W owym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa, pytając: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by jedno takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje” (Mt 18, 1-5).

1. Kto między wami chciał stać się wielki

Matka synów Zebedeusza wstawia się u Jezusa za swoimi dziećmi i prosi: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie” (Mt 20, 21). Ponieważ prośba ta wypływała z ambicji zaradnej matki, dotknęła też ambicji uczniów. Jezus wykorzystuje tę konfliktową sytuację, by podjąć problem pierwszeństwa w nadchodzącym królestwie niebieskim: Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, tak jak Syn Człowieczy, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 25-28).

Postawa niewolnika i sługi mająca ukazać drogę do wielkości w królestwie niebieskim zostaje przez Jezusa porównana z postawą dziecka: On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim”. Królestwo niebieskie mogą zdobyć tylko dzieci, niewolnicy i słudzy.

W świecie semickim dziecko było symbolem słabości. Podobnie jak kobieta, nie liczyło się ono w życiu społecznym. Było całkowicie poddane władzy ojca. W kulturze współczesnej, szczególnie w tradycji romantycznej, dziecko jest postrzegane jako symbol niewinności, wewnętrznej harmonii i piękna. W dziecku widzi się urzeczywistnienie odwiecznej tęsknoty człowieka za niewinnością i czystością duszy. Zarówno psychologia rozwojowa, jak też uważna obserwacja dzieci nie potwierdzają tego romantycznego spojrzenia na pierwsze lata życia człowieka. Psychologia zwraca uwagę na silne skłonności dziecka do egocentryzmu, agresji i odwetu. Nierzadko spotykamy się na przykład z okrucieństwem małych dzieci wobec słabszych od siebie: zwierząt czy dzieci ułomnych.

To, co potocznie nazywamy niewinnością duszy u dziecka, trzeba raczej nazwać nieświadomością i brakiem dobrze ukształtowanego sumienia. Św. Augustyn w Wyznaniach, nawiązując do swojego dzieciństwa, pisze: „Kto mi przypomni grzechy, jakie popełniłem w niemowlęctwie? Wobec Ciebie wolny od grzechu nie jest nikt, nawet dziecko, które zaledwie jeden dzień przeżyło na ziemi. Kto więc mi przypomni? Może każde z tych maleńkich dzieci, w których dostrzegam to, czego o samym sobie nie pamiętam. […] Niewinność niemowląt polega na słabości ciała, a nie na niewinności duszy. Na własne oczy widziałem zazdrość małego dziecka: jeszcze nie umiało mówić, a pobladłe ze złości spoglądało wrogo na swego mlecznego brata”.

Ladislaus Boros, węgierski teolog katolicki, pyta: „O czym się myśli, mówiąc o dziecku, że jest niewinne? Na pewno nie o sferze obyczajowej. Rodzice, którym zależy nie na czułostkowości w kontaktach, lecz na osobistym losie dziecka, wiedzą chyba najlepiej, jak wcześnie wkracza egoizm, bezwzględność i okrucieństwo. Rodzice znają zazdrość, która rozbudza się już u małego dziecka, gdy pojawia się nowe rodzeństwo i dotychczas jedyne bądź najmłodsze przestaje być ośrodkiem uwagi”. Romano Guardini, niemiecki teolog i filozof, pisze zaś, że „wszelkie pienia o niewinności dziecka są sentymentalną nieprawdą”.

Jezus stawia nam dziecko za wzór nie dla jego rzekomej czystości i niewinności, ale – jak pisze francuski biblista Xavier Leon-Dufour SJ – „mając na uwadze przede wszystkim jego ubóstwo, całkowitą zależność i to, że dziecko wszystko, co otrzymuje, traktuje jako dar, a nie jak rzecz należną”. Relacje dziecka z ojcem i matką dobrze symbolizują zależność człowieka od Boga. Podobnie jak dziecko wszystko otrzymuje od własnych rodziców, całkowicie od nich zależy i nie mogłoby bez nich istnieć, tak człowiek wszystko otrzymuje od Boga, całkowicie od Niego zależy i nie mógłby bez Niego żyć.

Jezus wzywa nas więc do otwartości, zaufania i powierzania swego życia Bogu, jak dziecko powierza się ojcu i matce. Kiedy małe dziecko czuje się kochane, pozwala się wziąć w ramiona i przytulić. Parafrazując słowa Jezusa, moglibyśmy powiedzieć: Jeżeli nie przyjmiecie z zaufaniem miłości Boga, jak dziecko przyjmuje miłość swoich kochających rodziców, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Królestwo Boże jest królestwem miłości, bo Bóg jest miłością (1 J4, 16). Ten, kto nie chciałby przyjąć Boga jako miłości, wykluczałby się tym samym z Jego królestwa.

„Być jak dziecko” oznacza również „być zależnym”. Małe dziecko nie ma najmniejszych wątpliwości że jest słabe, bezbronne i potrzebuje pomocy, opieki i miłości. Z zaufaniem i z wiarą prosi rodziców o wszystko. Nie czuje się upokorzone prośbą. Dziecko – niemowlę nie usiłuje też rywalizować z rodzicami. Potrzeba rywalizacji rodzi się znacznie później, w momencie, gdy młody człowiek wchodzi w okres dojrzewania. I ta właśnie rywalizacja świadczy o tym, że dziecko staje się powoli dorosłym człowiekiem. W rozumieniu biblijnym fałszywie pojmowana dorosłość oznacza próbę rywalizacji człowieka z Bogiem.

Módlmy się o odwagę całkowitego otwarcia się przed Bogiem i powierzenia się Mu jako miłości, byśmy mogli nawiązać z Nim tak prostą i głęboką relację, jaka istnieje pomiędzy kochającymi rodzicami a ich małym dzieckiem. „Należałoby w sposób bardziej wyrazisty i naturalny podkreślić przepojoną ufnością intymność – pisze Karl Rahner SJ – która istotnie należy do nowotestamentowego pojęcia dziecięctwa Bożego: z niesłychaną śmiałością, której użyczyć może tylko sam Bóg, mówimy do absolutnej, przepastnej Tajemnicy i wszystko trawiącego Sądu – Ojcze, i mówiąc tak słusznie czynimy”.

Prośmy pokornie o przeczucie serca, że bycie dzieckiem przed Bogiem wiąże się nie tylko z uznaniem zależności, uległości i ubóstwa, ale przede wszystkim z ufnym przyjęciem miłości. Dzięki miłości zależność, uległość i ubóstwo nie są przeżywane jako osobowe zubożenie czy zagrożenie, lecz jako punkt wyjścia dla miłosnego ogołocenia się człowieka, który pragnie należeć tylko do Boga. Módlmy się także o głęboką świadomość, że Ten, do którego tak często mówimy Ojcze nasz, jest „absolutną, przepastną Tajemnicą i wszystko trawiącym Sądem”. Prośmy również o tę „niesłychaną śmiałość, której użyczyć może tylko sam Bóg”, abyśmy wołali do Niego: Abba – Ojcze, szczególnie w momentach pokus, zwątpienia, zagubienia i niewierności.

2. Przyjmowanie i dawanie

Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności. Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami jego stworzeń (Jk 1, 17-18).

Istotnym doświadczeniem wiary jest otwartość na Boże dary. Bóg obdarza człowieka swoimi dobrami, podobnie jak czyni to dobry ojciec rodziny wobec swoich dzieci. Postawa wiary nie wyraża się najpierw w dawaniu, ale w przyjmowaniu. Jesteśmy zdolni do dawania, jeżeli wcześniej uzdolnimy siebie do przyjmowania. Hojność człowieka uwarunkowana jest otwarciem się na hojność Boga jako Ojca. „Człowiek tylko wówczas odnajduje drogę do samego siebie, gdy poczuje się kimś obdarowanym” – pisze Hans Waldenfels SJ.

Dziś często mierzy się wartość człowieka tym, co potrafi on dać z siebie: zaplanować, stworzyć, wyprodukować. Liczy się więc przede wszystkim kompetencja i skuteczność działania. Ludzie niekompetentni i mało wydajni bywają spychani na margines życia społecznego. Również duszpasterstwo narażone jest dziś na to samo niebezpieczeństwo. Może ono ulegać pokusie mierzenia owocności swojego duchowego działania aktywnością zewnętrzną. Już papież Pius XII zwracał uwagę na zagrażającą Kościołowi współczesnemu „herezję czynu”.

Kiedy w życiu człowieka dawanie weźmie górę nad przyjmowaniem, aktywizm nad kontemplacją, obdarzanie ludzi miłością nad otwieraniem się na miłość Boga, wówczas łatwo zniekształca się jedno i drugie: dawanie i przyjmowanie, aktywność i kontemplację. Hojność, ofiarność i szlachetność człowieka karłowacieją, kiedy nie czerpią z hojności, szlachetności i ofiary samego Jezusa. Zniekształcenie naszego dawania, działania i miłowania wyraża się między innymi w braku bezinteresowności, w poczuciu wyższości, w oczekiwaniu odpłaty, w natarczywym przypominaniu o wdzięczności. Nasze dawanie traktujemy wówczas jako realizowanie siebie: swojej wizji życia, świętości czy też doskonałości. A bliźni, którym służymy, traktowani są przez nas jako narzędzie naszego osobistego rozwoju. Kiedy nie umiemy pokornie przyjmować, nie będziemy w stanie pokornie dawać; jeśli nie będziemy cierpliwi w kontemplacji, nie będziemy też cierpliwi w działaniu. Brak pokory i cierpliwości sprawia, iż w naszej służbie ważniejsze okazują się rzeczy niż ludzie.

W końcowej modlitwie prośmy Boga, aby czas rekolekcji pozwolił nam odkryć nasz zbytni aktywizm, domniemaną dorosłość, nieufność, które czynią nas niewrażliwymi i zamkniętymi na niezliczone dary miłującego Ojca.

3. Tajemnica dziecięctwa Bożego

Kiedy w naszej postawie dawanie staje się ważniejsze od przyjmowania, zniekształceniu ulega przede wszystkim nasza relacja z Bogiem. Nasze modlitwy, umartwienia i inne dobre uczynki bywają wówczas ofiarowane Bogu ze zbytnią pewnością siebie, z faryzejską wyniosłością i z lekceważeniem innych. W takiej postawie duchowej zewnętrzne czyny biorą górę nad wewnętrznym doświadczeniem. Zamiast chwalić Boga za Jego dary, chwalimy raczej siebie za to, co w naszym mniemaniu ofiarowujemy Bogu.

Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Tymi słowami Jezus zachęca nas do odwrócenia hierarchii między przyjmowaniem a dawaniem. Jeżeli mamy wejść do królestwa niebieskiego, przyjmowanie musi być absolutnie pierwsze. Nie jesteśmy w stanie wejść do królestwa, odwołując się przede wszystkim do naszego działania. Stać się dzieckiem, to zgodzić się z zaufaniem i wdzięcznością na wszystko, co Bóg daje nam jako Ojciec.

Święci to ludzie, którzy w pełni doświadczyli tajemnicy dziecięctwa Bożego i dlatego bardziej ufali łasce Boga niż własnym czynom. Byli hojni w dawaniu, ponieważ ważniejsze dla nich było otwarcie na przyjmowanie Bożych darów. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus wyznaje: „Być małym, to znaczy poznać swą nicość. Dopóki dziecko jest małe, daje mu się wszystko, co mu jest potrzebne, lecz gdy dorośnie, ojciec go nie chce dłużej żywić i mówi: teraz pracuj, możesz już sam dać sobie radę. Dlatego, ażeby nigdy nie usłyszeć tych słów nie chciałam dorastać, bo wiem, że nie potrafię zarobić na moje życie, na życie wieczne w niebie. Pozostałam więc zawsze mała”.

Na zakończenie całej medytacji rozmawiajmy z Jezusem, który swoim życiem ukazał nam najpełniej, co znaczy być Dzieckiem Ojca niebieskiego. Prośmy, aby Jego synowska uległość, otwartość i zaufanie były dla nas wezwaniem do wewnętrznej przemiany i stawania się jak dzieci.

Fragment książki Uzdrowienie z poczucia krzywdy (Kraków 2012), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]