JANUSZ PONIEWIERSKI: Jedną z telewizyjnych rozmów o Katechizmie, tę o nadziei, kończył cytat z Mistrza Eckharta: „Kiedy Bóg przychodzi do człowieka, to przychodzi, mówiąc mu zawsze dwa słowa: do widzenia”. Dalej następował komentarz Księdza Profesora: „On jest, ale mówi «do widzenia», czyli obiecuje. Obiecuje czas — czas przyszły. Nie może pojawić się cały, bo tego nie wytrzymasz. Więc mówi tylko: do widzenia. To jest wielką pedagogiką nadziei”.
KS. JÓZEF TISCHNER: Nadzieja ma dwa podstawowe wymiary; jeden wymiar kieruje ją w stronę czasu przyszłego. Dzięki nadziei czas ukazuje się człowiekowi jako czas wzrostu, kwitnięcia, dojrzewania. Nadzieja spodziewa się czegoś od jutra…
— Na przykład zdrowia, szczęścia, powrotu do ojczyzny… Taką była nadzieja Odyseusza. Ale czy na tym polega nadzieja chrześcijanina?
— Jest pomiędzy nimi głęboka różnica. Odyseusz wracał do miejsc, które znał. Jego nadzieja miała – jeśli tak można powiedzieć – kształt koła. Nadzieja biblijna prowadzi człowieka tam, gdzie jeszcze nigdy nie był. Prowadzi go do ziemi obiecanej, do krajobrazów, których „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało”.
— No więc dobrze, tęsknimy za nagrodą, której nie potrafi pojąć ludzkie serce, ale i za taką nagrodą, która zaspokoi nasze poczucie sprawiedliwości. Chory pragnie uzdrowienia, a więzień – wolności. Ubogi marzy o tym, że Bóg „głodnych nasyci dobrami, a bogatych z niczym odprawi”.
— No cóż, nadzieja zawsze jest zakorzeniona w trosce człowieka o siebie samego, co jednak nie znaczy, że ta troska ma charakter egoistyczny. Człowiek pełen nadziei wychodzi poza siebie, ale w końcu czyni to także ze względu na siebie. Tym, o co ostatecznie chodzi w chrześcijańskiej nadziei, jest zbawienie, jakieś fundamentalne ocalenie — ocalenie siebie. Wcale nie jest wykluczona nadzieja skierowana ku rzeczom doczesnym, materialnym, ale jest ona osadzona w tej nadziei najbardziej fundamentalnej.
— Nawet taką nadzieję mogę żywić ze względu na jakąś korzyść – chociażby wiekuistego odpocznienia – a nie ze względu na Boga samego.
— Słówko „korzyść” nie jest tu najlepsze. Należałoby raczej użyć słowa: „dopełnienie”. Tu i teraz jesteśmy niedokończeni. Oczekujemy, że spotkamy Boga i dzięki temu zostaniemy dopełnieni. To coś o wiele większego niż korzyść. Powiedziałbym, że to coś takiego, dzięki czemu wszelka korzyść może w ogóle mieć sens.
— Pismo Święte przypomina, że ten, kto nie jest zdolny porzucić siebie – a więc także myśli o własnej korzyści – nie jest zdolny siebie odzyskać.
— Dlatego kresem nadziei jest wspaniałomyślność, wzniesienie się ponad wszelką korzyść.
— Księże Profesorze, powiedział Ksiądz, że nadzieja ma dwa wymiary…
— Ten drugi wymiar to wymiar powiernictwa. Nadzieja jest możliwa tam, gdzie jest powiernictwo nadziei, gdzie człowiek komuś siebie powierza. Aby mogła zaistnieć nadzieja, musi być ktoś, w kim ją pokładamy.
— „Przedmiotem ” naszej najgłębszej nadziei jest Pan Bóg.
— I to określa charakter upływającego czasu. Czas jest jak gdyby sposobem poznawania Boga. Poprzez czas coraz bardziej się ku Niemu zbliżamy i w Nim się dopełniamy. Tu rodzi się pytanie, jakim słowem oddać ten szczególny charakter doświadczenia Pana Boga, w którym każde poznanie Boga musi być przekroczone, zniesione przez poznanie jeszcze głębsze. Katechizm, cytując św. Tomasza z Akwinu, mówi, że o Bogu wiemy raczej to, kim On nie jest, niż to, kim jest. Jakim słowem oddać tę relację wobec Boga, którą wyznacza nasza nadzieja? Gdybym pisał po łacinie, wskazałbym pewnie na termin ,jeparatió”…
— Oddzielenie, rozłączenie.
— … pilnie bacząc, by słowo to nie zostało błędnie zrozumiane. Oddzielenie kojarzy się nam bowiem ze światem rzeczy. W tym przypadku chodzi o coś zupełnie innego: o świat relacji między ludźmi, a zwłaszcza pomiędzy człowiekiem a Bogiem. U Mistrza Eckharta zamiast łacińskiego „separatio”, występuje niemieckie „Abgeschiedenheit”, „odosobnienie, osamotnienie”. Słowo to wiąże się także z sytuacją pożegnania. I jest to skojarzenie bardzo ciekawe, bo doświadczenie Boga w nadziei jest właśnie tego typu, że Bóg nieustannie mówi człowiekowi: do widzenia.
— „On jest, ale mówi «do widzenia», czyli obiecuje…”
— On jest na tyle bliski, że jak gdyby dotyka człowieka, ale czyniąc to, mówi: do widzenia, to znaczy: jeszcze nie, jeszcze nie tak, jeszcze poczekaj… Wrócę… Stąd jakiś ból oddzielenia, ale i nadzieja powrotu. Tutaj pojawia się istotne przeżycie Boga w chrześcijaństwie: Bóg nie jest owocem wspomnienia. W Starym Testamencie Mojżesz prosi Pana Boga, żeby mógł zobaczyć Jego twarz. Bóg odpowiada, że to niemożliwe, bo „żaden człowiek nie może oglądać Jego oblicza i pozostać przy życiu”. Ale – dodaje – przejdę obok ciebie, a kiedy przejdę, zobaczysz mnie z tyłu, odchodzącego. I rzeczywiście, tak właśnie się dzieje. Mojżesz widzi Boga odchodzącego, widzi Go poprzez wspomnienie. Kiedy mówi o Nim swojemu ludowi, najczęściej powołuje się na wspomnienia: Bóg was wywiódł z domu niewoli, On was nakarmił…
— … dał przykazania.
— Ufajcie Mu, bo was ocalił! Mojżesz dokonuje projekcji przeszłości na przyszłość. A jak wygląda chrzęści- jańska nadzieja? Bóg przyjdzie, ale inaczej, niż przychodził wczoraj. Wczoraj ocalił was od wrogów, ale to nie znaczy, że jutro uczyni to samo.
— Przynajmniej jeśli chodzi o nieprzyjaciół doczesnych.
— Być może jutro pozwoli wam przeżyć klęskę, żebyście zrozumieli, iż także w chrześcijaństwie Bóg w pewnym sensie poniósł klęskę. Żebyście zrozumieli, że ta klęska może być zwycięstwem.
— Księże Profesorze, co jest grzechem przeciwko nadziei?
— Na przykład założenie, charakterystyczne dla totalitaryzmu, że nadzieja już została spełniona.
— W komunizmie nadzieja była przed nami, dopiero szliśmy ku „świetlanej przyszłości”.
— Ale już wszystko wiedzieliśmy i nie pozostało nam nic innego jak aplikacja tej wiedzy do rzeczywistości. Totalitaryzm w gruncie rzeczy likwiduje nadzieję. Po drugie, ciosem w nadzieję jest niezdolność do powiernictwa.
— Niezdolność do zaufania?
— Niemożliwość powierzenia siebie innemu, zamknięcie w sobie. Człowiek nie liczy już na nic albo liczy tylko na siebie. Trzeci grzech przeciwko nadziei to grzech wspomnień.
— To znaczy?
— Mamy z nim do czynienia wtedy, kiedy naszą nadzieję przytłaczają wspomnienia. Myśląc o nadziei, postrzegamy ją wyłącznie przez pryzmat przeszłości, nadzieja jest powtórzeniem tego, co było.
— A kiedy pojawia się rozpacz?
— Gabriel Marcel powiadał, że rozpacz jest stale możliwa, tylko jest ona nieustannie przezwyciężana przez nadzieję. Rozpacz może przyjść zarówno od wspomnień, jak i od serca niezdolnego do zaufania.
— To często jest ze sobą powiązane: serce jest niezdolne do ufności, bo w przeszłości głęboko je zraniono.
— Rozpacz może być wreszcie towarzyszką totalitaryzmu.
— Rozpacz ofiar.
— I władców. Człowiek przezwycięża swą rozpacz, sięgając po władzę. Nadzieja władzy jest surogatem nadziei spotkania z Bogiem.
— Mistrz Eckhart mówi, że nawet Pan Bóg może odbierać nadzieję. Co to znaczy? Próby, na które wystawiony jest człowiek, wyglądają często jak podcinanie nadziei.
— Ale to dzięki nim dojrzewa nasza nadzieja. Jak ona wyglądałaby, gdyby nie było sytuacji próby?!
— W Kolonii, na ścianie piwnicy, w której Żydzi ukrywali się przed hitlerowcami, znaleziono napis: „Wierzę w słońce, nawet gdy nie świeci. Wierzę w miłość, nawet gdy uczucia brak. Wierzę w Boga, nawet gdy Bóg milczy”. Jakaż nadzieja!
— Mistrz Eckhart powiedziałby na to: „Gdyby wszystkie stworzenia przeciwko mnie się opowiedziały i sprzysięgły, gdyby nawet sam Bóg się mnie wyparł, nie przestanę ufać, bo miłość nie potrafi być nieufna…”
— Powierzenie swej nadziei drugiemu stwarza pomiędzy nami szczególną więź, więź miłości. „Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” – mówi jeden z bohaterów Małego Księcia. Czy człowiek może oswoić Boga?
— Kiedy ufasz Bogu, to tak, jakbyś zyskiwał nad Nim władzę. Oto paradoks zawarty w teologii Mistrza Eckharta: z jednej strony mamy tu dążenie, aby człowiek zatonął w Bogu, żeby zniknął; z drugiej strony widzimy, jak wielką władzę nad Bogiem może mieć ufający człowiek. Kiedy człowiek powierzy Bogu swoją nadzieję, wtedy Bóg zatonie w ludzkim sercu, zniknie w przebóstwionym człowieku.
Fragment książki Miłość nas rozumie. Rok liturgiczny z księdzem Tischnerem (Kraków 2011), zamieszczony za zgodą Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak. Wszystkie prawa zastrzeżone.
[czytaj więcej]