Fragmenty pochodzą z książki Dziś jest dzień Pański. Rozważania na każdy dzień (Poznań 2002), zamieszczone za zgodą wydawnictwa „W drodze”. Wszystkie prawa zastrzeżone.

Bóg mieszka w Tobie

Bóg nie znajduje się poza tobą, nie jest gdzieś daleko ani głębiej niż twoja największa głębia. Nic nie istnieje poza zasięgiem Boga. To, co w tobie najgłębsze, jest Boże. Bóg jest czymś więcej niż ty sam – mówi św. Augustyn (354-430).

Głęboko w tobie jest źródło, które chce tryskać, przenikać całą twoją osobowość, napełniać cię pełnią Bożą. Jeżeli czujesz się wewnętrznie pusty, to może jest tak dlatego, ponieważ zamykasz źródło. Jeżeli się otworzysz i pozwolisz wpłynąć Boskiej wodzie, która napełni twoją istotę, staniesz się nieskończenie bogaty. Bogaty, ale nie w odczucia, lecz w substancjalne życie Boga.

Bóg jest nieskończenie większy od ciebie – On przerasta wszystko, co jesteś w stanie pojąć – ale nie szukaj Go poza sobą, gdzieś w przestworzach. Znajdziesz Go w głębi siebie.

Kiedy człowiek umiera, odkrywa bezgraniczną głębię i wówczas odsłania się cała jego rzeczywistość. Nie musisz jednak czekać do śmierci, aby żyć pełnią rzeczywistości. Możesz to uczynić już teraz, jeśli masz odwagę porzucić swoje powierzchowne przekonania o sobie i poszukać Boga w swoim wnętrzu.

Jeżeli nauczysz się poznawać Boga, to nauczysz się poznawać siebie. Czy czytając mistyków albo w chwilach, kiedy doświadczałeś bliskości Boga na modlitwie, nie odniosłeś wrażenia, że właściwie odkrywasz siebie?

Bóg nigdy nie jest daleko, nie musisz używać jakichś specjalnych chwytów, aby Go znaleźć. Wystarczy, abyś wszedł we własną głębię i odpoczywał w prawdzie o samym sobie.

Spoczywać na dnie swego serca

Nie można zmierzyć głębi człowieczego serca. Już sama jego natura jest nieskończona, ponieważ jest ono zakorzenione w nieskończoności Bożej. Twoje życie będzie miało sens tylko wówczas, jeżeli będziesz próbował odkryć głębię swego serca, centrum swej istoty. Dawny człowiek, jeżeli chce odnaleźć swój początek, musi przejść transplantację serca.

Efrem Syryjczyk (306-373) mówił, że Bóg, stwarzając człowieka, złożył w głębi jego serca całe królestwo niebieskie. Zadaniem człowieka jest kopać tak głęboko, aby odkryć ukryty skarb, który w sobie nosi. Boga znajdziesz tylko wówczas, kiedy będziesz szukać tajemniczej przestrzeni w głębi swej istoty. Drążąc głęboko, głęboko w sobie, odnajdziesz bramę do królestwa Bożego, gdzie On sam stoi u drzwi i czeka na ciebie. Najlepszym sposobem dotarcia tam jest codzienne poświęcanie czasu na modlitwę wewnętrzną.

Jeśli dotarłeś do swego serca, masz też próbować pozostać w nim, zamieszkać. To nie jest łatwe. Różnorodne zadania, które pełnimy w świecie, zmuszają nas często do życia z uwagą skierowaną daleko od naszego serca. Jednak będąc zakotwiczonym w swoim centrum, nie musisz być rozbity, kiedy twój rozum i uwaga są skierowane na wymogi codziennych zadań. Twoje serce jest tą podstawą, na której spoczywają twoje wewnętrzne i zewnętrzne władze, i pośród wszystkich zadań skierowanych na zewnątrz twoje serce może być zakotwiczone w nieskończoności i milczeniu Boga.

Taką podstawę możesz jednak zyskać wtedy, kiedy często nie będziesz robić nic innego poza trwaniem w swym sercu przed Bogiem.

Twoją pustkę wypełnia Bóg

Życie modlitwą prowadzi zazwyczaj do coraz głębszego milczenia. Myślenie i mówienie w trakcie modlitwy staje się z czasem coraz trudniejsze. Odczuwamy wewnętrzne przynaglenie do tego, aby jedynie cicho i w milczeniu być u Boga, z „miłosną uwagą”, jak mówi św. Jan od Krzyża (1542-1591). Wyczucie owego przynaglenia ma decydujące znaczenie dla życia modlitwy, które rzeczywiście ma doprowadzić do autentycznego zjednoczenia z Bogiem. Bóg pragnie działać z wnętrza, a możesz przeszkadzać Jego dziełu wówczas, jeżeli sam będziesz chciał być aktywny.

Tego milczenia i „bierności” ze strony człowieka nie wolno mylić z pustką wewnętrzną, do której prowadzą niektóre formy medytacji. W chrześcijańskiej modlitwie kontemplacyjnej milczenie wewnętrzne jest świadomym ukierunkowaniem na Boga i Jezusa. Pewna „pustka” powstaje oczywiście na płaszczyźnie czysto racjonalnej, gdzie ustaje pewien odbiór i logiczne myślenie. Głowa jest pusta, ale serce przepełnia obecność.

Modlić się to powracać do głębokiej jedności z Bogiem, do jakiej człowiek jest stworzony od początku. Na tej drodze powrotu zostajesz skonfrontowany z własną ciemnością, niewystarczalnością i odwróceniem się od Boga. Jednak tutaj doświadczysz także, jak stopniowo prawdziwe życie odsłania się przed tobą.

Z chwilą, kiedy ofiarujesz Bogu swe milczenie, On będzie aktywny, aby cię przemienić i stworzyć od nowa. Jednak Jego aktywność nigdy nie jest nachalna i pospieszna. Bóg pociąga cię ku sobie delikatnie i z miłością, stopniowo odbierając to wszystko, co stoi na przeszkodzie w zjednoczeniu z Nim. Im bardziej milknie wszystko, co twoje, tym jesteś bliżej Niego.

Nie módl się o błahostki

O co mamy się modlić? Najważniejsze, byśmy modlili się o nadejście królestwa Bożego, czyli aby Bóg był wszystkim w nas, aby był rzeczywistością dla nas.

Może dziwisz się, dlaczego mamy modlić się o to – wierzysz już przecież w istnienie Boga. Jednak wiara w istnienie Boga nie oznacza zaraz, że On jest dla ciebie rzeczywisty. Jeżeli chcesz wiedzieć, czy Bóg w pełni jest dla ciebie rzeczywisty, możesz zadać sobie kilka konkretnych pytań: W czym znajduję radość? Co jest w stanie mnie zasmucić i wzbudzić moje zatroskanie? Czego się boję? Za czym tęsknię? Jeżeli możesz odpowiedzieć, że twoja radość łączy się z Bogiem i Jego miłością, że twoją największą troską jest to, że nie żyjesz bardziej w Jego miłości, że najbardziej lękasz się bycia Jemu niewiernym, że pragniesz, aby Jego miłość przepełniła wszystko i wszystkich – tak, to znaczy, że Bóg jest dla ciebie rzeczywisty.

Jednak ilu z nas odpowie właśnie w ten sposób? Chrześcijaństwo jest często „otoczką”, zamiast być „dziełem wnętrza”. Bóg, o którym myślimy i którego istnienie przyjmujemy, ale który nie dotyka nas w samym centrum naszej istoty, jest abstrakcją. Nie w taki sposób królestwo Boże uobecnia się w nas.

Jezus wzywa nas, abyśmy modlili się zawsze i nie ustawali (Łk 18,1). Wezwanie to musi dotyczyć czegoś bardziej istotnego niż tylko prośby o pieniądze, pożywienie, zdrowie. Wzywa cię, byś prosił o samego Boga.

Bóg sam wystarcza

Właściwie istnieje tylko jedna jedyna rzecz, o którą bezwarunkowo możesz prosić Boga, a mianowicie o to, aby On był twoim wszystkim. Nie musisz dyktować Bogu, w jaki sposób może spełnić potrzeby twoje czy innych. On jest wszystkim, a kiedy daje siebie, to daje wszystko. Jeśli masz Jego, nie ma już nic, o co mógłbyś prosić lub czego szukać.

W pierwszej części modlitwa Ojcze nasz jest całkowicie skierowana na samego Boga: święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja. Oczywiście zaraz potem możesz prosić o to, co uważasz, że jest ci potrzebne, ale te szczegółowe modlitwy zawsze powinny opierać się na zawierzeniu i tęsknocie za samym Bogiem.

Im bardziej zbliżysz się do Boga, tym większy ciężar będzie spoczywał na pierwszej części modlitwy Ojcze nasz. Im bardziej będziesz liczyć na Boga, tym mniejszą będziesz mieć skłonność do ciągłego wyliczania swoich próśb w różnych intencjach własnych czy intencjach innych ludzi. Może się tak zdarzyć, że Bóg powierzy ci specjalne zadanie w formie wstawiennictwa, ale wtedy to On sam będzie wyszczególniał prośby w twojej modlitwie.

Istnieje taki niepokój, który nie pochodzi od Boga, niepokój, którego źródłem jest dźwiganie nędzy świata na własnych słabych ramionach, zamiast złożyć ją w ręce Boga.

Kto z oddaniem powierza świat Bogu, ten nadal będzie miał prawdziwe współczucie dla wszelkiej nędzy. Lecz to współczucie oparte będzie na głębokim pokoju, pewności tego, że Bóg, będąc wszechmocny, kocha wszystkich i na koniec może pozwolić, aby wszystko stało się częścią Jego planu ratowania świata.

Słowo jest drogą do milczenia

Jeżeli trwasz w zażyłości z Bożym słowem, to możesz wsłuchiwać się też w Jego milczenie. Słowo wprowadza cię w bezbrzeżny ocean ciszy. Bóg jest przecież większy niż wszystko, co ludzki język jest w stanie o Nim powiedzieć.

Gdy czytasz Biblię w duchu, w jakim ona została napisana, w Duchu Świętym, to wzrasta w tobie potrzeba modlitwy milczenia, kontemplacji, adoracji. Dopiero tutaj, w milczeniu, Słowo może zaistnieć w nieskończoności Boga. Są takie chwile, w których słowa zdają się mówić to samo, co Słowo wyrzekło do Marii Magdaleny: „Nie dotykaj mnie” – nie chwytaj, puść, zatop się w nieskończonym oceanie Boga.

Milczenie, to wewnętrzne, kiedy odchodzisz od własnych komentarzy i dyskusji, stwarza w tobie wewnętrzną gotowość dla tego, co nieskończone i wieczne. Milczenie to możesz osiągnąć właśnie wsłuchując się w Boże słowo. Podobnie jak rakieta wystrzeliwuje pojazd kosmiczny w przestrzeń poza sferę przyciągania ziemskiego, tak słowo Boże może przebić ograniczoność ludzkiego języka i „wyrzucić” cię w bezgraniczność Boga.

Ty sam możesz stworzyć takie milczenie, które przygotuje przyjście Boga. Uczynisz to przez samodyscyplinę, kiedy będziesz unikać stresu, hałasu, niepotrzebnych wrażeń zmysłowych. To milczenie jest nieskończenie błogie i otwiera cię na przyjęcie Boga. Ale istnieje takie milczenie, które tylko Bóg może w tobie stworzyć, milczenie pełne nadobfitego życia. W tym milczeniu przemieniasz się w Jego narzędzie i sam stajesz się małym słowem Boga w świecie.

Wsłuchaj się w orędzie rzeczy

Człowiek, usiłujący znaleźć ciszę i skupienie w swym wnętrzu, stopniowo nabierze też innego stosunku do rzeczy. Milczenie, modlitwa i zgoda na własne wnętrze w nowy sposób otwierają ci oczy. Uczysz się podziwiać Boże stworzenie i być nim zadziwiony, coraz bardziej odbierasz sprawy i rzeczy w ich pierwotnej formie.

Medytacyjne czy kontemplacyjne widzenie stworzenia oznacza przede wszystkim postawę zasłuchania i przyjmowania, która pozwala, aby rzeczy były tym, czym są. Oglądasz je, nie usiłując zawładnąć nimi albo je uchwycić.

Kto bezustannie próbuje czynić siebie panem tego, na co napotyka, nigdy nie będzie w stanie prowadzić modlitewnego życia kontemplacyjnego. Żyć kontemplacyjnie znaczy dawać rzeczom i zdarzeniom możliwość, aby głosiły swoje własne orędzie.

Idąc na przechadzkę po lesie, nie musisz myśleć nad tym, jaki pożytek masz wynieść z lasu. Pozwól tylko, by las wyszedł ci na spotkanie takim, jaki jest sam w sobie, pozwól mu wpływać na ciebie. Nie najmujesz sobie lasu do służby, ale czynisz siebie chłonnym tego, co las ma ci do zakomunikowania. Pozwalasz mu głosić jego orędzie.

Tego rodzaju spotkania z rzeczami, w milczeniu i w postawie przyjmującej, nie nauczysz się bez ćwiczenia – ćwiczenia, aby nie być samolubnym, aby być czujnym i cichym. Dobrze jest czasami zmusić się do odpoczynku, uciszyć wzburzone myśli i uczucia, aby trwać w milczeniu i wolności. Tylko w taki sposób możesz sprawić, aby to, co dobre, piękne r święte w stworzeniu, wniknęło w ciebie.

Boża miłość jest pierwsza

Boża miłość jest absolutnie bezwarunkowa, ona nie stawia żadnych warunków. Jego miłość nie jest uzależniona od okoliczności. Ona jest wieczna. Nie ma w tobie niczego, co mogłoby przeszkadzać Mu ciebie kochać i całkowicie cię akceptować. Jego przyjmowanie dosięga najgłębszych pokładów twej istoty.

Miłość Boża jest miłością stwórczą. Bóg nie kocha ciebie dlatego, że jesteś. Jesteś dlatego, że On cię kocha. Jest wewnętrzną sprzecznością dziwić się, że Bóg cię kocha. Nie mógłbyś w ogóle dziwić się niczemu, gdyby On cię nie kochał, bo wtedy byś nie istniał.

Jego miłość jest zawsze pierwsza, a ty z niej wyrastasz. Najgłębszą głębią twej istoty jest Jego miłość do ciebie.

Jesteś stworzony przez Boga, to znaczy, że wypływasz ze źródła Jego miłości. Od zawsze Bóg wybrał właśnie ciebie, a Jego tęsknota za tobą była tak wielka, że pewnego dnia stałeś się.

Jest taka bajka o kogucie, któremu się zdawało, że piejąc sprawi, że wzejdzie słońce. Wyobrażał sobie, że jeśli pewnego dnia zapomni piać, to słońce nie wysunie się zza horyzontu.

Są ludzie, którzy wyobrażają sobie, że przez dobre czyny i pobożne praktyki przyciągną miłość Boga. Ale podobnie jak pierwsze promienie słońca pozwalają kogutowi piać, tak Boża miłość budzi człowieka do życia.

Duch, nasz terapeuta

Duch Prawy pomaga i pociesza cię, doprowadzając cię do prawdy. Nie doprowadza cię tylko do Bożej prawdy, ale i twojej własnej. Pod Jego przewodnictwem stopniowo uczysz się widzieć siebie takim, jaki jesteś, z twoimi pozytywnymi i negatywnymi stronami, twoimi możliwościami i ograniczeniami. Duch uczy cię przyjmować siebie ze wszystkim, czego doświadczyłeś i co przecierpiałeś, z całą twą przeszłością, twoimi kompleksami i zranieniami.

Psychologia, a może także i własne doświadczenie, uczą cię, że trudno jest spojrzeć w oczy prawdzie o sobie; tak trudno, że wielu potrzebuje do tego pomocy psychoterapeuty, ponieważ sami nie mają odwagi wejść we własne ciemności.

Duch Prawdy jest naszym najlepszym terapeutą. Z Jego pomocą możesz krok po kroku odważyć się zobaczyć całą twą rzeczywistość. Może się tak stać dlatego, ponieważ Duch, doprowadzając cię do prawdy, równocześnie pociesza cię, pozwalając ci zrozumieć, że jesteś przyjmowany przez Boga dokładnie takim, jakim jesteś. O wiele łatwiej jest zaakceptować siebie i swą rzeczywistość wiedząc, że jest się akceptowanym przez Boga.

„Nie bój się widzieć siebie takim, jakim jesteś” – mówi Duch bezustannie poprzez ciebie – tak spotkasz Boga, bo On kocha cię jakim jesteś, a nie takim, jakim nie jesteś”.

Duch udziela ci darmowej psychoterapii, nie trzy razy w tygodniu, ale ciągle, pod warunkiem, że słuchasz.

Modlitwa, regularna, wytrwała modlitwa w milczeniu prze Bogiem, jest najlepszym sposobem przyjęcia przewodnictwa Ducha.

Bądź szczery wobec twego prawdziwego „ja”

Szczerość dla nas, ludzi, zawsze była czymś ważnym. Inaczej być nie może. Abyśmy mogli być razem bezpieczni, musimy umieć sobie ufać. Chcemy, aby to, co ktoś drugi mówi i robi, było zgodne z tym, co naprawdę myśli.

Być szczerym znaczy być autentycznym, być sobą. Jednak co znaczy być sobą? Człowiek nosi w sobie zarówno ciemności, jak i światło, jest pociągany ku temu, co złe, jak i ku dobru. Stąd ważne jest, abyś zadał sobie pytanie, z którą stroną się identyfikujesz.

Jeżeli wybierasz światło, wybierasz to, co w tobie najgłębsze, wybierasz obraz Boga w sobie i nowe życie w Chrystusie. Jeżeli natomiast wybierasz ciemność, grzech, pokusy, to właściwie wybierasz zdradę samego siebie. W złu nigdy nie możesz być sobą. Jesteś stworzony jako dobry i tylko w świetle możesz odnaleźć swe prawdziwe „ja”.

To coś dziwnego i paradoksalnego: współczesny człowiek, chcący być sobą i dlatego pragnący dawać upust swoim namiętnościom, agresywności, pragnieniom, bardziej niż kiedykolwiek nie jest sobą. Jego „szczerość” jest monumentalną zdradą samego siebie.

Autentyczna szczerość to nieuleganie wszystkim impulsom i kaprysom. Jesteś prawdziwszy, próbując powstrzymać się przed okazaniem irytacji albo pokonując swoją oschłość i zły nastrój. Wówczas bowiem jesteś szczery wobec twego wnętrza i Bożego życia, które nosisz w sobie.

Modlitwa wydłuża twój czas

Prędzej czy później będziesz mieć wrażenie, że zadanie, które otrzymałeś od Boga, jest ponad twoje siły. Może ci się wydawać, że Bóg wymaga od ciebie zbyt wiele. Co wtedy robić? Możesz protestować wobec Boga, możesz uciec od zadania, zamienić je na inne, wygodniejsze i bardziej zgodne z twoimi upodobaniami. Możesz jednak zwrócić się też do Boga i modlić się.

Im więcej Bóg ci powierza, tym bardziej powinieneś szukać Go na modlitwie. Ludzie, którzy w życiu najwięcej uczynili, czyli święci, są też tymi, którzy modlili się najwięcej.

Kiedy zauważasz, że już dłużej nie dajesz rady, że nie podołasz zadaniu, to czas, abyś pozwolił, aby Bóg przejął pracę. Poprzez twoją modlitwę będzie On mógł to uczynić.

W modlitwie nawiązujesz kontakt ze źródłem miłości i siły. Tam stajesz z boku i robisz miejsce Bogu. On chce być tym, który działa, a ty jesteś Jego narzędziem. Modlitwa nie pomnaża twoich własnych sił, ale to przez nią zostajesz napełniony mocą Bożą. A w Jego mocy możesz wszystko.

Jeżeli wydaje ci się, że masz za dużo pracy, jeżeli gonisz i pędzisz i nigdy nie zdążasz z tym, co powinieneś zrobić, to rozwiązaniem jest poświęcić coś z tego drogocennego czasu na modlitwę. Czyniąc tak, na swoje szczęście zauważysz, jak czas w tajemniczy sposób się wydłuża.

W modlitwie dosięgasz rzeczywistości głębszej niż ta, którą dostrzegasz i pojmujesz, rzeczywistości dającej ci wszystko, czego potrzebujesz, aby móc wypełnić swe zadanie.

Najpierw mistyka, potem etyka

Bardzo niedobrze, kiedy chrześcijańskie głoszenie Dobrej Nowiny jednostronnie propaguje określone utarte wzorce, według których ludzie powinni postępować. Chrześcijaństwo zredukowane do moralności nieuchronnie prowadzi do zniechęcenia i zgorzknienia.

Ewangeliczne zasady, dotyczące naszych czynów, są tak wygórowane, że własnymi siłami nigdy nie jesteśmy w stanie ich spełnić.

O tych zasadach trzeba i należy mówić, ale samym rdzeniem chrześcijańskiej Dobrej Nowiny jest to, że o własnych siłach nie jesteśmy w stanie postępować prawdziwie po chrześcijańsku – to Jezus ma działać w nas i poprzez nas. Chrześcijaństwo to w pierwszym rzędzie mistyka, a dopiero potem etyka.

Z tej perspektywy również grzech może być elementem pozytywnym. Kiedy odkrywasz, że w taki czy inny sposób odwróciłeś się od Boga, okaże się to destruktywne tylko w wypadku, jeżeli zgorzkniały użalać się będziesz nad własną nędzą. Stanie się jednak konstruktywne, jeżeli pozwolisz, aby twoja świadomość grzechu była sygnałem ostrzegawczym, który przypomni ci, że bardziej masz liczyć na Boga, że potrzebujesz mocy Ducha.

Świadomość twej bezradności poprowadzi cię na głębię, która umożliwi autentyczną modlitwę. Dopiero modlitwa, która wypływa z ludzkiej biedy i totalnej zależności od Boga, jest prawdziwa.

Pokutujący złoczyńca nie miał żadnych cnót moralnych, które mógłby przedstawić Jezusowi, ale był ukrzyżowany razem z Nim. Sam całkowicie unicestwiony jedyną ucieczkę dla siebie znalazł w Jezusie.

Nie ma problemów nie do rozwiązania

Jeżeli każdy szczegół w twoim życiu widzisz w perspektywie Bożego planu miłości, twoje wnętrze napełnia się pokojem i harmonią, choć troski i kłopoty mogą być rozpoznawalne na zewnątrz. Dla chrześcijanina, mającego prawdziwą i głęboką wiarę, nie ma problemów nie do rozwiązania. Trudności na pierwszy rzut oka wydające się nie do pokonania, mogą być zawsze rozwiązane w wierze.

Kto wraz ze św. Pawłem wie, że nic na świecie, ani co wysokie, ani co głębokie, nie może nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie (Rz 8, 39), ten ma mocny grunt pod nogami, choćby nie wiem jakie przeciwności go spotykały.

To nie znaczy, że w życiu chrześcijan nie ma już miejsca na cierpienie i zaparcie się siebie. Kto głosi chrześcijaństwo jako drogę do postępu i wyzwolenia od wszelkiego cierpienia, jest mało wiarygodny.

Życie chrześcijańskie zawiera w sobie przecież branie krzyża Chrystusa na swoje ramiona i dobrowolne wyrzekanie się własnego egoizmu. Jednak chrześcijanin stoi prosto, choć ugina się pod ciężarem. Zmartwychwstały Pan, który pokonał wszelkie cierpienie i śmierć, jest niewidzialną siłą, podtrzymującą jego życie. Chrześcijanin to nie ktoś, kto kilkoma ruchami rąk pokonuje wszelkie trudności. Jednak wie, że jego życie niesie ktoś, kto sam dźwigał całe cierpienie, i który z miłością poddając się jemu, również je pokonał.

Twoje własne misterium

Bóg odsłonił tajemnicę swej istoty. W Nim wszystko jest zamknięte, nawet tajemnica twojej istoty.

Jeżeli tajemnica Trójcy Świętej nie przynosi ci żadnej większej radości, to może dlatego, ponieważ rozważasz ją od zewnątrz. Trójca Święta nabierze dla ciebie jeszcze głębszego znaczenia, jeżeli nie będziesz stał poza Nią. Ty jesteś w Niej zamknięty.

Tajemnica Trójcy Świętej i tajemnica Wcielenia nigdy nie mogą być rozdzielane. Syn staje się człowiekiem i wchodzi w czas po to, aby człowieka wprowadzić w życie Trójcy Świętej.

Ojciec rodzi cię w tej mierze, w jakiej jesteś w Synu i żyjesz Jego życiem. Stajesz się jak Syn, prześwietlony i przeniknięty Duchem Świętym. Jeżeli pozwalasz się wszczepić w prawdziwy krzew winny, w Chrystusa, stajesz się dzieckiem Ojca i narzędziem Ducha.

Misterium Trójcy Świętej jest twoim własnym misterium. To, co w tobie najgłębsze, nie jest jakąś przerażającą, nieznaną rzeczywistością. Kiedy wchodzisz w swoje niezbadane wnętrze, zbliżasz się do Trójcy Świętej. Jesteś zamknięty w życiu samego Boga, rytm Jego życia jest prawdziwym rytmem twojego.

Jeżeli coś z tego zrozumiałeś, to Trójca Święta nie jest już dla ciebie jakimś skomplikowanym przedmiotem spekulacji. Relacja miłości Ojca, Syna i Ducha staje się sensem i celem wszystkiego, czym jesteś i co czynisz.

Całe życie chrześcijańskie rozgrywa się w wiecznych objęciach Trójcy Świętej.

Pozwól, aby Bóg Cię niósł

Bóg, sam będąc wielkim, przedkłada małość ponad wielkość. To może nas zadziwia, ale czy w nas samych nie dostrzegamy czegoś podobnego? Choć nasza kultura zmierza ku temu, by wciąż czegoś dokonywać i umieć tyle, ile tylko możliwe, to jednak nie ludzie postępowi i mocni budzą naszą sympatię. Zdolni budzą podziw, ale nie miłość. Jednak kiedy uzdolniony człowiek odważy się pokazać swą małość i wrażliwość, wówczas łatwo zyskuje naszą sympatię.

Spontanicznie współczujemy tym, którzy odsłaniają swoje rany. Reagujemy tak najczęściej nie z miłości, ale z wyrachowania. To, że niełatwo nam polubić tych zdolnych, zależy chyba częściowo od tego, że boimy się, iż sami znajdziemy się w cieniu. Nie chcielibyśmy raczej, aby inni nas zasłaniali.

Lecz Bóg nie jest taki jak my. Jego miłość do tego, co małe, jest absolutnie czysta. On chce nam przekazać samego siebie, chce dać nam swoje życie. Wie, że możemy je przyjąć dopiero wtedy, kiedy sami się otworzymy, kiedy zaakceptujemy naszą zależność od własnej małości.

Jeżeli wydaje ci się, że możesz postąpić w życiu wewnętrznym, opierając się na własnych siłach, proszę bardzo, możesz spróbować. W drodze zobaczysz, jakie masz możliwości. Natomiast jeśli uważasz, że nie potrafisz, to dobrze. Wówczas bowiem Bóg ma szansę dać ci swoją moc. On zawsze chce nieść tych, którzy nie potrafią chodzić, ale oni muszą Mu na to pozwolić. Kiedy Bóg będzie cię niósł, szybciej dojdziesz do celu.

Najmniejszy spośród małych

Jezus sławi swego Ojca, że zakrył te rzeczy przed mądrymi, a objawił tym, którzy są jak dzieci (Mt 11, 25). Ta myśl streszcza całe orędzie chrześcijańskie.

Sam Jezus jest pierwszym z tych małych, który nauczył się tajemnic Ojca. Z dalszych partii tekstu wyraźnie wynika, że Jezus mówi o sobie: „Ojciec dał mi wszystko… nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (w. 27).

Jezus jest małym dzieckiem Ojca. Już dlatego, że jest tak mały, Ojciec może się Mu objawić. To objawienie Jezus pragnie przekazywać dalej tym wszystkim, którzy są gotowi być tak mali jak On. „Uczcie się ode Mnie – mówi – bo jestem łagodny i pokornego serca” (Mt 11, 29), co jest synonimem maleńkości.

Być jak dziecko to być jak Jezus. On jest pierwszym spośród małych, mającym dostęp do tajemnic Ojca. Jego słowa, mówiące o tym, że najmniejszy w królestwie niebieskim jest większy od Jana Chrzciciela (Mt 11, 11), także w pierwszym rzędzie odwołują się do Niego. On jest najmniejszy pośród tych małych, którym przyszedł służyć.

Jezus odwraca nasze pojęcia. Zarówno dla Niego, jak i dla Jego Ojca, prawdziwa wielkość oznacza być małym, wybierać ostatnie miejsca, służyć. Pragnienie wielkości jest oznaką egoizmu. Jednak Bóg jest miłością, a charakterystyczne cechy miłości to dawanie siebie, bycie małym po to, aby ktoś drugi mógł wzrastać.

Prawdziwa miłość siebie

„Miłuj bliźniego swego jak siebie samego” – mówi Pismo (Kpł 19, 18; Mt 19, 19).

W głębi swojego wnętrza każdy człowiek pragnie dla siebie tego, co dobre, prawdziwe i piękne. Jesteś stworzony jako istota nieskończona. Nosisz w sobie tęsknotę do głębszego pokoju, radości i miłości. Wszystko, co robisz, jest w gruncie rzeczy inspirowane tą tęsknotą, która właściwie jest tęsknotą do Boga.

Jeżeli przyjmujesz tę tęsknotę i coraz bardziej kierujesz ją na Boga, to tym samym zyskujesz prawdziwszą miłość siebie. A jeżeli nauczyłeś się kochać siebie głęboko i prawdziwie, to możesz też kochać bliźniego głęboko i prawdziwie.

W spotkaniu z innymi często ślepo wpatrujemy się w ich zewnętrzne cechy. Trzymamy się drugorzędnych spraw i nie zauważamy tego, co istotne. Najistotniejsza jest zawsze miłość. Jeżeli kochasz, to widzisz w drugim Chrystusa; widzisz życie Boże, wypływające z wnętrza drugiej osoby.

Jeżeli kochasz Boże życie w sobie, to rozpoznajesz je w drugim. Twoją miłością możesz to życie obudzić i uświadomić tym, których spotykasz.

Największą przysługę, jaką możesz wyświadczyć człowiekowi, to ucałować życie w tej boskiej miłości, jaka się w nim tli. Możesz to jednak zrobić tylko wtedy, jeżeli znalazłeś w sobie prawdziwą miłość. Najlepszym sposobem, byś nauczył się kochać bliźniego, jest szukać Boga we własnym sercu.

[czytaj więcej]