Copyright © 2007-2015 Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego
Wszystkie prawa zastrzeżone 

III. Wizja – teoria medytacji

Poświęciliśmy wiele uwagi praktyce, bo tylko dzięki wytrwałemu ćwiczeniu możemy dotrzeć do tego, co w nas najgłębsze, Boże, i na tej drodze przemienić się dzięki działającemu w nas Bogu. Przechodzimy teraz do wizji, czyli teorii (theoria znaczy po grecku przede wszystkim: oglądanie – z wielką uwagą), która pozwala uzasadnić medytacyjną drogę. Trzymamy się, podobnie jak w dotychczasowych rozważaniach, wizji biblijno-chrześcijańskiej, aby pod koniec uwydatnić jej uniwersalny wymiar.

III.1. Początek i centrum człowieka „na obraz” Boga

Wyjdźmy jeszcze raz od wizji Jalicsa jako podsumowania naszego obecnego stanu. Mamy wewnętrzny dobry rdzeń, przez który moglibyśmy doświadczyć, kim jesteśmy w Bogu i kto jest w nas Bogiem, jak jesteśmy przez Niego miłowani i noszeni, jak jesteśmy dziećmi Boga, świątynią Ducha Świętego i członkami Chrystusa, jak mieszka w nas cała Trójca Święta. Ponad tym zdrowym rdzeniem leży ciemna i bolesna warstwa grzechu, która broni nam dostępu do naszego dobrego rdzenia. W ucieczce przed naszą ciemną warstwą wznieśliśmy barykadę, którą tu nazywamy skorupą. Ma nas ona chronić przed naszymi ciemnościami i umożliwić nam mniej bolesny sposób życia. Ceną tego jest oddzielenie nas także od naszego prawdziwego wewnętrznego bycia, od naszej najgłębszej tożsamości w Bogu.

Dodajmy: biblijny opis początku człowieka to nie tylko teologiczna wizja pierwszych ludzi, ale także wizja naszego centrum, tego co w każdym z nas jest najgłębsze. Dobry rdzeń ludzkiej istoty to nasze bycie „na obraz” Boga. Dosłownie Pismo Święte mówi ustami samego Boga o stworzeniu człowieka „na Nasz obraz” (Rdz 1,26). Uderzają tu dwie sprawy. Z jednej strony liczba mnoga w samym Bogu, co zapowiada tajemnicę Trójcy Świętej jako misterium Jednego w osobowej wspólnocie. Z drugiej strony wyrażenie „na obraz” oznacza więcej aniżeli to, że człowiek jest obrazem Boga. „Na obraz” oznacza: „według obrazu” Bożego, czyli według obrazu ukrytego w samym Bogu. Zatem w jednym Bogu jest obraz, według którego uczynił On człowieka. Pierwsi ludzie byli jedynie kopią tego obrazu, natomiast on sam objawił się dopiero w Człowieku, Jezusie Nazarejczyku, który jako jednorodzony Syn Boży po prostu jest widzialnym obrazem Boga, jak Go określają różne wypowiedzi Nowego Testamentu (por. Kol 1,15; Rz 8,29). Dopiero dzięki Niemu dopełnia się prawda o stworzeniu, bo możemy poznać, co znaczy „bycie na obraz Boga”. Wystarczy wpatrzeć się w Jezusa i naśladować Go, do czego On sam wzywa w Ewangelii. Jednak naśladowanie nie znaczy kopiowania – stylu Jego życia czy Jego postawy. Chodzi raczej o zjednoczenie się z Nim jako żyjącym obecnie (niewidzialnie!) w jedności Ducha Świętego z Ojcem, aby dzięki tej jedności stać się nowym, osobistym obrazem niewidzialnego Boga. Dlatego Stary Testament nie pozwalał na tworzenie wizerunków Boga, gdyż On sam stworzył wzór swojego obrazu – w żywym człowieku, przy czym Nowy Testament dopowiada, że obraz jest najdoskonalej zrealizowany – wcielony! – w Jezusie.

W centrum naszego bycia, do którego prowadzi medytacja, to co ludzkie otwiera się na swoje źródło w Bogu. Włączamy się w tajemnicę Boga-Człowieka, w tajemnicę Bosko-ludzkiej jedności, która w Jezusie została określona jako jedność „bez zmieszania” i „bez rozdzielania” natury Boskiej i ludzkiej. Określenia mają charakter negatywny, mówią, czym ta jedność nie jest: ani dualizmem, rozdzielającym Stwórcę i stworzenie, ani panteizmem, mieszającym obie rzeczywistości. Czym owa jedność jest pozytywnie? Na pewno tajemnicą, poza ludzkimi słowami, myślami, wyobrażeniami, uczuciami… To po prostu jest nasze bycie zanurzone w Byciu, w którym „żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Właśnie Bycie najpełniej określa Tego, który JEST osobowo, tak że może powiedzieć o sobie JESTEM (por. Wj 3,15). W tym imieniu zawierają się wszystkie dopowiedzenia, które pojawiają się później, zwłaszcza to najważniejsze, że „jest miłością”. Miłość objawia bowiem osobową tajemnicę Bycia w jedności wielu osób, których wspólnota nie jest ich „anihilacją” czy „rozpuszczeniem” w jedności jak kropla czy fala w morzu, tylko dopełnieniem.

Powróćmy jeszcze do zauważenia, że w Bogu bycie i działanie są jednym. Oznacza to, że Boska pełnia Bycia jest jednością dynamiczną, jednak inaczej aniżeli w czasie, gdzie działania następują po sobie. W odwiecznym Byciu wszystko dzieje się „jednocześnie”, jak gdyby nie było żadnego działania. Obrazowe wyrażenie tej prawdy znajdujemy znowu w biblijnej wizji stworzenia jako Bożego działania, które dopełnia się w odpoczynku, w samym byciu (por. Rdz 2,2). Skoro jesteśmy „na obraz” Boga, to również nasze działanie winno wypływać z centrum, w którym „odpoczywamy”, będąc u Boga. Dzięki medytacji stajemy się tacy – kontemplacyjni w działaniu.

III.2. Egocentryzm i rozproszenie

Biblijna wizja prezentuje nie tylko stworzenie człowieka i jego sens, ale także grzech jako ludzkie działanie, które zwraca się przeciw samemu człowiekowi, gdyż odwraca go od Boga. Przez grzech człowiek oddalił się od swego pierwotnego, najgłębszego centrum: od Boga i od siebie. Ludzkie wnętrze, stworzone na obraz Boga, nie znikło wprawdzie, lecz utraciliśmy do niego dostęp, i dlatego wydaje się nam, że nasze „ja” jest autonomiczne, bo nie zauważamy jego źródła, samego Bycia. Chcemy być „sobą” dzięki temu, co „sami” robimy czy myślimy, nie zauważając, że jeśli staramy się wyróżnić, odróżnić od innych, ciągle pozostajemy od nich zależni. Żyjemy i działamy powierzchownie, próbujemy dotrzeć do naszego wnętrza z pomocą psychologii czy innych nauk, ale nie docieramy do głębi, bo przestało nas interesować bycie, jego tajemnica.

Nasze odwrócenie się od centrum po pierwszym grzechu jest nie tyle „wygnaniem” z niego przez Boga, ile naszą własną migracją, przemieszczeniem, w którym umieszczamy nasze centrum gdzie indziej – w sobie czy w świecie, w każdym razie nie w Bogu. Dlatego naszą sytuację związaną ze skutkami grzechu pierworodnego można określić jako pojawienie się w życiu człowieka nowego centrum: oprócz początkowego, teocentrycznego, w którym nasz dobry rdzeń pozostawał ukierunkowany na Boga, pojawił się w nas egocentryzm, ukierunkowanie na siebie.

Na medytacji przeżywamy wiele przejawów egocentryzmu: zamiast skupić się na Imieniu, krążymy nieustannie wokół różnych „własnych” spraw, myśli, uczuć. Nasze troski ukierunkowują nas na samych siebie. Wyrażają one zawsze „moje” zatroskanie, „moje” obciążenie, które „ja” muszę dźwigać. Tworzymy sobie świat troski, w którym ego jest na pierwszym miejscu, jakby było bogiem. Podobnie jest z naszymi marzeniami, tworzącymi świat, w którym ja jestem w centrum i wszystko jest mi poddane, może być kształtowane według mojej woli. Także nasze chęci, związane z określonymi pragnieniami, są pożywką dla egocentryzmu. Dalej przejawia się on w upartym stawianiu na swoim. Uparty jest człowiek, który absolutnie wszystko osądza ze swego egoistycznego punktu widzenia i chce bezwzględnie przeforsować swoje własne interesy. Wreszcie przejawem egocentryzmu są negatywne uczucia, które też kierują nas ku nas samym. Kto odczuwa lęk, widzi tylko swoje zagrożone ja. Kto czuje wściekłość, przeżywa bezsilność, że nie może uczynić zadość swojemu ja. Kto żywi pogardę, widzi tylko, że jest lepszy albo wie więcej aniżeli osoba pogardzana. Podobnie można pokazać w przypadku każdego negatywnego uczucia, w jaki sposób odzywa się w nim nasz egocentryzm.

Jalics przypomina, że Pismo Święte i teologia dzielą egocentryzm na trzy grupy: żądza posiadania (chciwość), żądza władzy i żądza chwały. Jezus pragnie nas odkupić, otwierając nas ponownie na postawę teocentryczną: podnosi nas z naszej żądzy posiadania, władzy i chwały ku oddaniu siebie, nabożeństwu i ku wielbieniu Boga. Jasną ilustrację znajdujemy w modlitwie „Ojcze nasz” (Mt 6,9-13). Prośby tej modlitwy zaczynają się od opisanych postaw. Jezus wzywa nas, ludzi żądnych posiadania, byśmy mówili: „Przyjdź królestwo Twoje”. Tym samym mówimy: „Nie nasze królestwo, o Panie, ale Twoje królestwo niech się rozwija między nami”. Jako pełni żądzy władzy narzucamy własną wolę innym ludziom. Jezus uczy nas mówić: „Nie moja wola, o Panie, ale bądź Twoja wola”. Przede wszystkim jednak modlimy się: „Nie moje imię, o Panie, ale święć się imię Twoje”. Na tym polega nasze wyrzeczenie się własnej chwały wobec wielbienia Boga. Jakby to jeszcze nie było dosyć, powtarzamy jeszcze raz trzy elementy teocentryzmu: „Bo Twoje jest królestwo (posiadanie) i potęga (władza) i chwała (cześć)”.

Zauważmy wreszcie, że egocentryczne zwrócenie się ku sobie jest odwróceniem porządku teocentrycznego, w którym jedność otwarta jest na wielość. Po grzechu także wielość odwróciła się od jedności – pojawiły się podziały, bo człowiek oddzielił się od Boga. Miejsce słusznego rozróżnienia w obrębie jedności zajęło rozdzielenie. Ludzie rozproszyli się. Dlatego także na medytacji trapią nas rozproszenia jako znak, że nie radzimy sobie z wielością, bo jesteśmy dalecy od jedności – z Bogiem, naszym osobowym centrum, a w konsekwencji z innymi ludźmi.

III.3. Przez uczucia do miłości Boga

Powracamy do naszego prawdziwego centrum drogą medytacji. Zostawiamy wszystko co nas odwraca od Imienia, zwracamy się do Niego – ze wszystkim… Potrzeba tylko Jednego, dlatego na medytacji próbujemy dać temu pełny wyraz. Nasz egocentryzm przejawia się nierzadko także w intencji, jaka towarzyszy medytacji. Wielu szuka w niej „wyciszenia”. Mają dość zagonienia, chcą nabrać do niego dystansu. Inni decydują się na medytację w nadziei, że poprawi jakość ich pracy. Jeszcze inni szukają jasnych myśli i właściwych decyzji. Niektórzy chcą zyskać siłę uzdrawiającą. Często idzie o to, by ożywić tlące się ledwie albo wygasła uczucia religijne. Wielu zamierza przepracować swoją przeszłość, zmienić sposoby swego postępowania albo zastanowić się nad przyszłością. Czasami szuka się w medytacji rodzaju terapii. To wszystko wskazywałoby, że szuka się Bożych darów, a nie Boga. Natomiast medytacja jako modlitwa kontemplacyjna polega na szukaniu tylko Boga i na ufności, że On doda nam wszystko, czego potrzebujemy (Mt 6,33). To szukanie nie jest działaniem, ale oddaniem się Bogu całym sobą, swoim byciem. Bycie dla Boga jest najgłębszym i najczystszym oddaniem siebie – jest istotą medytacji.

Samo bycie jako nasz rdzeń, z którego wypływa właściwe działanie, jest najbliższe pełni Bycia – Boga. On po prostu JEST, a jeśli wymaga to jeszcze dopowiedzenia, to liczy się jedno: „jest miłością”. Boże bycie miłością odzwierciedliło się w doskonałym obrazie – w Jezusie z Nazaretu, my zaś, jako stworzeni w Chrystusie, nie tylko jesteśmy, ale jesteśmy miłowani. Znamy słowa św. Pawła ze słynnego hymnu o miłości, gdzie na początku stwierdza, że bez miłości: „byłbym niczym” (1Kor 13,2). Tę prawdę przeżywamy nierzadko w naszym życiu negatywnie: czujemy brak miłości, ze strony innych i również u siebie, a wtedy pojawia się poczucie bezsensu: nie ma po co żyć… Ale negatywna strona kryje prawdę, której pełnię – pozytywną – mamy dopiero odkryć. Owszem, bez miłości byłbym niczym, ale przecież nie jestem niczym, tylko jestem, a więc: jestem umiłowany. Mówiąc inaczej: moje bycie na obraz Tego, który JEST, i jest miłością, jest byciem objętym miłością, pochodzącym z miłości i w niej się dopełniającym.

Medytacja prowadząca do rdzenia naszego bycia doprowadza także do miłości. W swej encyklice Deus caritas est Benedykt XVI rozróżnia dwa jej rodzaje – grecki eros i biblijną agape – nie przeciwstawiając ich, ale przedstawiając, że eros, obejmujący namiętność i uczucia, dopełnia się w agape jako oddaniu siebie miłowanej osobie. Nie wolno poprzestać na uczuciach, bo są w nas również uczucia negatywne, przeszkadzające w oddaniu siebie. Dlatego droga ku agape prowadzi przez oczyszczenie uczuć, oddanie ich Jezusowi, żeby On nas oczyścił. Człowiek odnowiony dzięki medytacji, czyli kontemplacyjny w działaniu, całkowicie jest, a to znaczy: jest otwarty na miłość-agape; przyjmuje ją od Boga i przekazuje dalej.

O tym, że medytacja ściśle wiąże się z miłością, świadczy Jezus, odpowiadając na pytanie o „pierwsze ze wszystkich przykazań”. Za Starym Testamentem powtarza On: „Pierwsze jest: ‘Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą’. Drugie jest to: ‘Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego’. Nie ma innego przykazania większego od tych” (Mk 12,29-31). Odpowiedź Jezusa nie mówi na pozór nic nowego – niczego ponad to, co można było znaleźć w Piśmie już wcześniej. A jednak… Chociaż słusznie odnajdujemy w Jego słowach prymat przykazania miłości – Boga i bliźniego, to za mało uwagi zwracamy na to, jak ta miłość jest opisana. Tak właśnie: jako skupienie na jednym, w którym wszystko się zawiera.

Wszystko zaczyna się od postawy: „Słuchaj”… Nie tak, jak słucha się na ogół, „jednym uchem”, ale z całą uwagą, jak zasłuchana w słowa Chrystusa Maria. Skupienie, które się wyraża w tej postawie, jest do prawdy wyrazem jednego: „Pan, Bóg nasz, jest jeden”. Jedność Boga to fundamentalna prawda wiary, nie tylko w Starym, ale i w Nowym Testamencie. I chociaż dopiero w Nowym można było przyjąć, że jedność Boga nie wyklucza wielości w Nim samym, skoro Jego istotą jest miłość, to przecież już w Starym Przymierzu można znaleźć odbicie tej prawdy w człowieku jako obrazie Boga. Bo właśnie miłość człowieka, przykazana w dal szych słowach, odsłania się jako jedność w wielości, jako scalenie w jedno wszystkiego, czym człowiek jest: w miłowaniu „całym sercem, całą duszą, całym umysłem, całą mocą”. Cztery określenia sprowadzają ce się do jednego: Boga należy miłować całkowicie – w całości skupiając się na Jednym. Reszta – wszystko inne – jest konsekwencją tej jednej postawy: w skupieniu na Jednym – na Bogu jedności i miłości – człowiek jednoczy się w miłości z sobą samym i ze swoimi bliźnimi.

Wyjaśnia się związek, na który zwrócił naszą uwagę hinduski mistrz: między medytacją a miłością. Obie postawy są w istocie tym samym: skupieniem na jednym, w którym jest cały człowiek. Przyswojenie sobie takiej postawy wiąże się najpierw z relacją do Boga: To On jest w pierwszym rzędzie Tym, który jako jeden i jedyny Pan za sługuje na postawę pełnej uwagi i całkowitego oddania. Jednak po stawa ta nie odnosi się tylko do Niego. Prawdziwa miłość, jaką ukazuje nam przy kazanie miłości, jako postawa całkowitej uwagi obejmuje w sposób nierozdzielny Boga i człowieka: miłość Boga i miłość bliźniego – to w gruncie rzeczy jedna miłość, także (ostatecznie) dla tego, że Bóg złączył się nierozdzielnie z człowiekiem, sam stał się naszym bliźnim w Jezusie Chrystusie. I dlatego wszystko, co czynimy z całkowitą, skupioną na jednym uwagą, jest skupieniem się na Jednym, który objawia się w naszym świecie jako Bóg wcielony – w Jezusie, a w świetle Jego prawdy – w każdym człowieku.

 

[czytaj więcej]