Jako nauczyciel, często zadaję swoim studentom trzy pytania, żeby zorientować się, co oni sądzą o Bogu. Uważam, że są to najważniejsze pytania, jakie można zadać na temat Boga: czy Bóg wpada w gniew? czy Bóg karze?, i ostatnie: czy gdybyś ty lub ja próbował być lepszym chrześcijaninem, czy Bóg kochałby nas bardziej? Moja odpowiedź na każde z tych pytań jest zdecydowana i bardzo przemodlona. Brzmi ona: „nie”.

Po pierwsze, jestem pewien, że Bóg nie wpada w gniew. Dlaczego? Ponieważ Bóg jest niezmienny. I dlatego cokolwiek jest w Bogu, ’ jak mówią teologowie, jest zawsze w Bogu. A zatem gdyby Bóg był ! kiedykolwiek naprawdę rozgniewany, musiałby być rozgniewany na zawsze. W takim wypadku musielibyśmy mówić „Bóg jest gniewem”. Wiemy, że Biblia mówi o „gniewie Bożym”. Ale wszyscy wielcy uczeni badający Pismo Święte twierdzą, że jest to tylko figura stylistyczna, antropomorfizm, projekcja cechy ludzkiej na Boga. A tymczasem naturą Boga jest kochać. „Bóg”, jak pisze święty Jan, „JEST miłością”.

Wiemy również, że nasze reakcje emocjonalne nie są automatyczną odpowiedzią na dany bodziec. Jeśli na przykład ktoś jest dla mnie przykry, to mogę zareagować na wiele różnych sposobów. Mogę paść w gniew lub mogę się czuć zraniony. Mogę odczuwać poczucie winy i być gotowym do tego, by przepraszać. Może mi być nawet przykro, że ta druga osoba tak się zachowała. To wszystko zależy ode mnie i od tego, co jest we mnie. Jeżeli poważnie zirytuję się z powodu czyjegoś zachowania, to złożyłem swoje szczęście w jego ręce. Dałem tej osobie władzę nade mną. Nie potrafię wyobrazić sobie takiego Boga, który na naszą słabość reagowałby gniewaniem się na nas. Dawałby nam wówczas władzę nad Nim, składałby swoje szczęście w naszych rękach.

Piotr kiedyś zapytał, jak często mamy przebaczać tym, którzy wobec nas zawinili. Siedem razy, sugeruje Piotr, ale Jezus odpowiedział, że raczej „siedemdziesiąt siedem”. Dlatego nie potrafię sobie wyobrazić Boga, który nakładałby ograniczenia na swoje miłosierdzie. A Jezus powtarza nieustannie, że musimy kochać każdego, zwłaszcza tych, którzy nam zawinili. Czy potrafisz wyobrazić sobie Boga, który jest rozgniewany? Nie, uczeni mają rację. Bóg jest miłością i wszystko, cokolwiek On kiedykolwiek czyni, jest miłością.

Jeśli chodzi o drugie pytanie: Czy Bóg karze? Znowu odpowiadam: „nie”. Gdy tłumaczę to moim studentom, to po prostu zadaję im pytanie: „Przypuśćmy, że uczę tego przedmiotu bardzo dobrze i oferuję wam wszelką pomoc, jakiej potrzebujecie, ponieważ was kocham i chcę, aby wam szło dobrze. I przypuśćmy, że wy z własnego wyboru nie współpracujecie ze mną. Nie piszecie zadanych prac i nie uczycie się. Gdy stwierdzam, że nie zdaliście, czy jest to moje niepowodzenie czy wasze? Czy was karzę, czy tylko rejestruję wyniki waszej pracy?” Moi studenci zawsze zgadzają się, że tylko rejestruję, co osiągnęli. Zapewniam ich, że jeśli ich wyniki będą słabe, to będę odczuwał jedynie smutek i będę chciał ich zapytać: „dlaczego?, co się stało?”

Pamiętacie zapewne moje ulubione porównanie. Bóg jest bardzo podobny do słońca (zobacz tekst poniżej pt. „Chrześcijańska ostawa wobec Boga”). Słońce tylko świeci. Możemy stać pod słońcem, korzystać z jego darów ciepła i światła albo możemy z nich zrezygnować. Możemy się nawet zatrzasnąć w lochach ciemności. Ale słońce nie przestaje świecić dlatego, że myśmy odeszli. W taki sam sposób możemy opuścić Boga, ale On się nie zmienia. On tylko kocha. My jesteśmy wolni i możemy odrzucić ciepło i światło Jego miłości. Jeśli to zrobimy, jest nam coraz ciemniej i zimniej i możemy nawet wpaść w duchową śmierć. Ale zawsze jesteśmy wolni i nawet wtedy, gdy usychamy w ciemności, wiemy, że zawsze możemy wrócić z powrotem do ciepłego światła miłości Bożej.

I wreszcie nasze trzecie pytanie: Czy Bóg kochałby mnie bardziej, gdybym próbował usilniej i w końcu stał się lepszym chrześcijaninem? Jestem pewien, że Bóg odpowiedziałby: „nie mogę cię kochać bardziej. Dałem ci całą moją miłość. Jak każda prawdziwa miłość, moja miłość jest darem. Jesteś wolny i możesz ją przyjąć lub odrzucić. Nawet jeśli matka zapomni o dziecku swego łona, Ja nie zapomnę o tobie nigdy”.

A zatem wszystkie trzy moje odpowiedzi na te pytania brzmią: „nie”. Bóg nie wpada w gniew; tak zwany „gniew Boży” jest tylko figurą stylistyczną. Bóg nie karze; On jedynie rejestruje nasze zachowanie. I wreszcie Bóg nie może kochać nas bardziej, ponieważ już ofiarował nam całą swoją miłość, którą my możemy przyjąć lub odrzucić. Głęboko w to wierzę, że tak było na początku, jest teraz i zawsze będzie. Bóg jest miłością.

Chrześcijańska postawa wobec Boga

„Nie, nigdy nie uwierzę w Boga, który potępia rzeczy materialne… nie uwierzę w Boga, który lubi ból… w Boga, który daje czerwone światło naszym radościom… w Boga, który zawsze wymaga 100% prawidłowych odpowiedzi podczas egzaminów… który nie przyjmuje zaproszenia na nasze wesołe zabawy… nie wierzę w Boga, który nie jest tak hojny jak słońce, które ogrzewa wszystko, czego dotknie”.

„Nie, nigdy nie uwierzę w takiego Boga”. To jest cytat z książki The God I Don ’t Believe In (Bóg, w którego nie wierzę) napisanej przez hiszpańskiego księdza, ojca Juana Ariasa.

Księga Rodzaju mówi nam, że Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Myślę, że być może nasza najpoważniejsza i najdłużej trwająca herezja polega na tym, że odwracamy te słowa z Księgi Rodzaju i tworzymy Boga na nasz ludzki obraz i podobieństwo. Święty Jan mówi, że „Bóg jest miłością”. To nie znaczy, że Bóg ma miłość, ale że jest On miłością. Miłość jest samą Jego naturą. Wszystko, co Bóg czyni, jest miłością. Wszystkie Jego działania w naszym świecie – od pierwszego momentu stworzenia ̶ były i są czynami miłości.

Smutne to i heretyckie, że my uporczywie staraliśmy się i nadal się staramy „tworzyć” Boga podobnego do nas, zamiast próbować być bardziej podobnymi do Niego. Uczyniliśmy Go tanim, znieważanym, strasznym, wszystkim, tylko nie kochającym Bogiem. Często przedstawialiśmy Go jako karykaturę małego, nadąsanego boga, zamiast ukazywać portret Boga, który jest miłością. W rezultacie mam wrażenie, że wielu z nas utraciło zainteresowanie Bogiem i zwróciło się w kierunku religii typu humanistycznego, która na swego zbawcę kreuje psychologię i która uprawia swój kult na ołtarzu nauk.

Bóg jest jak słońce, które tylko świeci, rozdając ciepło i światło. Podobnie Bóg tylko kocha. Możemy stać w słońcu, w jego świetle i odczuwać ciepło. Ale możemy także znaleźć się poza jego oddziaływaniem, blokując częściowo lub całkowicie jego światło i ciepło. Możemy się schronić pod słonecznym parasolem albo zamknąć się w starym, ciemnym lochu, ale – i to jest ważne – słońce nie przestaje świecić. Słońce nie zmienia się dlatego, że je opuściliśmy. Tak samo Bóg jest miłością, a my możemy się na Jego miłość otworzyć lub możemy od Jego miłości uciec.

Możemy nawet zamknąć się w ciemnych i zimnych lochach poważnego grzechu, ale ̶ i o tym nigdy nie możemy zapomnieć ̶ słońce Bożej miłości nie przestaje świecić. Jedyna zmiana, jaka wynika z naszych grzechów, dokonuje się w nas: jesteśmy coraz zimniejsi i nasz świat staje się coraz ciemniejszy. Gdy Biblia mówi o „gniewie” Boga, to odnosi się to do tego smutku w nas.

Miłość Boga jest darem bezwarunkowym. Teologowie nazywają ją miłością „przymierza”. W naszym ogólnoludzkim doświadczeniu i w literaturze uważamy, że miłość matki do jej dziecka jest najtrwalszą i najbardziej bezwarunkową miłością. Ale ten Bóg, który jest miłością, mówi do nas: „Nawet gdyby matka zapomniała o dziecku swego łona, ja nigdy nie zapomnę o tobie!”

Ani tobie, ani mnie nie wystarczy zaledwie kiwać głową na potwierdzenie tej prawdy. Ona musi przeniknąć do naszej krwi, do szpiku naszych kości. Potrzebujemy usiąść z tą prawdą i pozwolić na to, by ona nas przeniknęła: Bóg jest miłością. Musimy się modlić do Pana, aby zesłał swego Ducha do naszych serc tak, abyśmy mogli wołać z radością: „Abba (Tato, Tatusiu)! Abba, Ojcze!” Taka wiedza jest bardzo specjalną łaską od Boga.

To wszystko odnaleźć można w życiu i słowach Jezusa, którego święty Paweł nazywa „widzialnym obrazem niewidzialnego Boga”. Jezus jest Dobrym Pasterzem z miłością szukającym zagubionych. Jest Boskim Lekarzem, który przychodzi do nas, bo jesteśmy chorzy.

Dla swoich współczesnych Jezus był nauczycielem, który nie działał w sposób legalistyczny, lecz uważał, że miłość zajmuje miejsce nadrzędne. Jezus oburzał faryzeuszy, nauczycieli Prawa, najwyższych kapłanów i starszych ludu: wszystkich z wyjątkiem grzeszników i dzieci. Grzesznicy i dzieci wierzyli w Niego. On ich kochał i prowadził ich z ciemności do światła.

To wszystko możemy znaleźć w słynnej przypowieści o synu marnotrawnym, którą Jezus zaproponował jako odpowiedź napytanie: „Co Bóg myśli o grzeszniku?” W końcu ojciec bierze swego syna w ramiona i powtarza: „Jesteś w domu… jesteś w domu!” Nieobliczalny chłopiec nareszcie wrócił w objęcia ramion, do których wszyscy należymy: do ramion miłości.

Fragment książki Oczami wiary (Kraków 1998), zamieszczony za zgodą Wydawnictwa WAM. Wszystkie prawa zastrzeżone.

[czytaj więcej]