aby wychować dziewięcioro dzieci. Tak, dla mnie jego śmierć była łaską. A dla niego, jestem pewna była lepszym rozwiązaniem”.
Wydaje się, że tylko zaufanie może wypełnić lukę po stracie i pomóc nam, abyśmy byli wdzięczni za wszystko. Tak jak Jeremiasz, musimy wierzyć, że Bóg wykorzysta dobrze nasze niepowodzenia i zamieni nasze rany w odznaczenia.
Tak jak wdowa po policjancie, musimy uwierzyć, że burze naszego życia zamienią się w tęcze. Zobaczymy pewnego dnia, że łaska przyszła do nas poprzez cierpienie, tragedię i upokorzenie. Na razie wdzięczność pozostaje sprawą zaufania.
Być może, że miesiąc listopad, w którym przypada Święto Dziękczynienia, jest doskonałym okresem do rozmyślań nad tym, abyśmy byli wdzięczni za wszystko, nawet za to, czego teraz nie możemy zrozumieć. Zachwycając się pięknem jesieni, musimy przygotowywać się na nadchodzące dni zimy.
Za wszystko, co było: „Dziękuję!” Wszystkiemu, co będzie: „Tak!”
Fragment książki Oczami wiary (Kraków 1998), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.
[czytaj więcej]