Dojrzałość wymaga jakiegoś rodzaju samotności. (Siedem dni, 47)

* * * *

Nasza samotność, ale i nasza godność zawiera się w tym, że posiadamy własną, niekomunikowalną osobowość, osobowość, która jest nasza i tylko nasza, i taka pozostanie.

* * * *

Samotność nie jest wycofaniem się ze zwyczajnego życia. Nie jest oderwaniem się, nie jest ani wznioślejsza, ani lepsza niż zwykłe życie. Wręcz przeciwnie, samotność jest gruntem wszelkiego życia; jest prostą, bezpretensjonalną, w pełni ludzką czynnością, dzięki której codziennie podtrzymujemy nasze życie i dzielimy się naszymi doświadczeniami z paroma bliskimi przyjaciółmi. Lecz musimy nauczyć się poznawać i akceptować grunt naszego istnienia. Dla większości ludzi jest on nieznany i nie do pomyślenia, chociaż jest zawsze obecny. W konsekwencji ich życie nie ma żadnego centrum ani fundamentu.
(Siedem dni, 47)

* * * *

Prawdziwa samotność nie znajduje się na zewnątrz ciebie i nie jest nieobecnością ludzi ani dźwięków, lecz otchłanią otwierającą się w samym środku twojej duszy.
Ta otchłań wewnętrznej samotności rodzi się z głodu, którego nie jest w stanie nasycić żadna stworzona rzecz.
Prawdziwa droga do wewnętrznej samotności prowadzi przez głód, pragnienie, smutek, ubóstwo i tęsknotę, zaś człowiek, który odnalazł samotność, jest pusty i ogołocony, tak jakby ogołociła go śmierć.
Wyszedł poza wszelkie możliwe horyzonty. Nie ma już żadnego kierunku, w którym mógłby podążać. Jest to ziemia, której środek jest wszędzie, a krańce nigdzie. Odnaleźć ją można, nie podróżując, lecz trwając nieruchomo w miejscu.
A przecież z tej samotności biorą swój początek najgłębsze działania. To tu odkrywasz działanie bez ruchu, pracę będącą głębokim odpoczynkiem, wizję w mroku, a także, wykraczające poza wszelkie pragnienie, spełnienie, którego granice rozciągają się aż po nieskończoność.   (Aby odnaleźć, 70)

* * * *

Między głębokim, transcendentnym ,ja”, które budzi się tylko w kontemplacji, a powierzchownym, zewnętrznym ,ja”, które powszechnie utożsamiamy z pierwszą osobą liczby pojedynczej, istnieje sprzeczność, której nie da się zredukować. Musimy pamiętać, że to powierzchowne ,ja”, nie jest naszym prawdziwym ,ja”. Jest ono naszą „indywidualnością” oraz naszym „empirycznym ja”, w istocie nie jest ono tą ukrytą i tajemniczą osobą, którą jesteśmy w oczach Boga. „Ja”, które pracuje w świecie, które myśli o sobie, obserwuje swoje reakcje i mówi o sobie, nie jest owym prawdziwym , „ja”, które zostało zjednoczone z Bogiem w Chrystusie. W najlepszym wypadku jest ono szatą, maską, przebraniem owego tajemniczego i nieznanego „ja”, które większość z nas odkrywa dopiero w chwili śmierci.
(Siedem dni, 65-66)

* * * *

Każdy z nas żyje w cieniu pewnej iluzorycznej osoby: naszego fałszywego „ja”.
Jest to ktoś, kim sam chcę być, lecz kto nie może istnieć, ponieważ Bóg nic o nim nie wie. A być nieznanym Bogu to stanowczo zbyt duża intymność.
Moje fałszywe i osobiste „ja” to „ja”, które pragnie istnieć poza promieniowaniem Boskiej woli i Boskiej miłości – poza rzeczywistością i poza życiem. Takie „ja” może być jedynie iluzją. (…)
Wszelki grzech zaczyna się od założenia, że moje fałszywe „ja”, „ja” istniejące wyłącznie w moich egocentrycznych pożądaniach, stanowi podstawową rzeczywistość życia, której podporządkowane jest wszystko inne we wszechświecie. I dlatego trwonię moje życie, próbując gromadzić przyjemności i doświadczenia, władzę, zaszczyty, wiedzę i miłość, by przyodziać to fałszywe ,ja” i przemienić jego nicość w coś obiektywnie rzeczywistego. Dlatego otaczam się kokonem doświadczeń i spowijam przyjemnościami i sławą jak bandażami, bym stał się widoczny sam przed sobą i przed światem, tak jakbym posiadał niewidzialne ciało, które może stać się widzialne jedynie wówczas, kiedy nałoży się nań coś widzialnego.
A tymczasem pod wszystkim, co nagromadziłem wokół siebie, nie kryje się nic. Jestem pusty w środku, a konstrukcja zbudowana z przyjemności i ambicji nie wspiera się na żadnym fundamencie. One nadają mi znamiona rzeczywistego istnienia, same jednak, przez swą przygodność, skazane są na zagładę. A kiedy znikną na dobre, zostanie ze mnie tylko nagość, pustka i próżnia, które powiedzą mi, że jestem jedną wielką pomyłką.
Tak więc jest tylko jeden problem, od którego zależą moje istnienie, mój pokój wewnętrzny i moje szczęście. Problem ten to odkryć samego siebie, odkrywając Boga. Jeśli Go znajdę, znajdę siebie, a jeśli odnajdę moje prawdziwe ,ja”, odnajdę także i Jego.
(Aby odnaleźć, 70-71)

* * * *

Ogrzewa nas ogień – nie dym. Przez morze przenosi nas okręt, nie kołysanie okrętu. Dlatego też tego, kim jesteśmy, należy szukać w niewidzialnych głębiach naszego istnienia, nie zaś w naszym zewnętrznym odbiciu widocznym w naszych zewnętrznych czynach. Musimy odnaleźć nasze prawdziwe „ja” nie w pianie, którą rodzi oddziaływanie naszego bytu na byty wokół nas, lecz w naszej duszy, będącej zasadą wszystkich naszych czynów.
(Aby odnaleźć, 55)

* * * *

Dociągam do pięćdziesiątki i coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że każdy dodatkowy dzień to po prostu darmo dany dar, i dlatego odprężam się i zapominam o przeszłości i przyszłości. „Ja”, które idzie z jednego dnia w kolejny, nie jest ważnym „ja”, a jego przyszłość ma niewielkie znaczenie. A to głębsze „ja” jest w wiecznej teraźniejszości. Jeśli któregoś dnia otworzą się drzwi z jednej rzeczywistości do drugiej, wówczas „ja” (kimkolwiek ono jest) będzie tym uradowane. Nie żałuję niczego z wyjątkiem grzechów, które i tak zostały wybaczone, i zapominam o przeszłości i nie ekscytuję się zbytnio ani teraźniejszością, ani przyszłością. […] (Życie w listach, 131)

* * * *

Czasem wezwanie do duchowej wolności i samotności może pojawić się w naszym życiu pod postacią upokarzającej choroby lub kalectwa. Kalectwo lub ułomności może samo stać się wolnością w takim stopniu, w jakim całkowicie upokarza całego człowieka. Nie mamy jednak odwagi dostrzec tego faktu lub przyznać się do niego i w ten sposób pozbawiamy siebie tej radości. Jak dobry był i jest dla nas Bóg, a my ciągle jesteśmy niewdzięczni.
(Aby odnaleźć, 65)

* * * *

Tylko ten, kto musiał zmierzyć się z rozpaczą, jest rzeczywiście świadom tego, że potrzebuje miłosierdzia. Ci, którzy nie potrzebują miłosierdzia, nigdy go nie szukają. Lepiej znaleźć Boga na progu rozpaczy, niż ryzykować życie w błogim samozadowoleniu, nigdy nie odczuwając potrzeby dostąpienia przebaczenia.   (Aby odnaleźć, 20)

* * * *

Jest coś w głębi naszego bytu, co domaga się pełni i dopełnienia. Stworzeni do życia wiecznego, zostaliśmy tym samym stworzeni do aktu, który gromadzi w sobie wszystkie moce i zdolności naszego bytu, ofiarując je równocześnie i na zawsze Bogu. Ślepy instynkt duchowy, który podpowiada nam, że nasze życie posiada szczególną wagę i cel, i który przynagla nas do tego, byśmy znaleźli swoje powołanie, pragnie tym samym przygotować nas do podjęcia decyzji poświęcenia się w sposób nieodwołalny temu właśnie celowi. Jeśli człowiek traci poczucie przeznaczenia i celu, do którego został powołany, i odrzuca nadzieję na posiadanie jakiegokolwiek powołania w życiu – to albo już stracił wszelką nadzieję na szczęście, albo wkroczył na taką tajemniczą drogę powołania, którą rozumie jedynie Bóg.
(Aby odnaleźć, 20-21)

* * * *

Bóg jest w sposób niewidoczny obecny u podstawy naszego istnienia; nasza wiara i miłość wiążą nas z Nim, lecz pozostaje On zakryty przed pełnym arogancji spojrzeniem naszego dociekliwego umysłu pragnącego pochwycić Go i posiąść na stałe w akcie poznania, który dawałby nam w ł a d z ę   n a d   N i m. W rzeczywistości absurdalne i niemożliwe jest starać się pojąć Boga jako przedmiot, który nasz umysł byłby w stanie uchwycić i zrozumieć.
(Aby odnaleźć, 30)

* * * *

Milczenie w naszym życiu nie jest celem samo w sobie. Jest nam zadane, by służyć czemuś innemu. Milczenie jest matką mowy. Życie w milczeniu ma służyć ostatecznej deklaracji, którą można wyrazić w słowach, opowiedzeniu się za wszystkim, dla czego żyjemy. Życie i śmierć, słowa i milczenie, dane są nam ze względu na Chrystusa. W Chrystusie umieramy dla ciała i żyjemy dla Ducha. W Nim umieramy dla złudzeń i żyjemy dla prawdy. Mówimy po to, by Go wyznawać, i milczymy po to, by Go rozważać i wejść głębiej w Jego milczenie będące równocześnie milczeniem śmierci i wiecznego życia – milczeniem Wielkiego Piątku i pokoju wielkanocnego poranka.
(Aby odnaleźć, 55)

* * * *

Kontemplacja jest również odpowiedzią na wezwanie:
na wezwanie przychodzące od Tego,
który woła bezgłośnie,
a jednocześnie przemawia we wszystkim, co jest,
który przede wszystkim przemawia w głębi mojego istnienia:
albowiem my sami jesteśmy Jego słowami.

Lecz jesteśmy słowami, które mają Mu odpowiedzieć,
które mają być Jego echem,
a nawet w pewien sposób mieścić Go w sobie
i być Jego znakiem.

Kontemplacja jest owym echem.
Jest głębokim oddźwiękiem
w najgłębszym centrum naszego ducha,
w którym nasze życie traci swój oddzielny głos
i współbrzmi z majestatem i miłosierdziem
Tego, który jest Ukryty i Żyjący   (Siedem dni, 43)

* * * *

Chrystus, którego szukamy, jest wewnątrz nas,
w naszym wewnętrznym ja,
jest naszym wewnętrznym ja,
a jednak zawsze nieskończenie nas przerasta.

Chrystus sam w sobie jest w nas kimś nieznanym i niewidzialnym.
Idziemy za Nim,
odnajdujemy Go,
i wtedy musi On zniknąć,
zaś my musimy iść dalej bez Niego.
Dlaczego?
Ponieważ Jego bliskość jest jeszcze większa.
Staje się On mną samym.   (Siedem dni, 79)

* * * *

Właśnie w głębokiej samotności
odnajduję łagodność, z którą mogę naprawdę kochać mych
braci.

Im bardziej jestem samotny,
tym więcej mam dla nich uczucia.

Jest to uczucie czyste
i wypełnione szacunkiem
dla samotności innych.
Samotność i milczenie
uczą mnie kochać mych braci
za to, czym są,
a nie za to, co mówią.   (Siedem dni, 105)

* * * *

Jeśli pozwolę Chrystusowi używać mego serca, by kochał On
w nim moich braci i siostry,
odkryję wkrótce, iż Chrystus, kochający we mnie i przeze mnie,
ujawni samego siebie w moich braciach i siostrach.
Odkryję również, że miłość Chrystusa w moich braciach
i siostrach,
odwzajemniając mi miłością,
odsłania obraz i rzeczywistość Chrystusa w mojej duszy. (Siedem dni, 83)

* * * *

Cóż jest moją nową pustynią? Imię jej jest „współczucie”. Żadna pustynia nie jest tak straszliwa, tak piękna, tak sucha i tak owocna jak pustynia współczucia. Jest to jedyna naprawdę pustynia, która zakwita jak lilia. (Spotkania, 72)

* * * *

Dusze są jak wosk czekający na pieczęć.
Wosk, który stopniał w woli Boga,
może z łatwością przyjąć pieczęć swojej tożsamości,
prawdę, którą miał się stać.
Lecz wosk, który jest twardy, suchy, łamliwy i bez miłości,
nie przyjmie pieczęci:
gdyż pieczęć, zstępując na niego,
zmiażdży go na proch.
Dlatego też, jeśli spędzisz swoje życie
usiłując uciec od żaru ognia,
który ma zmiękczyć cię, byś stał się swym prawdziwym ja,
i jeśli będziesz próbował ochronić swoją substancję przed
stopnieniem w ogniu –
jak gdyby twoją prawdziwą tożsamością był stan twardego
wosku –
pieczęć w końcu spadnie na ciebie i cię skruszy.
Nie będziesz mógł przyjąć swe prawdziwe imię i oblicze,
zostaniesz zniszczony przez wydarzenie, które miało być
twoim spełnieniem. (Siedem dni, 70)

* * * *

Jeśli naprawdę chcemy modlitwy, musimy dać jej czas. Musimy zwolnić nasze dążenie do ludzkiego tempa i wtedy będziemy mieli czas słuchać. I jak tylko zaczniemy wsłuchiwać się w to, co się dzieje, rzeczy same zaczną nabierać kształtu. Lecz by to zrobić, musimy mieć nowe doświadczenie czasu… Powodem, dla którego nie dajemy sobie czasu, jest poczucie, iż musimy się ciągle poruszać. Jest to prawdziwa choroba. Dzisiaj czas jest towarem, zaś każdemu z nas oddany jest on w hipotekę. (…) Musimy podejść do pojęcia czasu w nowy sposób. Żyjemy w pełni czasu. Każdy moment jest właściwym, Bożym czasem, Jego kairosem. Cała sprawa sprowadza się do ofiarowania sobie w modlitwie szansy uświadomienia sobie, iż mamy to, czego szukamy. Nie musimy za tym gonić. To jest tutaj ciągle i jeśli damy sobie czas, będziemy mogli to rozpoznać. (Siedem dni, 44-45)

* * * *

Musi być taka pora dnia, kiedy ten, kto planuje, zapomina o swoich planach i postępuje tak, jak gdyby nie miał żadnych planów.
Musi być taka pora dnia, kiedy ten, do którego obowiązków należy mówienie, milknie. Jego umysł przestaje formułować zdania i twierdzenia, on zaś pyta sam siebie: „Czy miały one jakiekolwiek znaczenie?”
Musi być czas, kiedy człowiek modlitwy zaczyna się modlić tak, jakby  to była jego pierwsza modlitwa w życiu; kiedy człowiek mocnych postanowień odsuwa na bok swoje postanowienia tak, jakby wszystkie zostały złamane, i zaczyna się uczyć innej mądrości: odróżniania słońca od księżyca, gwiazd od ciemności, morza od suchego lądu i nocnego nieba od grzbietu wzgórza. (Aby odnaleźć, 60-61)

* * * *

W technologii jest pewien poziomy postęp, w którym wyruszamy z jednego punktu, by dojść do innego i jeszcze następnego. Lecz nie jest to sposób, w jaki buduje się życie modlitwy. W modlitwie odkrywamy, że już coś mamy. Zaczynasz tam, gdzie jesteś i pogłębiasz to, co już masz, i uświadamiasz sobie, że jesteś już u celu. Wszystko już mamy, lecz nie jesteśmy tego świadomi i nie doświadczamy tego. Wszystko zostało nam dane w Chrystusie. Wszystko, czego potrzebujemy, to doświadczyć tego, co już mamy. (Siedem dni, 44)

* * * *

Samotność jest nie tylko czymś negatywnym. To nie tylko nieobecność ludzi. Prawdziwa samotność jest udziałem w samotności Boga, który jest we wszystkich rzeczach. Jego samotność to nie nieobecność w jakimś miejscu, ale metafizyczna transcendencja.
(Spotkania, 70-71)

* * * *

Samotności nie znajduje się przez poszukiwanie jej poza miejscem, gdzie mieszkasz, ale przez pozostanie wewnątrz. Samotność nie jest czymś, co spodziewasz się odnaleźć w przyszłości. Raczej jest to pogłębienie teraźniejszości, i jeśli nie będziesz szukał tego w teraźniejszości, nigdy tego nie znajdziesz. (Siedem dni, 29)

* * * *

W języku  ojców monastycyzmu wszelka modlitwa, czytanie, medytacja i wszelkie czynności życia monastycznego mają na celu   c z y s t o ś ć   s e r c a,   bezwarunkowe i dokonujące się w całkowitej pokorze poddanie się Bogu, całkowitą akceptację nas samych i naszej sytuacji jako Jego woli. Oznacza to wyrzeczenie się wszystkich fałszywych obrazów nas samych, wszystkich przesadnych ocen naszych zdolności, po to, by być posłusznym woli Boga, która przychodzi do nas w trudnych zadaniach, jakie stawia przed nami życie w swej wymagającej prawdzie.   C z y s t o ś ć   s e r c a   jest zatem powiązana z nową tożsamością duchową – z „ja”, które rozpoznajemy w kontekście realiów będących wolą Boga; czystość serca to będąca wynikiem oświecenia świadomość nowego człowieka jako przeciwieństwo nieprzejrzystych i raczej niezasługujących na szacunek fantazji „starego człowieka”. (Aby odnaleźć, 67)

* * * *

Życie kontemplacyjne musi zapewniać pewną przestrzeń wolności, ciszy, w której mogą wydostać się na powierzchnię nowe możliwości i ujawnić się nowe, wykraczające poza zwykłą rutynę wybory. Powinno stworzyć nowe doświadczenie czasu, czasu nie jako namiastki, jako bezruchu, lecz jako temps vierge – nie pustki, którą trzeba wypełnić, ani nie nietkniętej jeszcze przestrzeni, którą trzeba podbić i pogwałcić, lecz przestrzeni, która może czerpać zadowolenie z własnych możliwości i nadziei, i z własnej obecności dla samej siebie. Nasza   w ł a s n y   czas. Zarazem jednak niezdominowany przez nasze własne ego i jego żądania. I dlatego otwarty na innych – czas cechujący się   w s p ó ł c z u j ą c ą   miłością – zakorzeniony w poczuciu wspólnego wszystkim złudzenia i krytycznym nastawieniem do tego złudzenia. (Aby odnaleźć, 59)

* * * *

Jeśli chodzi o życie duchowe: tym, czemu sprzeciwiam się w kwestii „życia duchowego” jest to, że jest to część, sekcja, oderwana tak, jakby to była całość. To aberracja odrywać naszą „modlitwę” itp. od reszty naszego istnienia, jakbyśmy byli czasami duchowi, a czasami nie. Jakbyśmy mieli się poddać uczuciu, że nieduchowe chwile to całkowita strata. Tak wcale nie jest i ponieważ jest to aberracja, powoduje ogromne ilości niepotrzebnego cierpienia.
Nasze „życie w Duchu” obejmuje wszystko, a przynajmniej powinno obejmować. Po pierwsze, jest to odpowiedź wiary przyjmującej słowo Boga nie tylko jako prawdę, w którą należy wierzyć, ale także jako dar życia, którym należy żyć w całkowitym poddaniu i czystym zaufaniu. Następnie, implikuje to wierność i posłuszeństwo, ale całkowitą wierność i całkowite posłuszeństwo. Z chwilą, kiedy jestem posłuszny Bogu we wszystkim, gdzie jest moje „życie duchowe”? Poszło sobie, nie ma życia duchowego, jest tylko Bóg i Jego słowo i moja całkowita odpowiedź […]. (Życie w listach, 215-216)

* * * *

Musimy nauczyć się uświadamiać sobie,
że miłość Boga widzi nas w każdej sytuacji,
i szuka naszego dobra.
Jego niezgłębiona miłość szuka naszego przebudzenia.
(Siedem dni, 107)

* * * *

Prawdziwą podróżą naszego życia jest podróż wewnętrzna: jest ona sprawą wzrastania, pogłębiania, i coraz większego poddawania się twórczemu działaniu miłości i łaski w naszych sercach. (Siedem dni, 31)

* * * *

Całe nasze zbawienie zaczyna się na poziomie rzeczy powszednich, naturalnych i zwykłych.
(Siedem dni, 93)

* * * *

Nie chcemy być cały czas nowicjuszami w modlitwie. Musimy jednak wiedzieć jedno: aż do końca życia będziemy tylko nowicjuszami. (Aby odnaleźć, 67)

* * * *

Każdej minuty życie zaczyna się na nowo. Amen. (Aby odnaleźć, 59)

* * * *

Przytoczone fragmenty pochodzą z:

Esteher de Waal, Siedem dni z Thomasem Mertonem, Wydawnictwo WAM, Kraków 1997.
Henri J. M. Nouwen, Spotkania z Mertonem, Wydawnictwo WAM, Kraków 2005.
Thomas Merton, Życie w listach, W drodze, Poznań 2011.
Thomas Merton, Aby odnaleźć Boga. Antologia, W drodze, Poznań 2012.

[czytaj więcej]