„Rzekł Jezus… »Kto mnie widzi, widzi Ojca«”(J14 ,9)

Miłość – Bóg – to ubóstwo, zależność, pokora. Jeżeli nasze rozważanie objawionego Absolutu nie obraca sią w przeczucie tej tajemnicy poniżenia (tego, co św. Paweł nazywa kenosis), odżywa w nas na nowo bóstwo-idol. Ale tego rodzaju zwrot myślowy, konieczny dla czystości wiary, wiąże sią z doświadczeniem. Bo właśnie doświadczenie zaczyna nam objawiać paradoksalne walory związane z miłością.

A więc naprzód ubóstwo, nie ekonomiczne, lecz duchowe. Kochając mówi się do ukochanego: „Jesteś moją radością”, co znaczy: bez ciebie jestem ubogi w radości. Albo: „Jesteś dla mnie wszystkim”, czyli – bez ciebie jestem niczym. Kochać, to chcieć być przez kogoś drugiego i dla niego. Przez kogoś – przyjęcie daru. Dla kogoś – dar. Najbardziej kochający jest więc najuboższy. Nieskończenie kochający – Bóg – jest nieskończenie ubogi.

Dalej zależność, duchowa, nie prawna. Kochający mówi ukochanemu: „Chcę od ciebie zależeć”. Miłość nie daje się pogodzić z wolą niezawisłości, chyba powierzchownie. Najbardziej kochający jest więc najbardziej zależny. Nieskończenie kochający – Bóg – jest nieskończenie zależny (czego nie można by po-jąć, gdyby Bóg nie był czystą Miłością, to jest – ściślej mówiąc, gdybyśmy ulegli nieładowi imaginacyjnemu, który miłość robi tylko jednym z aspektów Boga, a nie widzi w niej samej Jego istoty, równie nieskończonej w intensywności jak w czystości).

Wreszcie pokora. Kochający mówi ukochanemu: „Gdybym spojrzał na ciebie z góry, uchybiłbym miłości”. Jeśli kochający jest z jakiegoś względu większy od ukochanego, miłość jego jest miłością tylko w akcie wyrzeczenia się tej wyższości i zrównania się z ukochanym. Najbardziej kochający jest więc najpokorniejszy. Nieskończenie kochający – Bóg – jest nieskończenie pokorny. Dlatego to nie można widzieć Boga w prawdzie Jego istoty inaczej jak patrząc na Chrystusa, który daje wyraz pokorze boskiej w geście umywania nóg.

Jeśli paradoks wydaje się zbyt daleko idący i rozum wierzący chwieje się, niezdolny sobie wystawić nieskończoności ubóstwa, zależności i pokory, można tę tajemnicę ująć tak: Bóg jest nieskończenie bogaty, ale bogactwem miłości, nie mienia (bogactwo miłości i ubóstwo to synonimy) – Bóg jest ponad wszystko wolny, ale wolnością kochania i pójścia aż do kresu miłości (to znaczy, że Jego Wola, sama Jego Istota, to skuteczna wola dawania siebie). Bóg jest bezbrzeżnym ogromem, nieskończoną potęgą (ale to miłość jest bezbrzeżna, wszechmocna… władna zniżyć się aż do unicestwienia).

Wyraźmy to jeszcze inaczej: Bóg jest taki, że tajemnica niepojętej miłości, która jest Jego wiekuistą istotą, nie może być przekazana, wyrażona, objawiona inaczej, jak przez ubóstwo, zależność i pokorę Chrystusa.

Dla człowieka, który by nie miał żadnego doświadczenia miłości (małżeńskiej, rodzicielskiej, synowskiej, przyjacielskiej, dobroczynnej), takie stwierdzenia to już nie tajemnice, ale zagadki. Dlatego to Boga nie można poznać inaczej jak w obrąbie ubóstwa, zależności i pokory, które w doświadczeniu miłości rozpoznało się jako jej podstawowe wartości.

Fragment książki Krótki zarys wiary (Kraków 1999), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]